MYŚLĘ SOBIE...

Urodzinowo o samotnym podróżowaniu

Właśnie zrobiłam sobie nowy tatuaż (już widzę przerażoną minę moje Mamy 🙂 ) Nie martw się Mamo. Tatuaż jest nieprawdziwy. Taki namalowany zwykłym długopisem. Wyrysowałam sobie na nadgarstku 55 kresek. Dlaczego 55? Bo tyle dni dzieli mnie od powrotu do Polski. Wiem, że to marny pomysł, bo każdego dnia przy kąpieli ów tatuaż będzie mi się zmywał, ale ja obrałam taką taktykę, by zamiast wykreślać codziennie jedna kreskę, każdego dnia rysować wszystkie od nowa, tylko każdego dnia o jedną mniej. Po co to robię i dlaczego o tym piszę? Nie żeby było mi źle w podróży. Zwiedzam piękne miejsca, robią fantastyczne rzeczy, poznaję cudownych ludzi i żyję tak, jak zawsze tego pragnęłam – spełniam marzenia. Robię to, co dla wielu ludzi pozostaje jedynie w sferze marzeń. Miałam możliwość spania w dżungli i realną szansę na spotkanie z moim ukochanym zwierzęciem – pumą (nieważne, że do niego nie doszło, ale szansa była). Mogłam pobawić się z najprawdziwszą małpką (a nie tylko oglądać ją w zoo zza krat) i razem z nią po psocić, poprzytulać się. Zdobyłam najwyższe szczyty krajów, podziwiałam, zapierające dech w piersiach, krajobrazy z wulkanów. Poznałam też sporo fajnych ludzi. Brnęłam ze świecą przez jaskinię pełną wody. Mimo panicznego lęku przed wężami i tarantulami szłam bez strachu w dżunglę, w której one żyją, licząc jednak na to, że je spotkam. Docierałam w miejsca, w które dociera niewielu turystów, chociaż sama bym się tego po sobie nie spodziewała. Zapoznawałam się z kulturą innych krajów, z ich zwyczajami i tradycjami i mogłam udowodnić, że nie „taki wilk straszny, jak go malują”, że tu w państwach, o których mówi się, że są niebezpieczne, i których turyści unikają, może być naprawdę cudownie, bo w końcu najfajniejsze są te szlaki, którymi nie podąża zbyt wielu obcokrajowców. Na tych szlakach można napotkać najlepsze przygody i najciekawsze jednostki. I choć niejednokrotnie mierzyłam się z pluskwami i komarami, nie raz w strachu brnęłam przed siebie, w miejsca, w które inni odradzali mi iść. Nie raz natknęłam się na trudne historie jak chociażby te z Garifunami czy bezdomnymi dziećmi ze stolicy Hondurasu. Każde doświadczenie jednak uczy mnie nowych rzeczy i pokazuje jak wiele na świecie jest do zrobienia i w jak wielu my sami możemy pomóc. Dla tego wszystkiego, dla tych doświadczeń i dla tych wspomnień, które pozostaną na zawsze, warto podróżować. Przesłanie jest proste: warto jest spełniać marzenia i pokazywać innym, że każde marzenie jest możliwe do zrealizowania. Wystarczy tylko chcieć i nie bać się podjąć ryzyka. Oczywistym jest, że towarzyszy temu strach i obawa. Mi towarzyszą one niemal każdego dnia. Jednak wciąż powtarzam sobie moje ulubione powiedzenia: „No risk, no fun” – i taka jest prawda. Życie jest tylko jedno i należy je wykorzystać maksymalnie. W te trudniejsze dni towarzyszy mi myśl, że podczas deszczowych, śnieżnych i zimnych wieczorów w Polsce, gdy Wam nawet nie chce się wynurzyć nosa z domu, ja swój nos spiekam w słońcu. Gdy Wy przeskakujecie przez kałuże lub brniecie przez śniegi, ja pływam w gorącym Morzu Karaibskim, wypatrując piratów, wdycham zapach piasku, prażonego w południowym słońcu i zajadam się zimnym, soczystym arbuzem. Podczas gdy Wy grzecznie ruszacie z rana do pracy, ja pakuję plecak i ruszałam na spotkanie z nowa przygodą, nie wiedząc, co tego dnia może mnie spotkać i gdzie dotrę. Jednak, gdy Wy myślicie, że ja to mam cudowne życie, biegam po plażach i dżunglach, nie muszę wstawać rano do pracy i generalnie prowadzę kolorowe życie wolnego ptaka, pamiętajcie że: Podczas gdy Wy kochani zawijacie się w ciepłą kołderkę w przytulnym, czystym i własnym łóżku, ja otulam się w swój śpiwór tak szczelnie, że wystają mi tylko gałki oczne i modlę się, by żadna pluskwa nie przedarła się przez ten zbrojny pancerz. Podczas gdy Wy zasypiacie przy boku swego partnera, do którego możecie się przytulić, ja zasypiam w towarzystwie kilkorga osób, śpiących w tym samym dormitorium i mogę, co najwyżej przytulić się do pająka, zwisającego samotnie na swej nitce tuż obok mojego łóżka. Podczas gdy Wy w nocy wsłuchujecie się w oddech ukochanej osoby (no, czasem też w chrapanie ), ja wsłuchuję się w orkiestrę dźwięków, wydawanych przez całe moje nocne towarzystwo: w chrapanie, kaszlenie, smarkanie, drapanie, dźwięk tykających zegarków i niewyciszonych telefonów, które dzwonią o różnych porach, w zależności od kontynentu, z którego pochodzą ich właściciele. Podczas gdy Wy wstajecie o siódmej rano, by zjeść śniadanie, ja od co najmniej dwóch godzin już nie śpię i po ciemku, by nikogo nie zbudzić, próbuję znaleźć swoje ubranie, ubieram się i potykając się o setki rzeczy, leżących na mej drodze, zasiadam na krzesełku na zewnątrz dormitorium, by doczekać aż reszta naszej „śpiącbudy” się obudzi. Podczas gdy Wy zasiadacie z rodziną do obiadu, ja na szybko zjadam tortillę z awokado, kupionym na straganie tuż koło terminalu autobusów. Gdy Wy przygotowujecie się do wieczornego snu, ja kombinuję, gdzie tu w ogóle znaleźć jakiś nocleg i zastanawiam się czy w ogóle uda mi się do niego dotrzeć przed zmrokiem. Gdy Wy macie realne wsparcie od bliskich, ja muszę liczyć jedynie na to wirtualne, a poza tym mogę liczyć tylko na siebie. Jeśli spytacie mnie czy podróżowanie jest fajne. Odpowiem, że tak, że jest cudowne, ale bywa też bardzo trudne, zwłaszcza gdy podróżuje się samemu. Samotne podróżowanie ma swoje zalety i wady. Nie muszę być od nikogo zależna i mogę robić, co mi się podoba, mogę spać, gdzie zechcę, jeść o porze, która mi odpowiada, poruszać się we własnym tempie, ale też odpowiedzialność za zorganizowanie wszystkiego i za zaplanowanie wszystkiego zależy tylko ode mnie. Nie mogę powiedzieć: „Nie wiem”, „Ty kombinuj, bo ja jestem zmęczona, bo nie mam siły, bo mama dość”. Muszę stać na straży wszystkiego. Podróżowanie ma dwie strony. Nie tylko jedną jak wielu, którzy się w prawdziwą podróż nie wybrali, może się wydawać. To nie tylko piękne widoki i niesamowite przeżycia. To też brud, trud, pluskwy, problemy, nie zawsze przychylni ludzie, oszuści, miejsca, które nie istnieją. Podsumowując jednak: Podróżowanie jest fantastyczne, ale bywa też trudne, gdy doskwiera tęsknota za bliskimi i tęsknota za poczuciem bezpieczeństwa. O tak, tęsknota, to największa bolączka podróżowania. Tęskno mi do rozmów z Wami, do spotkań z moją siostrą i jej (moim) kochanym Łukaszem. Marzy mi się pójście z mężem do kina, zjedzenie z nim wspólnego obiad, pójście na spacer czy na piwo. Brakuje mi wyjazdu na koncert Pipesów z moją kochaną Edith, poskakania i powygłupiania się na koncercie moich kochanych chłopaków z Kuśki Brothers i spotkania z Martusią, celem obgadania wszystkich bolączek świata. Po prostu w samotnej podróży bywa, że doskwiera tęsknota za domem. Czasem bardzo mocno. Tak mocno, że przyjemność zaczyna sprawiać spędzenie kilku godzin w centrum handlowym (takim europejskim, dającym złudne poczucie bezpieczeństwa), czy wypicie kawy w McDonaldzie (w życiu bym siebie o to wcześniej nie podejrzewała!) Mimo tego wszystkiego, mimo jednak wielu bolączek, kryzysów, obaw i tęsknot, wiem jedno, że gdy wrócę do domu, to będę bardzo tęskniła za tym, co mam teraz: za nową przygodą każdego dnia, za nieznanym i niewiadomym. Pewnie w zimie to nawet za komarami zatęsknię, a czasem może nawet za pluskwami. Bo takie jest życie, że tęsknimy za tym, czego akurat nie mamy, co oznacza, że tęsknota towarzyszy nam wiecznie. Dlatego też teraz dalej czerpię radość z przygód, uczę się na dalszych niepowodzeniach, wzmacniam się i hartuję, by w następną podróż ruszyć już znacznie silniejsza. Tak, w następną podróż, bo mimo niedogodności, pluskiew, nie zawsze przyjaznych ludzi i okoliczności, pomimo straszliwej tęsknoty za bliskimi i za poczuciem bezpieczeństwa, towarzyszącym we własnym, znanym kraju, podróżowanie jest tym, co sprawia, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
Buen viaje i hasta luego!

 

0 0 votes
Article Rating

O Autorce

B*Anita Demianowicz

Podróżuję, piszę i fotografuję. Współpracuję m.in. z magazynami Podróże, Poznaj Świat i Rowertour. Prowadzę prezentacje i warsztaty podróżnicze w całej Polsce. Jestem również przewodniczką grup trampingowych dla kobiet, a także organizuję festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet.
Jestem absolwentką kilku kierunków studiów, m. in. filologii polskiej na UG i Polskiej Szkoły Reportażu.
We wrześniu 2016 ukazała się debiutancka książka: "Końca świata nie było".

Więcej o mnie>>>.

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Mtk

Jakbyś ogłosiła konkurs na swój własny podróżniczy hymn, to zgłaszam piosenkę Krystyny Prońko:
„Małe tęsknoty ciche marzenia
zwiewne jak obłok kruche jak dym
nieodgadnione w nas duszy westchnienia
kto by tam nie znał ich …”

PS Cieszę się, że za mną już odzwyczaiłaś się tęsknić, zawsze trochę lżej.

Anita Demianowicz

Za Tobą tęsknię, ale nie mogę napisać, że tęsknie za rozmowami z Tobą, bo rozmawiamy przecież, a na co dzień rzadko się widujemy, więc nie mogę napisać, że tęsknie za spacerami z Tobą, bo przecież nie spacerujemy razem. I fakt, przez 12 lat zdążyłam się przyzwyczaić. Co nie zmienia tego, ze zawsze za Tobą tęsknię. Do tej tęsknoty zdążyłam się przyzwyczaić

Edyta Szpejnowska

Rzeczywiście tak jest, że podróżowanie ma swoje plusy i minusy, ale przeżycia jakie dostarcza są warte każdego poświęcenia. Ja czytając Twoje posty za każdym razem zazdroszczę Ci przygód, podziwianych widoków i przede wszystkim odwagi, bo sama pewnie nigdy nie odważyłabym się ruszyć w nieznane, gdzie musiałabym liczyć tylko na siebie.
Ja też stęskniłam się za Tobą i naszymi wyjazdami na Pipesów, ale jak wrócisz, nacieszysz się domkiem i trochę odsapniesz to ruszamy na jakiś koncert. Trzymaj się Kochana

Anita Demianowicz

Ja czasami tez się zastanawiam jakim cudem ja się na to odważyłam :)I nie dziwię się, że ludzie się boją. Ja też byłam przerażona i teraz tez nieraz się boję, ale cóż brnę dalej. Co nie zmienia faktu, ze tęsknie. I jak odsapnę i naciesze się nowym domem, to pewnie, że ruszamy.

Emi

Jakoś tak bardzo mocno trafiły do mnie Twoje przemyślenia. Zazdroszcze Ci, że wiesz co sprawia, ze jesteś najszczęsliwszą oaobą na świecie. Ja ciągle szukam, pytam, zastanawiam się…Mam nadzieję, że kiedyś znajdę w sobie na tyle wytrwałości i odwagi, żeby zacząć realizować własne marzenia. Wojtek Cejrowski powiedział, że trzeba tylko wstać z fotela…:)on tak zrobił – wstał z fotela, sprzedał lodówkę i za te pieniądze pojechał w swoją pierwszą podróż.
Pozdrawiam Cię serdecznie.

Anita Demianowicz

Emi to prawda, że po prostu trzeba wstać z fotela 🙂 Ja wstałam i kupiłam bilet, i nie mając pojęcia co mnie czeka i z czym będę musiała się mierzyć, po prostu ruszyłam. gdy dotarłam na miejsce, pomyślałam: Co ja najlepszego zrobiłam?!Gdzie ja miałam rozum! Bo człowiekiem zawsze boi się zmian. Ja wiele lat szukałam swojego miejsca na ziemi, a właściwe swojej własnej drogi, którą podążanie, będzie dawało mi radość i poczucie spełnienia. Zawsze pragnęłam jednak, by pod koniec życia nie musieć żałować, że czegoś nie zrobiłam i by móc powiedzieć, że przeżyłam życie tak, jak chciałam. Powodzenia w szukaniu własnej drogi :)Znajdziesz ja w końcu na pewno, tylko wstań z fotela i przestań się bac zmian. Zmiany zawsze są dobre. Jestem tego przykładem.