Szum morza, a właściwie porządny jazgot, rozbijających się o brzeg fal. I tylko my dwoje, przemierzający na piechotę piaski plaży. Idziemy w odwiedziny do kolejnych wiosek garifuńskich : Tornabe i Miami.
![]() |
Cmentarz |
Tornabe to miasteczko, nie tak już piękne jak chociażby Triumfo, nie tak dzikie, nie tak naturalne. Odkąd zaczął powstawać tu resort turystyczny, przeznaczony dla żądnych dzikich karaibskich plaż gringos, z klimatu miasteczka nie zostało wiele. Piaszczyste drogi wokół domów zabetonowano i w porównaniu z Triumfo, miasteczko straciło cały swój urok. Niestety, co gorsze, każde z tych miasteczek, prędzej czy później zamieni się w wybetonowane dżunglę. Każdy, mający bowiem trochę pieniędzy, pragnie wydrzeć Garifunom plażę i wznieść u jej stóp zabetonowany świat, stwarzający jednak iluzję dzikiego – raj dla przyjezdnych.
W Tornabe nawet cmentarz nie jest tak wesoły i kolorowy, jak gwatemalskie czy hondureńskie cmentarze. Parę kolorów spoziera nieśmiało spomiędzy resztek traw, ale głównie w oczy rzuca się beton, powykrzywiane krzyże. Niektórzy zmarli nie mają nic, jedynie krzyż z patyków. Nawet na cmentarzu aż bieda piszczy.
![]() |
Dom w Tornabe |
A w tle słychać szum pięknego Karaibskiego Morza, do którego o dostęp wszyscy się zabijają. Z Tornabe czekają nas około trzy godziny spaceru po plaży, wzdłuż morza do wioski Miami, a potem kolejne trzy z powrotem do Tornabe. Chciałam pospacerować, to miałam, co sobie zażyczyłam. Słońce przygrzewało tak mocno, że aż czułam swąd palonej skóry na moich ramionach i skwierczenie wypalanego, niczym ze skwarek, tłuszczyku (a to akurat dobrze :)). Fale, obmywające me stopy, chłodziły nieco rozgrzane ciało.
![]() |
Fryzjer w Tornabe |
I choć niejednokrotnie chłodziły mnie one niemal do pasa, to wybrałam mokre ciuchy niż deptanie piasku bosymi stopami, co przypominało raczej przechadzanie się po rozżarzonych węglach. Szliśmy szybkim marszem w milczeniu. Zwykle mnie inni muszą gonić, tym razem to ja musiałam podganiać Alejandra. No cóż, jak ktoś ma prawie dwa metry wzrostu, to i nogi ma długie i krok znacznie bardziej posuwisty. Zmuszona byłam znacznie szybciej przebierać nóżkami, które na ten spacer okazało się zbyt krótkie. A jak wygląda raj? Brudne i zaniedbane plaże, na których łatwiej znaleźć sterty plastikowych butelek, a nawet stare ubrania czy buty niż muszle.
![]() |
Muszelka |
W końcu docieramy do Miami. Przepiękna wioska, w której mieszka około 100 osób – zagubiona w czasie i przestrzeni. Chatki, kryte palmowymi liśćmi, wokół rybackie łodzie, na wysokich palmach żółte kokosy. Mieszkańcy, zebrani w grupki, siedzą w obejściach domów, rozmawiają, śmieją się. Kobiety mają kolorowe nakrycia głowy i kolorowe stroje. Młodzi mężczyźni już europejskie t-shirty. Pozdrawiają nas serdecznie, jednocześnie, przyglądając się z zaciekawieniem.
![]() |
Raj do wynajęcia |
Podchodzi do nas dwóch chłopaków. Pokazują domek do wynajęcia w ich wiosce, proponują zabranie na wycieczkę, w tańszej wersji niż oferują to biura podróży. Widząc, że żaden z nas zarobek, siadają z nami przed domkiem i rozmawiają. Dostaję świeżego kokosa z mlekiem dla ochłody, które popijam, bujając się w hamaku. Wypytuję o ich życie, o turystów, którzy specjalnie tłumnie tu nie przyjeżdżają, czego nie potrafię zrozumieć. Każdy przecież chciałby choć chwilę poczuć się jak w raju. A tu naprawdę można. Chłopak tłumaczy, że Honduras turystyczny to wyspy Utila i Roatan, ale to ja już wiem. Turyści ciągną do innych turystów. I z jednej strony można się cieszyć, że istnieją miejsca dziewicze, niepodeptane turystyczną stopą, ale z drugiej strony dla tych osób, które w takich miejscach żyją, to spora strata i jednocześnie, często jedna z niewielu możliwości zarobku.
![]() |
Miami |
Dziewicze Miami długo już jednak takie nie będzie. I tu, tak, jak w pozostałych wioskach garifuńskich, przyjdzie czas, że bogaty przyszły właściciel nadmorskiego resortu, wkroczy ze swoimi wielkimi buldożerami, które najpierw zrównają wszystko z ziemią, by na nowym podłożu wznieść sztuczny raj. Tak, jak w Tornabe, którego mieszkańcy jeszcze w tym roku muszą przenieść się z dala od plaży i morza, tracąc do niego dostęp raz na zawsze. Tak, jak w Triumfo, gdzie teraz trwa walka, tak i na Miami przyjdzie czas. Aż żal dusze rozdziera, że żyjemy w świecie, w którym rządzi pieniądz, chęć zysku, w którym nie istnieją żadne świętości ani współczucie i zrozumienie dla drugiego człowieka, w którym brak szacunku dla historii, tradycji i kultury. W którym ludzie przed oczami mają tylko pieniądze. Zastanawia mnie czy jest szansa, by jakiekolwiek miejsce na świecie, pozostało na zawsze dziewicze, takie, jakim zostało stworzone. Czy my, ludzie zniszczymy doszczętnie wszystko, co piękne.
![]() |
Miami nad zatoką |
Czy nie możemy po prostu cieszyć oczu tym pięknem, nie starając się zamienić go w maszynkę, produkującą banknoty? Czy musimy wszędzie szukać tylko okazji do zarobku? Czy nie możemy pewnych miejsc zostawić takimi, jakimi są? Obawiam się, że są to jednak pytania czysto retoryczne? Odpowiedź jest oczywista. Wracamy. Cieszę się z jednego, że było mi dane, choć jedną wioskę garifuńską, choć jeden raj na ziemi zobaczyć jeszcze w wersji, nietkniętej przez kapitalistyczną rękę. Inni, którzy przyjadą tu kiedyś po mnie, mogą już nie mieć takiej możliwości.
No popatrz – niby tak blisko Gwatemali, a już zupełnie inna kultura i zwyczaje. Miło, że tubylcy, choć nie spodziewali się na Was zarobić, jednak tak gościnnie Was podjęli. Równie dobrze mogliby machnąć ręką, a tu proszę – pogawędki, hamaczek i kokosy… Normalnie Kajko i kokos! „Miami” wymawiają z angielska, „majami”, czy jakoś bardziej z hiszpańska – może „mijami”? Tak czy Nowak, możesz się chwalić, że zaliczyłaś. Pomimo tej biedy, dziewczęta schludnie ubrane i wesołe – uczennice? Na koniec postu zrobiło się szalenie refleksyjnie i, jak zauważyłaś, retorycznie; taka już nasza natura – na różne sposoby dążymy do autodestrukcji. Wycinamy lasy, zatruwamy powietrze, urbanizujemy ostatnie dziewicze miejsca. I jak tu nie zacytować Simona LeBon: „searching for the udeniable truth that a man is just a fool”. Fajna muszla… Czytaj więcej »
* undeniable – bez litrówki strzelam literówki!
Uczniowie tu wszyscy zawsze chodzą w mundurkach, mimo że bieda panuje. Ale widziałam buty niektórych, stare z dziurami, ale koszula biała i spodnie na kant.
„Miami” wymawiają po angielsku. i Miami zaliczone 🙂
Refleksyjnie, bo smutek mnie wziął. Urbanizujemy wszystko. przeraża mnie to.
A w muszli mieszka robaczek. Naprawdę. Wiec jakoś daje się w niej załatwić.
Piękne miejsce. Przykre, że takie rzeczy się tam dzieją. Ale niestety taki jest ten świat rządzony przez kasę. A turyści ciągną do turystów, bo czują się wtedy bezpieczniej. Często pozornie i drożej 😉
W sumie racja, ze turyści z poczucia i potrzeby bezpieczeństwa ciągną do innych turystów.
Jak tam pięknie! Plaża, palmy, kokosy… żyć nie umierać:) Tylko strasznie szkoda, że coraz mniej takich miejsc.
Pięknie Edith. Tylko czasem smutek ogarnia, ze już nie długo tak pięknie tam będzie.
Anito,Dzisiaj zupełnie przypadkiem trafiłam na Twojego bloga i tak mnie pochłonął, że musiałam go przeczytać w całości Przeczytałam i zobaczyłam wszystko co na nim zamieściłaś. Pisz, bo wciągasz swoimi treściami, pasją i odwagą. Dzięki Tobie moja wyobraźnia przeniosła mnie w miejsca, które opisałaś. Jedyny blog, jedyna w swoim rodzaju jego autorka. I wiesz zaczynam się martwić, że Twoja podróż dobiegnie końca i skończy się blog.Pawlikowska, Centkiewiczowie, Martyna, Jaga, a teraz Ty. Dziękuję.Napisz książkę, nie, musisz napisać książkę, bo tyle niedopowiedzeń i zagadek jest w opisach, że chcę więcej. Chcę zobaczyć więcej zdjęć, proszę o poradnik na końcu książki – taki rozdział dodany, gdzie znajdę miejsca ludzi bardzo na tak i na nie.Wreszcie niekomercyjna podróżniczka.Gratuluję nagrody, bo dzięki konkursowi na bloga mogłam na Ciebie przypadkowo trafić.Idź jak najdłużej swoją własną drogą. Czas… Czytaj więcej »
Olla, nie wiem co napisać. Szczerze to zatkało mnie. I wzruszyło. Nie dziękuj, bo to ja powinnam Ci podziękować za te wszystkie słowa. I nie martw się. To pierwsza podróż i na pewni nie ostatnia. I dla takich słów, dla takich ludzi jak Ty chce mi się pisać. Zakładałam blog dla rodziny i przyjaciół, z nieśmiałą nadzieją, że może jednak i obcy ludzie też czasem wejdą i zainteresują się moim blogiem. Ale nie spodziewałam się, że zyskam jednak wśród nieznanych mi ludzi wiernych czytelników. O książce myślę 🙂
Jeszcze raz Ci dziękuję za to, co napisałaś. Nie chcę tu na forum się rozwodzić 🙂 Jeśli możesz i masz ochotę napisz do mnie na mój adres mailowy. Pozdrawiam Cię serdecznie.