POLSKA PORTRETY

Dżenneta i Tatarzy

Zapach lasu i koszonej trawy towarzyszył mi niemal od początku dnia. Jechałam z uśmiechem na ustach, bo jechałam do „moich” Kruszynian, gdzie rok wcześniej, pachnącym wolnością wieczorem siedząc przy stole i przy lampce wina, słuchałam tatarskich opowieści. Rok wcześniej miałam tylko zajechać zobaczyć meczet, zajrzeć na mizar* i spróbować smakołyków kuchni tatarskiej a potem ruszyć dalej w drogę. Nie ruszyłam. Zostałam, bo Kruszyniany oczarowały mnie. Następnego dnia też nie chciałam jechać. Coś mnie zatrzymywało. Magia, bo co innego?

***

Tereska Kosibianka. Od zawsze pamiętam ją jak stała w centralnym miejscu na gorlickim rynku i przelewała wodę, gdy nacisnęło się guzik. Lubiłam pomnik Tereski. Lubiłam też legendę o niej. Dzielna i sprytna uratowała Gorlice przed najazdem Tatarów. O Tatarach natomiast zwykle mówiło się źle. Lekcje historii pokazywały ich od najgorszej strony, jako odwiecznego wroga i najeźdźcę.

Ale ja dziś nie chcę pisać źle o Tatarach, a wspomnienie Tereski Kosibianki pojawiło się tu tylko właśnie przez wzgląd na nich i na postać odważnej, dzielnej i pełnej pasji kobiety. W bardzo wielu legendach przewija się podobny motyw. Niech pojawi się więc i w mojej historii – o Dżennecie, która, dla odmiany, „uratowała” Tatarów… od zapomnienia.

Kruszyniany

***

Kruszyniany nazywane są tatarska wioską, bo Tatarzy mieszkają tu od marca 1679 roku, kiedy to ziemie w tych rejonach zostały nadane przez króla Jana III Sobieskiego Tatarom z Wojsk Polskich, którzy najpierw w związku z niepłaceniem żołdu zbuntowali się i przeszli na stronę turecką, a potem wrócili do Polski i po amnestii w ramach zaległego żołdu otrzymali ziemie w okolicy wsi Bohoniki, Kruszyniany i Studzianka. Wedle zapisów przeniosło się tu wówczas czterdzieści pięć rodzin Tatarów litewskich.

Dzisiaj w Kruszynianach mieszka trzydzieści rodzin. Większość z nich to prawosławni i katolicy, a rodziny tatarskie mieszkają tu w tej chwili trzy, w tym rodzina Bogdanowiczów i Dżemila Gembickiego, przewodnika po meczecie i mizarze, którego babcia opowiadała, że dawniej mieszkańców w Kruszynianach było trzystu, a Tatarów stu.

Był jednak czas w historii Kruszynian, że Tatarów nie było tu już wcale. Dziś, choć mieszkają tu zaledwie trzy tatarskie rodziny, można na nowo mówić o tym, że Kruszyniany to tatarska wioska. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie odważna, dzielna i pełna pasji kobieta – Dżenneta Bogdanowicz.

Dżenneta Bogdanowicz

Losy rodziny

Jej rodzina mieszkała w Trzciance, ale potem rodzeństwo rozjechało się po całej Polsce. Dżenneta trafiła do Wrześni na studia, a rodzinę założyła już w Supraślu. Pracowała w Knyszyńskim Parku Krajobrazowym jako przewodnik. Do Kruszynian trafiła po raz pierwszy pod koniec lat siedemdziesiątych w ramach tzw. Orientów sokólskich, które organizowali profesorowie, prowadzący badania nad kulturą i historią Tatarów. Wcześniej jej rodziców nie było stać na to, by całą rodzina wybrać się do Kruszynian na groby rodzinne na tamtejszym mizarze.

– I ja się wtedy zakochałam w Kruszynianach – wspomina. –  To miejsce magiczne. Ma niezwykle pozytywną aurę. Tu jest coś takiego nieokreślonego, czego nie da się opisać słowami, co trzeba po prostu poczuć.

Mizar

I ona i ja poczułyśmy to na mizarze. Dziwne jest mówić, że lubi się cmentarze, ale z tym w Kruszynianach nie może być inaczej. Może dlatego, że znajduje się tam miejsce mocy? Dżenneta mówi, że zawsze chciała być w Kruszynianach, choć wcześniej nigdy nie mieszkała na wsi. Czuła, że jej miejsce jest właśnie tutaj. A potem poznała przyszłego męża Mirka Bogdanowicza, Tatara, którego rodzina ziemie w Kruszynianach otrzymała jeszcze od Sobieskiego. To tu dziadek pana Mirka zbudował dom i ten stary dom nadal jest wkomponowany w rozbudowany już w tej chwili budynek. Ta ziemia od ponad 355 lat należy do rodziny Bogdanowiczów. I pan Mirek zabrał Dżennetę do Kruszynian. – Gdy dziadek spytał Mirka kim jestem, ten odpowiedział, że będzie mnie znał, bo moja rodzina Półtorzyckich leży na mizarze. – Wspomina Dżenneta – A dziadek powiedział: „A tak, jeden z nich zginął w pojedynku.” I już nie byłam dla niego obcą osobą.

Od pierwszej wizyty Dżenneta nosiła się z zamiarem, żeby osiąść w Kruszynianach.  Namawiała też innych Tatarów, żeby wrócili, ale oni się tylko śmiali z pomysłu. – Wyjechali z wioski, z tych terenów i w ogóle nie myśleli, żeby wracać. A we mnie to było. Dzieci rosły i w końcu przyszedł czas, że mogłam zacząć spełniać swoje marzenia. I wtedy teść zaproponował, żebyśmy zaczęli działalność w domu rodziny Bogdanowiczów. Wszyscy byli sceptycznie nastawieni do pomysłu. Wioska tak naprawdę umierała.

Jednak Dżennety nic nie było w stanie odwieść od pomysłu. Miała marzenie i dążyła do jego realizacji. W 2002 roku wzięła urlop i zaczęła działać. Dopiero rok później zaczęli pojawiać się goście. Reklama szeptana spowodowała, że tych gości pod koniec wakacji było naprawdę sporo. Zaczęło pojawiać się coraz więcej wycieczek, bo koledzy-przewodnicy Dżennety dowiedzieli się, że w Kruszynianach zaczęło się wreszcie coś dziać.

Kruszyniany 2

Jak Dżenneta uratowała Tatarów od zapomnienia

Jej zamierzeniem było, żeby w Kruszyninach stworzyć miejsce nie tylko dla turystów, ale przede wszystkim dla Tatarów. Dla zachowania tożsamości i dla młodzieży tatarskiej, która rozproszyła się po świecie. Dżenneta chciała, żeby młodzi nie wstydzili się swoich korzeni, żeby wiedzieli, że tu jest ich miejsce, że ta wioska tatarska jest dalej, że jeśli kiedykolwiek przyjadą do Polski i zechcą tu być i pobyć w tej „tatarskości”, to znajdą takie miejsce właśnie w Kruszynianach. – To miejsce miało być dowodem, że nasz historia trwa nadal, że jesteśmy. Chciałam, żeby nasze dzieci tatarskie tutaj przyjeżdżały, poznawały się, zakładały rodziny. Czułam, że moim obowiązkiem jest zachowanie naszej ciągłości. Bo jeżeli nie ja, nie moje pokolenie, to kto o to zadba?

Dżennetę najbardziej dziwi, gdy ktoś mówi: „Ale miała Pani nosa na biznes”. A Dżenneta mówi, że to wcale nie tak miało być. – To wyszło samo z siebie. Nie wiem czy gdybym myślała o biznesie, to by mi się tak udało. Ja nie przeliczałam, tylko dokładałam do tego „interesu”. Ale jak coś się robi z pasją, jeśli się ma jakieś marzenia, to z czasem to się przekłada na pieniądze, myślenie jedynie o zarobku, raczej nie popłaca.

Jej wyszło, ale dlatego, że była w niej i wciąż jest ogromna pasja i miłość do ludzi. I tę miłość widać. Każdy, kto przyjeżdża w progi Tatarskiej Jurty, czuje się niemal jak członek rodziny. Dżenneta zawsze znajdzie czas, żeby z każdym porozmawiać, dając to ważne poczucie, że przyjechało się w odwiedziny do kogoś bliskiego

Dzemil Gembicki

O Tatarach

Dżenneta mówi, że Tatarzy zarzucali jej zbytnią otwartość na innych. Ale ona tak była wychowana, jej dom zawsze był pełen ludzi. Z otwartością nie ma też problemu Dżemil Gembicki, który z chęcią opowiada o wszystkim, co z Tatarami i muzułmanami związane. Opowiada barwnie historie Kruszynian, ukazując obrazki z codziennego życia i ubarwiając zabawnymi anegdotami. Lubi powtarzać, że choć religijnie wioska jest mieszana, to we wsi wszyscy żyją w zgodzie. – Jest tylko jeden problem – żartuje. – Gdy wszyscy zaczynają wzajemnie się zapraszać na święta, to brakuje dni wolnych na pracę, bo obchodzone są święta katolickie, prawosławne i muzułmańskie.

Dżemil chętnym do słuchania przybliża też zwyczaje i tradycje muzułmańskie. Opowiada o tym jak wyglądają chrzciny, pogrzeby i śluby.

– Ślub w naszej religii jest kontraktem. My Tatarzy polscy bierzemy śluby w meczecie i mamy czterech świadków mężczyzn. Na początku pan młody modli się we własnym domu i żegna dom rodzinny, okrążając stół trzykrotnie wraz ze swoimi świadkami, z którymi trzyma się za ręce. Potem pan młody przyjeżdża do domu panny młodej i pannę młodą wykupuje za słodycze. Trzeba podarować około trzydziestu, czterdziestu bombonierek, ponieważ słodycze to symbol bogactwa. Mama przykrywa pannie młodej twarz welonem, a w trakcie przysięgi para młoda składa palce ku sobie kciukami. Po modlitwie i przysiędze dziewczyna odkrywa welon. To duchowny nakłada obrączki parze młodej, a ta wpisuje się do księgi. Na końcu wszyscy goście modlą się za zdrowie młodego małżeństwa, a rodzina dzieli słodycze między wszystkich gości. Później jest duże wesele.

Co ciekawe obecnie w małżeństwach mieszanych, zgodnie z tym, co mówi Dżemil, każdy zostaje przy swojej religii, ale dzieci wychowuje się tak, jak się między sobą uzgodni. U Dżemila córka jest katoliczką jak mama, a syn jest muzułmaninem.

Meczet w Kryszynianach

Dziś mieszkańcy Kruszynian z dziada pradziada trochę między sobą marudzą (z nutką zazdrości), że Dżenneta nie jest rodowitą Kruszynianką. Może i nie, ale tak, jak się mówi o matce, że jest nią nie ta, która urodziła, lecz ta, która wychowała i obdarzyła miłością, tak można chyba powiedzieć o ojczyźnie, że nie ta ziemia, na której się urodziło, lecz którą się pokochało z całego serca jest tą prawdziwą, jedyną, rodzinną.  Zresztą jedno jest pewne. Bez Dżennety Kruszynian już by nie było. To ona uratowała je od zapomnienia.

*Mizar – tatarski cmentarz
Praca Dżennety Bogdanowicz jest doceniana nie tylko przez turystów odwiedzających Kruszyniany. 14 czerwca 2015 Dżenneta odebrała order Ecce Homo (http://www.ecce-homo.pl/) przyznawany tym, którzy wbrew wszelkim przeciwnościom, poprzez konsekwentną działalność dają świadectwo bezinteresownej miłości bliźniego.

0 0 votes
Article Rating

O Autorce

B*Anita Demianowicz

Podróżuję, piszę i fotografuję. Współpracuję m.in. z magazynami Podróże, Poznaj Świat i Rowertour. Prowadzę prezentacje i warsztaty podróżnicze w całej Polsce. Jestem również przewodniczką grup trampingowych dla kobiet, a także organizuję festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet.
Jestem absolwentką kilku kierunków studiów, m. in. filologii polskiej na UG i Polskiej Szkoły Reportażu.
We wrześniu 2016 ukazała się debiutancka książka: "Końca świata nie było".

Więcej o mnie>>>.

Subscribe
Powiadom o
guest

33 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Michał

Wybieram się jak sójka za morze w tamte rejony. A kilku Tatarów znam osobiście, zresztą moja siostra wyszła za potomka spolonizowanych Tatarów 🙂

Igor

Chciałbym napisać coś mądrego, ale będzie to tylko: uwielbiam takie historie!

Relskias

Nawet nie wiedzialam, ze takie miejsce istnieje. Teraz juz wiem i bardzo chcialabym tam kiedys pojechac.

MadaTravels-Blog

Hmm podobno w moich żyłach płynie trochę tatarskiej krwi… Kiedyś pojadę w tamte strony 🙂 choć jeszcze nie teraz. Dzięki za post.

Tomasz

Również udało nam się odwiedzić te okolice w tym roku. Oczywiście na rowerach. Dojazd z Białowieży nie był najłatwiejszy ale i tak warto zobaczyć ten piękny zakątek naszego Kraju. Pozdrawiamy.

hana

czytając takie historie …lubię internet…pozdrawiam serdecznie

Maciej

Hehe, w tamtym roku też byliśmy w Kruszynianach na rowerach, bardzo ciekawe miejsce i faktycznie jedzenie bardzo smaczne, spotkaliśmy oczywiście tych samych ludzi 🙂

Maciej
Ewa

Byłam u Bogdanowiczów tydzień temu. Anita sama podróżuje na rowerze, ja tym razem na motocyklu. Zetknęłam się z tym samym o czym jest tu napisane – otwartość, ludzkie dobro, nienachalna, ale wypływająca z serca gościnność. Wszystko tak jak powinno być kiedy Człowiek spotyka Człowieka. Po prostu. Nocleg w mongolskiej jurcie będę wspominać jeszcze bardzo długo! I z ogromną wdzięcznością.

Basia

Witaj Anito, Dopiero dzisiaj dotarłam na Twój blog 🙂 Lepiej późno niż później! Stało się to po tym , jak Moja Przyjaciółka, również zawołana rowerzystka, zamieściła wywiad z Tobą, który szybko pochłonęłam. Piszę we wpisie o Kruszynianach, gdyż Podlasie to moje rodzinne strony. Byłam też oczywiście u Szeptuchy – bo tak czyniły Moje babcia i prababcia ze strony Ojca i tak mój instynkt mi podpowiedział. Chciałabym Ci przede wszystkim podziękwać za to, że pokazałaś mi, lub też utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że można samej przemieszczać się po świecie, że jeśli się czegoś bardzo pragnie – to można, ba! , nawet trzeba! A propos nazwisk i pochodzenia tatarskiego – z tego co usłyszałam od uroczego przewodnika Dżemila ( jest również na Twoim zdjęciu ), Tatarzy polscy często przyjmowali nazwiska z końcówką -icz , aż sama się zastanawiam nad moim… Czytaj więcej »

Ada Lewicka

Cudowna opowieść o Kruszynianach i Tatarach, tyle razy wybierałam się w to miejsce, że szkoda gadać – ale wiadomo im bliżej się ma tym trudniej dotrzeć. Teraz już wiem na 100 % muszę dotrzeć w to miejsce i poczuć klimat.Bardzo ciekawa fotorelacja.

Kasia

Witam, planowana jest w Kruszynianach budowa kurników na 240.000 kur. Organizujemy petycję przeciwko tej inwestycji i prosimy wszystkich tych, których urzekły Kruszyniany i jej okolice, by oddawali swój głos http://www.petycjeonline.com/nie_budowie_kurnikow_w_kruszynianach Wszystkim z góry bardzo dziękujemy!

Grzegorz Kamiński via Facebook

Chyba cztery tatarskie rodziny mieszkają w Kruszynianach. Oprócz dwóch wspomnianych jeszcze Talkowscy i Chaleccy. Ciekawe o której autorka nie miała pojęcia. Przy takiej ilości nazwisk przyzwoitość nakazuję wymienić wszystkich. Jedna z nie wymienionych rodzin nawet na miesiąc nie opuściła Kruszynian i przynajmniej z racji tego powinno się o niej pamiętać. Z tego miejsca pozdrawiam wszystkie cztery zacne rody.

Ula Marchlik via Facebook

Poetycja. Fajne słowo 🙂
A dziś dzień poezji!

Marta Legieć-Ulanowska via Facebook

To chyba żart!

Bożydar Demianowicz via Facebook

Słabo 🙁 Niby gdzieś trzeba budować różne „niewygodne” inwestycje, ale może jednak niekoniecznie w miejscowościach, które przez lata budowały swą markę turystyczną.

Marek Wojtkowski via Facebook

„Planowana jest tam budowa kurników na 240.000 kur”….brawo gmina !!! I wszystkie kury domowe z Polski tam zamknąć na resztę życia 🙂 🙂 🙂 a tylko fajne, pozytywnie zakręcone dziewczyny zostaną w tym kraju ! Bużka…..

Dorota Niewiem via Facebook

Jestem zakochana w Podlasiu(mimo,ze nigdy tam nie bylam…),Petycje podpisalam ,dziekuje Anita Demianowicz Blog za udostepnienie stronki do podpisu petycji.Pozdrawiam serdecznie 🙂

Piotr Sikorski via Facebook

Jako posiadacz zespołu Tourette’a, muszę czemprędzej skomentować: Kur** mać!

Marcin Łukaszewicz via Facebook

Ponieważ to są moje rodzinne strony a Dżemilę znam osobiście – oczywiście podpiszę! (a to Dżemil a nie Dżemila) haha sorki 😀

Andrzej Hałubek via Facebook

Szczyra prawda! Bez Dżennety i Mirosława Bogdanowiczów nie byłoby Kruszynian!