Marzy Ci się zobaczyć wulkan w czasie erupcji? Koniecznie wybierz się na wulkan Acatenango w Gwatemali. Podpowiadam jak zorganizować samodzielnie trekking na wulkan.
Słońce przygrzewa, a my brniemy w wulkanicznym pyle. Zakładam bandanę na głowę, by zabezpieczyć się przed udarem, a twarz obficie smaruję kremem z filtrem.
Suniemy powoli. Mamy czas. Specjalnie z Tamarą wyruszyłyśmy przed 8 rano, by na szlaku być po 10 i na spokojnie dojść do bazy, a potem cieszyć się widokami.
Zresztą plecaki, ważące dobre 20 kg, nie pozwalają nam gnać na złamanie karku.
Po pół godziny docieramy do polany, na której rozłożyli się w większości ci, którzy właśnie kończą trekking. Kilka osób pyta, czy idziemy same. Turystów zagranicznych, wybierających się w góry bez przewodnika, nie ma zbyt wielu.
Po godzinie trafiamy na budkę rangersów. I znów pytanie: same?
– Same. Przecież wolno.
– Wolno, ale to nie jest bezpieczne. Niedawno zmarło 8 turystów, którzy poszli sami.
Kiwamy głowami. Wiemy. Ale też wiemy, że zmarli, dlatego że nie byli dobrze przygotowani.
To trzymajcie się cały czas prawej-mówi rangers i każe dopisać numer telefonu. W razie czego będą kontaktowali się przez whats up.
Konicznie zobacz cały post! Na końcu czeka niespodzianka w postaci filmu ukazującego erupcję wulkanu.
Szybko gubimy jednak „prawą”. Ale na trasie są i grupy, i ci, którzy wiozą na koniach plecaki turystów do bazy. Zagadują i cały czas utwierdzają nas w tym, że idziemy dobrze. Nikt nie wspomina, że zmierzamy na „niewłaściwe” pole. Niewłaściwe, bo prywatne.
I znów pytanie: – Same? To chodźcie z nami. Rozbijecie się koło nas.
I słyszymy tłumaczenie, że ogólnodostępne dla wszystkich pole jest z drugiej strony. Tu tereny są wykupione przez poszczególne agencje turystyczne. Nikt nas jednak nie wyrzuca. Wręcz przeciwnie. Zapraszają do ogniska na gorącą czekoladę, ciepłą kawę na rozgrzewkę z rana przed wyjściem na szczyt. Jeden z przewodników, Mauricio, tłumaczy, że zależy im na tym, by nikomu więcej nic się nie stało.
Długo zastanawiamy się nad miejscem do rozbicia namiotu. Chcemy mieć jak najlepszy widok na wulkan Fuego. Przez ponad dwie godziny, gdy w końcu zapada zmrok, czatujemy z aparatami. Słychać tylko grzmienie wulkanu Fuego, dźwięk migawki i nasze okrzyki, zachwyty i jęki 🙂
Widok, jaki funduje nam natura, jest niezwykły, a gdy jeszcze do tego wszystkiego dochodzi burza i pioruny rozświetlające niebo tuż nad wulkanem, czujemy się, jakbyśmy znalazły się na innej planecie.
Budzimy się o trzeciej nad ranem. Jeden z przewodników gwarantował, że o 3.00 i 3.30 Fuego zafunduje kolejne dwa duże wybuchy. Liczę, że chmury, które sunęły po niebie przez cały wieczór, zniknęły.
Jest zimno. Trzęsę się, ale gdy wyglądam z namiotu i widzę niesamowicie gwiaździste niebo nad nami i kolejne erupcje wulkanu, zapominam o chłodzie. Wpadam w kolejny fotoamok.
Treking zaczynamy po ciemku. Wschód tego dnia jest o 6.06. Wejście na szczyt zajmuje nam około godziny. Nie jest łatwy, choć to tylko pół kilometra drogi w górę. Pył, po którym się idzie, jest uciążliwy. Daje się też we znaki wysokość (3976 m nmp), nieco trudniej się oddycha.
Niebo na horyzoncie powoli zaczyna się barwić na pomarańczowo. Znikają gwiazdy, a światła miast powoli zaczynają znikać pod napływającymi szybko chmurami.
Staram się iść jak najszybciej, by zdążyć na wschód. Mijam dziewczynę, która płacze i nie chce iść dalej, bo jest jej za ciężko.
W końcu docieramy. Naprzeciwko wulkan Agua i wstające za nim słońce, a po prawej stronie wulkan Fuego, który po nocy budzi się powoli do życia i znów zaczyna pomrukiwać i wyrzucać z siebie lawę.
Jest zjawiskowo, magicznie, niesamowicie. Nawet nie czuję chłodu. Nie przeszkadzają mi też tłumy ludzi na szczycie. Jakby czas się zatrzymał. Po chwili jednak znów rusza.
Wycieczki z przewodnikami szybko się zwijają. Zostajemy na szczycie we dwie. Gdzieś po drugiej stronie krateru kręci się kilku miejscowych, którzy też przyszli bez przewodnika. Mamy szczyt i krater niemal tylko dla siebie. Jestem w siódmym niebie!
Jak zaplanować trekking na Acatenango?
Trekking jest bardzo prosty do zorganizowania samemu. Potrzebny jest jedynie namiot, śpiwór, karimata i ciepłe rzeczy, ponieważ na górze, zwłaszcza nocą jest zimno.
Jako że Acatenango leży blisko miasta Antigua, najlepiej stamtąd rozpocząć podróż. W zależności od kondycji oraz ciężaru, jaki będzie się dźwigać, wejście na górę może zająć od ok. 4 do 6 godzin.
Z Antigua łapiecie autobus, który jedzie w do Parramos (5 quetzali. Z reguły to każdy bus jadący do Chimaltenango). W Parramos musicie przejść ok. 200 metrów i łapiecie autobus jadący do San Pedro Yepocapa. Prosicie o wysadzenie przy wejściu na wulkan (7 quetzali).
Jeśli nie macie własnych kijków trekkingowych, na wejściu dzieciaki „wypożyczają” kije strugane (5-10 quetzali za parę). Warto skorzystać z tego, ponieważ bez nich wejście na wulkan może być trudne, a zejście szczególnie.
Po ok. 30 minutach traficie na polankę, przy której jest budowa. Od tego momentu po kolejnych około 30 minutach dojdziecie do oficjalnego wejścia do parku. Koszt wejścia to 50 quetzali.
Stamtąd są dwie drogi. Jedna prowadzi na pola kempingowe prywatne, wykupione przez agencje. Tam idą tylko grupy z przewodnikami (przez pomyłkę i my tam trafiłyśmy). Druga droga, cały czas trzymając się prawej strony, prowadzi do pola namiotowego ogólnodostępnego.
My pomyliłyśmy drogi, ponieważ nie było oznaczenia. W drodze powrotnej rozmawiałam z rangersem i zapewniał, że za dwa tygodnie znak powinien się pojawić.
Jeśli zdarzy Wam się zabłądzić i dojść do pola prywatnego, myślę, że spokojnie jak my, możecie liczyć na pomoc przewodników. Pozwolili nam się rozbić na swoim terenie, zaprosili do ogniska, pożyczyli śpiwór, byśmy nie zmarzły, a nawet napoili gorącą czekoladą wieczorem, a rano gorącą kawą.
Dlaczego lepiej iść samemu? Przede wszystkim dlatego, że ma się na szczycie rano tyle czasu, ile się chce. Grupy po ok. 30 minutach po wschodzie były już poganiane i musiały uciekać, a my miałyśmy niemal cały szczyt wulkanu przez ponad dwie godziny tylko dla siebie.
Wejście na szczyt z base campu zajmuje ok. godziny.
Zejście z wulkanu ok. 2,5-3 godzin.
Autobus do Parramos jeździ mniej więcej co około godzinę.
A na zakończenie coś ekstra! Krótki film ukazujący moc natury. Nocna erupcja wulkanu Fuego.
Uważasz, że tekst jest przydatny? Możesz mi łatwo podziękować, a jeszcze na tym oboje skorzystamy! Planujesz podróż? Zarejestruj się na portalu AirB&B korzystając z tego linka. KLIK! Dostaniesz 100 zł na pierwszą podróż, a i mi wpadnie parę groszy na noclegi. Wolisz skorzystać z Booking.com? Wybierz ten link. Zrealizuj rezerwację dokonaną przy użyciu tego linku. KLIK!
NOoooooooooooooo jest KOZAK! 😀
Dzięki wielkie Karol 🙂
Ten film z płynącą lawą – coś niesamowitego.
Prawda 🙂 Ja byłam pod mega wrażeniem. W styczniu, gdy wrócę jest plan by wejść konkretnie na Fuego. Będzie się działo 🙂
Tomasz Lepich
Tak tak Fuego jest gdzieś tam w planach, to piękny wulkan
Piękna fota
Khalif jest to bardzo fotogeniczny wulkan
Anita inspirujesz !
Awesome
Wulkany świata!
Rafał Żurawik. Aleksandra Dziki. Kuba Żuraw.
Michał Cieślak Dorota Kaim
Wow ! Gratulacje 🙂
Anito… rewelacyjne ujęcie
Byliśmy, potwierdzamy! 😀
Czad!!
Rewelacja. …ciary
Fantastyczne przeżycie i zdjęcie ☺
PRZEPIEKNE !!!
Niesamowite zdjęcie! Gratuluję 🙂
Jest piękne 🙂
Anita….. Nic nie powiem…. ❤
wrażenie nieziemskie
Kosmos!
Wow wow wow❤️