Obudziłam się zlana potem. Nie, to nie był koszmar. Na pewno nie. To ta duchota. Powietrze przesiąknięte żarem. Miasto nabrzmiałe palącym słońcem, ciepłem rozgrzanych silników samochodów. Trzecia nad ranem. Znów nie mogę spać. Dwie godziny, trzy, cztery. Wokół wszyscy zawzięcie chrapią. Część łóżek wciąż pusta. Panama nie wszystkich jeszcze wypuściła ze swych nocnych objęć.
Ani otwarte na oścież okno, ani chodzące nieustannie wiatraki nie są w stanie rozwiać tego upału. Wstaję, przechadzam się korytarzami hostelu. Cisza. Nawet kobieta z recepcji śpi. Tylko ja nie. Wracam do łóżka. Stopery do uszu i kolejna próba.
Wybija piąta. Znów wstaję. Czekam aż się rozjaśni. O szóstej zakładam buty do biegania i ruszam w poszukiwaniu szlaku. Kierują mnie na Cinta Costera. Nie wiem jeszcze co to, ale spotykam coraz więcej osób w treningowym ubraniu. Całe szczęście mam słuchawki w uszach i nie słyszę aż z takim natężeniem tych gwizdów i kląskań pracowników budowy i mieszkańców dzielnicy Casco Viejo. Powoli zaczyna się nowy dzień. Ja biegnę. To dla mnie najlepsza okazja do zapoznania się z nowym miejscem. Bieganie uspokaja mnie, a miasta posiadające ładne tereny do ćwiczeń od razu staja się jakby przyjaźniejsze. Cinta Costera to betonowy deptak sunący niemal od Starego Miasta do nowej części stolicy. Z jednej strony rozciągają się wieżowce, z drugiej Zatoka Panamska. Wszędzie zieleń, palmy, ludzie biegają, ćwiczą tai chi, rozciągają się. Czuję się w swoim żywiole.
– Chcesz wziąć udział w biegu na 10km? – Słyszę pytanie.
Mężczyzna na oko czterdziestokilkuletni dołącza biegiem do mnie. Przedstawia się, dopytuje skąd jestem i proponuje że może mnie podrzucić na zawody, bo sam bierze w nich udział. Tłumaczę, że bieganie jest jedyną rzeczą, którą nie zamierzam zamienić w jakikolwiek wyścig. To moja medytacja. Chyba rozumie przy okazji aluzję i w znacznie szybszym tempie biegnie dalej. Ja wolno sunę, chłonąc atmosferę. Podoba mi się tutaj.
Stolica jest pełna kontrastów. Z jednej strony Casco Antiguo czyli Stare Miasto, w którym pięknie odnowione kamienice z drogimi restauracjami dla turystów przeplatają się z odrapanymi, rozpadającymi się budynkami, zamieszkiwanymi przez biedotę. Stoją nieraz ściana w ścianę. Na balkonie tego ładniejszego zagraniczny turysta popija w kieliszku lampkę szampana, ten drugi zawalony jest stertą śmieci, starych ubrań, kartonów i wszystkim, co już dawno swoje miejsce powinno znaleźć na śmietniku. Z okien pierwszego dobiega cisza, z drugiego dudni panamskie disco, pijany w sztok mężczyzna z gołą klatą i wypełnionym piwskiem brzuszyskiem wykrzykuje na przechodzących pod balkonem przechodniów. Jedne budynki pachną nowością i dolarami, drugie śmierdzą grzybem moczem. Tak prezentuje się Casco Antiguo, stara część miasta, po której niektórzy radzą nie kręcić się nocą. Tych, co nie słuchają dobrych rad jest wielu. Kilkanaście knajpek i dyskotek kuszą turystów niewysokimi jak dla nich cenami. Casco Antiguo to jednak najdroższa część Panamy. Wiadomo: są turyści, są i odpowiednie ceny. Jak wszędzie.
[justified_image_grid preset=4 thumbs_spacing=0 max_rows=2]
Rozdźwięk jest szczególnie widoczny, gdy stanie się blisko przystani rybackiej. Na wprost panamski targ. Rozwalające się budy ustawione w szeregu wzdłuż ulicy. Sprzedawcy oferują wszystko, co tylko nadaje się do kupna. Budy stoją tyłem do ulicy. Żeby zajrzeć na nie trzeba przejść wąskim chodnikiem, ocierając się niemal o ściany budynku, wzdłuż którego są poustawiane. Strach, że zaraz spadnie coś na głowę, że posypie się z tych chatek. Panuje tu potworny bród. Wystarczy jednak delikatny skręt głowy w prawą stronę i już widać wbijające się czubkami w niebo drapacze chmur. Luksusowe samochody, których tu nie brakuje mijają się na drodze z diablo rojo jak nazywają tu chickenbusy miejscowi. Chickenbusów w stolicy nie ma jednak już tak wiele. Od około czterech lat funkcjonuje sprawnie linia metrobus, którą postanowiono wprowadzić, by zmniejszyć liczbę osób, korzystających z diablo rojo. Kierowcy kolorowych, świecących bardziej niż w innych krajach Ameryki Środkowej dawnych autobusów szkolnych są równie szaleni jak w Gwatemali i liczba wypadków spowodowanych przez nich była zbyt duża.
***
– Cześć. Czekaliśmy na Ciebie wczoraj. Półtorej godziny – Słyszę w słuchawce.
– Nie może być! Ja też czekałam i Was nie widziałam. Żadnej obiecanej kartki z imieniem.
A specjalnie jeszcze przypominałam Juanowi, że mam na imię Anita, nie Ana. Bo tutaj imienia Anita używa się jako zdrobnienia imienia Ana. I zwykle używa się takie zdrobnienia zwracając się do małych dziewczynek.
– Ale byliśmy naprawdę!
– Nie, no wierzę. To co teraz?
– Spotkajmy się o 13 przy porcie na Cinta Costera. Poznamy się i zobaczysz czy chcesz do nas jechać.
Przystaję na propozycję.
Do 13.45 nikt się znów nie pojawia. Zaczynam być zła, bo po raz kolejny czekam i nic. Tylko tracę czas. Już mam iść, gdy słyszę swoje imię.
Juan Carlos macha do mnie. Biegnę w jego kierunku i wsiadam do samochodu. W środku Natali, żona.
– To, co? Jedziemy po twoje rzeczy do hostelu?
– A co mi tam! Jedziemy.
A jak tam, a co tam, a dlaczego, ile, dokąd? Mnóstwo pytań jak zwykle przy takiej okazji. Część rzeczy Juan Carlos wie o mnie, ja o nim. W końcu oboje poznaliśmy się wcześniej przez couchsurfing. Staram się zwykle szukać dziewczyn, ale gdy przeczytałam, że Juan posiada rodzinkę, syna, stwierdziłam, że nic mi z jego strony nie grozi.
– To piszesz blog?
– Acha.
Skręcamy w coraz węższe uliczki. Jedziemy już długo. Nie mam pojęcia gdzie jestem, jak dojechać do stolicy. Czy jeszcze w stolicy w ogóle jesteśmy czy już nie.
– A o dniu dzisiejszym też piszesz? Ktoś wie, gdzie teraz jesteś? – Pada pytanie.
A ja czuję jak krew uderza mi do głowy, serce zaczyna walić jak oszalałe, pot zbiera się pod opuszkami palców i przy nasadzie włosów, a przecież w samochodzie jest klima. Działa na cały regulator, więc to nie dlatego że jest upalnie. Otwieram małą kieszonkę i sprawdzam czy gaz pieprzowy jest na miejscu. Ale przecież rodzina, żona, syn, domek w dobrej dzielnicy… myślę sobie. Tylko to pytanie tak głupio sformułowane, że wywołuje strach. Dlaczego ludzie zawsze pytają, a ty się tak nie boisz u obcych spać albo z obcymi wsiadać do samochodu? Zawsze pytają właściciele pojazdu, w którym akurat siedzę i wtedy czasami zaczynam się obawiać. Zwłaszcza gdy zaczynają mówić, ile to niebezpieczeństw czyha na samotne kobiety.
Z drżącym sercem docieramy do strzeżonego osiedla. Strażnik kłania się Natali i przybija piątkę z Juanem Carlosem. Śmieją się, żartują. Gdy wchodzę do domu, słysząc „nuestra casa es su casa” (nasz dom jest twoim) spływa na mnie spokój. Rozkładam rzeczy w swoim pokoju. Juan Diego, pięcioletni syn moich hostów ściska mnie. Po raz kolejny łajam swoją wybujałą wyobraźnie, każąc jej się uspokoić. Uspokaja się.
W nocy chłodna bryza dobija się do mojego okna. Jest cicho. Spokojnie. Jak w domu.
E, mało … czuje niedosyt w czytaniu…
Pozdrownienia 🙂
Ciągle mało? 🙂 Będzie więcej 🙂
Malo!!!
Oj tam, oj tam 😉
Ale jak to się stało, że się nie spotkaliscie na lotnisku?
No właśnie! Więcej szczególów poprosimy 😉
Szczegóły nudne są 🙂 Sama ich dobrze nie znam.
Nie mam pojęcia. Onio czekali. Ja też.I wierzę im, że na pewno czekali, ale może się minęliśmy jakoś. Nie mam zielonego pojęcia. Najważniejsze, że się w końcu znaleźliśmy 🙂
Aaa, ależ mnie wciągnęło! Jak nie lubię czytać, tak teraz czekam na kolejny wpis i liczę na więcej szczegółów 🙂 Podziwiam Cię, jesteś taka odważna, ale masz też wielkie szczęście, że trafiasz na dobrych ludzi, którzy są chętni pomóc. Gdybym była na Twoim miejscu w tym samochodzie, to po TYM pytaniu chyba wyskakiwałabym z auta:p
Pozdrawiam!
Nie wiem czy to odwaga. Po tym pytaniu też miałam ochotę wyskoczyć z samochodu. Miałam pietra, ale dałam radę 🙂 Cieszę, że Cię wciągnęło. Zapraszam częściej. Będzie mi bardzo miło.
taaaak krótko 🙁 . Chciałabym kiedyś zobaczyć to miasto kontrastów, zastanawiam się czy bym się przyzwyczaiła, bo u nas jest albo biednie, albo bogato, ale tak w miare normalnie…
Zawsze wszyscy narzekali, że tak długo piszę 🙂
Fajnie, że dobrze się skończyło:)
Ja też sie cieszę, że dobrze sie skończyło, ale stresu troche było 🙂
Hej.Witam nie wiem czy dojdzie ta wiadomosc ale moze.Pamietasz kolege motocykliste z Ossot z Rzeszowa wybieram sie do islandii motorem .bylas moze wiesz jak tam sie podrozuje .odezwij sie kiedys tel.530207474 widzialem twoj artykul w poznaj swiat.super jak zawsze.pozdro Pawel Kosturek
L
Hej,
Wiadomość doszła 🙂 Na Islandii jeszcze nie byłam. Właśnie wybieram się w w połowie sierpnia, więc na razie sama nie wiem jak się tam podróżuje. Dopiero będę sprawdzać.