Jako mała dziewczynka pasjami czytałam książki Karola Maya i chciałam być Indianinem, jak większość chłopców. Nie zdziwiło mnie więc aż tak bardzo, gdy szeptucha powiedziała mi, że w poprzednim wcieleniem byłam indiańskim szamanem. Wszystko nagle nabrało sensu.
***
Za bramą przywitał mnie terier. – Ktoś go podrzucił – zauważyła bardzo szczupła ciemnowłosa dziewczyna, jak się później okazało córka pani Eugenii. Tych podrzuconych psów u nich jest więcej.
Pani Eugenia to dziarska kobieta. Ma 61 lat i jeśli chodzi o wiek to jest trzecia najstarsza wśród podlaskich zapowiadaczek. – Ja jestem babcią – mówi sama o sobie – ale lekarz jest lekarzem. Trzeba go słuchać. Pani Eugenia z chorobami zawsze odsyła do lekarza, nie pozwala lekceważyć choroby, ale sama też leczy, a oprócz tego wywołuje duchy lub przeprowadza błąkające się dusze zmarłych na drugą stronę.
Nie mam pewności czy przyjmie mnie w niedzielę. Dzień święty trzeba święcić i żadna z szeptuch nie przyjmuje w dni święte. Babcia Wiera z Orli, o której pani Eugenia mówi, że chyli przed nią czoła i że to „bardzo dobra babcia” w sobotę i niedzielę wyłącza telefon. Sama się o tym przekonuję, próbując się do niej dodzwonić. Zresztą w piątek odebrała chyba tylko po to, by telefon przestał wreszcie dzwonić, bo zaraz bez słowa odłożyła słuchawkę.
Pani Eugenia nie odmawia jednak. Zaprasza do środka przyczepy campingowej, w której gości przychodzących z prośbą o pomoc. W przyczepie panuje rozgardiasz, ale przecież nikt tu nie przychodzi na inspekcję czystości. Pani Eugenia siada na wersalce przykrytej kapą przypominającą mi nieco indiańskie wzory, znane z targów Ameryki Środkowej. Na stole, na którym opiera łokcie otulone czarnym wełnianym swetrem, leży kilka dużych woskowych kul, figurki świętych i obrazki w ramkach niemal całkowicie pokrytych woskiem, kilkanaście paczek zapałek i świece.
– Pomódlmy się. – Głowę opiera o splecione dłonie i zaczyna odmawiać modlitwę, lecz po pierwszych słowach przerywa, by zapytać mnie o imię i o to czy wierzę w Boga: „Najpierw było słowo. Słowo było u Boga. Wszystko przez niego zaczęło być…” A potem każe za sobą powtarzać modlitwę. Pewnych słów nie jestem w stanie dosłyszeć, nie rozumiem niektórych wyrazów, ale staram się wiernie powtarzać za szeptuchą.
Potem pani Eugenia zaczyna odmawiać „Baranku boży” po polsku, a następnie przechodzi na język białoruski. Z tego, co mówi trudniej mi wyłapać sens. Mogę jedynie wyłuskać kilka znajomo brzmiących słów. I wreszcie przychodzi czas na modlitwę do Cypryniana i Justyniana, którą powtarzam słowo w słowo. A potem znów zaklinanie wrogów i odganianie klątw, fatum i czarów, i prośba o pomoc do Matki Boskiej i kilkukrotne powtarzanie: „Wrogowie niech mają swoje problemy i się ode mnie odwrócą”. Odmawiając te wszystkie modlitwy pani Eugenia leje woskiem po obrazkach z wizerunkami świętych, których już ledwo można dostrzec spod grubej warstwy parafiny.
– Dam troszeczkę wosku. I niech pani go włoży w poduszkę. – mówi na zakończenie modlitw, a ja zastanawiam się jak to zrobić, bo przecież nie mam swojej poduszki teraz w podróży i nie będę miała jej przez kolejne tygodnie. Moja poduszka to pokrowiec od śpiwora, który co wieczór wypycham ubraniami.
– Nie chce pani wziąć dziecka z domu dziecka? – Eugenia wyskakuje nagle z pytaniem i zaskakuje mnie. – Ja na Pani miejscu wzięłabym dziewczynkę. – Trochę się kryguję, coś tam kręcę i próbuję uciąć temat, co nie jest trudne z panią Eugenią.
Proszę, by opowiedziała jak to się u niej zaczęło? Czy dar przechodzi u niej w rodzinie z pokolenia na pokoleniu jak było u szeptuchy Anny Czy tak zawsze wygląda droga każdej zapowiadaczki?
Historia pani Eugenii jest nieco inna. Dwadzieścia pięć lat temu miała wypadek. Zawsze była przekonana, że jest świetnym kierowcą, ale wpadła w poślizg i uderzyła w drzewo. Zapamiętała jeszcze jak leciała na to drzewo, a potem już czuła, że schodzi tunelem pod ziemię i idzie tym tunelem w stronę światła. A potem przechodzi przez wiadukt i idzie w obłokach. Czuła, że to światło na końcu przyciąga ją do siebie. Pani Eugenia opowiada o każdym detalu, o pałacu z gliny, o okrągłym stole i leżącej na niej czerwonej ewangelii. I o staruszku z brodą do ziemi w szatach koloru gliny i o Piotrze i Pawle, i o obuwiu, które mają na stopach. Bo to obuwie jest takie specjalne, robione z drzewa i plecione korą.
Mam wrażenie, że opowiada mi jakiś film, który widziała wiele razy i zapamiętała każdy detal albo fragment książki, której wyuczyła się na pamięć. Rzadko pamiętamy przecież wszystko aż tak dokładnie. Ale nie zaprzeczam temu, co słyszę, tylko chłonę z poszanowaniem i z ciekawością każdy fragment opowieści.
Starszy pan z brodą mówi Eugenii, że jeszcze nie ma jej u niego zapisanej, ale że skoro już przyszła, to może zostać. Natomiast piękna pani, jak ją nazywa Eugenia prosi, by ją puścić z powrotem na ziemię, gdzie czeka na nią kilkuletnia córeczka. I puścili ją, zapowiadając jednak, że zaczną do niej przychodzić różni ludzie po pomoc. I wtedy wszystko się zaczęło.
Pani Eugenia mówi, że widzi czasem, że ktoś zginie, że jeśli świeca w górze zaczyna dogasać to nic nie można na ziemi już zrobić. Przechodzi mnie w tym momencie dreszcz. Czy ona widzi, że ja niedługą umrę? Wiem, że nie może mi tego powiedzieć, nawet jeśli wie. Ja zresztą też raczej wolę żyć w nieświadomości. Z chwilowego odrętwienia wywołują mnie słowa pani Eugenii: – Choć za dwa lata pomyśl o dziecku. Pierwszą urodzi pani dziewczynkę, drugiego chłopca. Ale porody będą lekkie. Ale możesz wziąć też z domu dziecka. – Zaznacza ponownie.
Uparła się z tym potomstwem, pomyślałam. Ale ona zaraz dodaje: – Pan Bóg powiedział: Ludzie ukochajcie się, rozmnażajcie, tylko zła nie czyńcie. Pokolenie starzeje się. Trzeba, żeby dzieci mieli.
Pani Eugenia zajmuje się podupadłymi grobami na cmentarzu, pomaga potrzebującym. Sama mówi, że dla siebie wiele już nie chce i nie potrzebuje. Często modli się do Jana Pawła II i radzi mi to samo, uważając, że to daje dobre rezultaty. – Zobaczysz pani, że wszystko będzie dobrze.
W perspektywie czasu wiem, że nie jest jednak dobrze, ale może to moja wina, że nie posłuchałam rady i nie kupiłam jak radziła zdjęcia papieża w złotej czy choćby srebrnej ramce i nie modliłam się do niego choćby i raz w tygodniu. Nie włożyłam też wosku do poduszki. Więc pewnie to moja wina.
Na koniec pani Eugenia rozwiewa moje wątpliwości i obawy sprzed kilkunastu minut. Czy widzi, że niedługo umrę? – Tylko się pani nie gniewaj. W poprzednim wcieleniu była pani Indianinem. Była pani mężczyzną. Bardzo dużo pomogłaś ludziom. Byłaś bardzo dobrym lekarzem i szamanem.
– Naprawdę?
– Naprawdę. A nie ciągnie pani przypadkiem do Indian? Coś ci powiem. Szamani są bardzo dobrymi lekarzami. I żyła pani 101 lat. A teraz pożyjesz prawie 90.
Uśmiecham się do siebie. Coś w tym chyba musi być. W końcu ciągnie mnie do Indian od lat. Ta Gwatemala, którą wybrałam sobie za pierwszy kierunek w podróży, przewracającej całe moje życie do góry nogami, przecież przyśniła mi się. Nie było żadnych racjonalnych argumentów za tym, żeby tam jechać. Po prostu uparłam się, że musi to być Gwatemala. Czułam, że muszę tam pojechać, że tam jest moje miejsce. Dziwne. Ale pani Eugenia przecież nie mogła o tym wiedzieć.
WAŻNE: Tekst opisuje moje doświadczenia i nic poza tym. Nie udzielam informacji na temat adresu oraz kontaktu z p. Eugenią.
Moja książkę już do nabycia. Kupisz ją podczas spotkań autorskich/prezentacji oraz na stronie wydawnictwa i w dobrych księgarniach:
Zamów na stronie wydawnictwa!>>>
Kalendarium spotkań autorskich>>>
Anita, niezwykle magiczna opowieść. Wspaniale się Ciebie czyta. Pierwszy raz odważam się na komentarz, choć czytam Cię od jakiegoś czasu i coraz bardziej wciągam w to, co piszesz. Zawsze uważałam się za mega racjonalistkę, ale czasami odnoszę wrażenie, że wewnętrzny głos próbuje mi coś powiedzieć i choć bardzo go zagłuszam (bo co za zabobony!) to jednak nie daje mi on spokoju. W efekcie ostatnio coraz częściej się w niego wsłuchuję i nawet całkiem mi z tym dobrze 😉 I bardzo żałuję, że jak w ubiegłym roku jechaliśmy na rowerach przez szeroko pojętą Polskę wschodnią to nie wstąpiłam do szeptuchy… Trzeba będzie nadrobić ten błąd w przyszłości! Pozdrawiam bardzo ciepło, Kasia.
Kasia dziękuję. Za to, że tu bywasz i za to, że się odważyłaś zostawić komentarz. To dla mnie bardzo ważne, gdy komentujecie, piszecie, co czujecie, czy Wam sie pdoobało. Wtedy wiem, że to, co robię jest dla Was ważne.
A co do szeptuch. Ja też jestem racjonalistką bardziej, choć wierzę w intuicję i w znaki 🙂 Ale właśnie chciałam poznać szeptuchy i dowiedzieć sie dlaczego tyle ludzi wciąż do nich chodzi.
I zajrzałam na Waszą stronę. I choć nie mam zwykle czasu na czytanie innych blogów, to (mam nadzieję, że się nie pogniewasz 🙂 ) ale będę zaglądać na blog Victora. Potraktuję to jako ćwiczenia z mojego ukochanego języka hiszpańskiego 🙂
Pozdrawiam Was oboje serdecznie
Anita, strasznie mi miło, że zajrzałaś do nas! Nasza przygoda dopiero się zaczyna… Absolutnie nie pogniewam się, a Victor się bardzo ucieszył! 🙂
Moje podejście do komentowania bardzo zmieniło się odkąd zbudowaliśmy naszą stronę. Wcześniej czytałam zachłannie, ale nie komentowałam – wychodziłam z założenia, że mój komentarz nie wniesie niczego konstruktywnego. Teraz wychodzę z założenia, że jeśli coś mi się spodobało to właśnie chcę skomentować – w ten sposób przynajmniej w jakiś sposób spłacam dług wobec osoby (w tym przypadku Ciebie), która napisała świetny tekst. I choć zajmuje to sporo czasu to staram się być „aktywna” tam gdzie mi dobrze… Pewnie moja blogowa aktywność nieco spadnie kiedy zaczniemy pedałować, ale na razie staram się spłacać długi 😉 Saludos por parte de los dos!!!
Hej Anita, myślałaś już o napisaniu książki? Naprawdę miło się czyta te Twoje artykuły! Szczerze, to temat szeptuch niespecjalnie mnie interesował, ale skuszony tytułem artykułu w newsletterze, zacząłem czytać i dobrnąłem do końca szukając informacji o tym, jak zostałaś indiańską szamanką. Byłem skłonny w to uwierzyć – nic mnie tu już nie zdziwi! 😉 Świetna historia!
Wiedziałam, że szaman w tytule zadziała =D Lubię dostawać od Was znaki, że tekst się podoba. Dziękuję Łukasz. A z książką spokojnie 🙂 Będzie.
Chetnie pojechalabym do tej szeptuchy ale nie mam adresu ,Nie mieszkam w Polsce lecz na drugi rok bede na 2m-ce Jesli mozna to prosze o namiary Dziekuje wiesia
Nie mam adresu i nie znam. Po prostu trzeba wyguglować sobie hasło szeptucha, czasem można do takiej zadzwonić i umówić sie telefonicznie i pojechać na wieś, w której mieszka. A tam pytać ludzi, w którym domu mieszka.
Rewelacyjny tekst – jak zwykle zresztą 🙂 Ale ten szczególnie mi przypasował, bo traktuje o temacie szeptuch. To dziwne, że niektórzy nazywają je czarownicami, ale wynika to chyba z głębokiej niewiedzy, albo ze strachu przed nieznanym. W końcu szeptuchy nie robią nic wbrew Bogu, wręcz przeciwnie – są bliżej Niego niż nam się wydaje. Jeśli ktoś nie miał okazji spotkać szeptuchy to nie doceni ich albo trudno będzie mu zrozumieć ich fenomen. Ja miałem okazję – zupełnie nieoczekiwanie – poznać taką osobę. Nieoczekiwanie, bo dopiero w trakcie naszej już dość długiej znajomości dowiedziałem się, że jest osobą, która potrafi pomagać ludziom w niekonwencjonalny sposób. Zawsze uważałem ją za niesamowitą osobę, a ten fakt jeszcze bardziej mnie utwierdził w moim przekonaniu. Tym bardziej, że maiłem okazję zetknąć się z jej wyjątkowymi umiejętnościami – a te są naprawdę… Czytaj więcej »
Uwielbiam takie opowieści. Szeptuchy nie oszukasz, nie ominiesz. Ona wie nieco więcej, widzi nieco więcej.
Często czytam o szamanach w Azji czy Ameryce. Tymczasem czają się za ścianą w niedalekim sąsiedztwie, wystarczy tylko wywęszyć. Dzięki za to węszenie. Marzy mi się takie spotkanie 🙂
Ja ueiwlbiam wyszukiwać ciekawe tematy, a nie tylko opisywać co zjadłam na śniadanie na wyjeździe i że potem spakowałam sie i poszłam zwiedzać to, to i to =D Takie dni oczywiscie też sie zdarzają, ale najwięcej frajdy mam trafiając, szukajac takich historii. Koniecznie Marta musisz się do szeptuchy zatem kiedyś wybrać.
Wisisz mi Anito weekend. Trafiłem na Ciebie przez przypadek, a właściwie wypadek. Też kocham rowery, ale dopóki nie wygoją mi się nadgarstki, jestem skutecznie uziemiony, więc miałem czas żeby przeczytać Twoje magiczne opowieści. Strasznie fajnie opowiadasz, lekko się je czyta, czuć w tym pasję i miłość. Opędziłem całość w dwa dni 🙂 i czekam na więcej…
„Wisisz mi weekend” – od razu uśmiechnęłam się. A potem zadziwiłam, że komuś chciało się poświęcić tyle czasu na przeczytanie mojej pisaniny. Jestem pod wrażeniem i jestem… wzruszona 🙂 Dziękuję Cezar. Zapraszam częściej i regularniej, żebyś nie musiał potem zarywać nocy =D Zapisz się najlepiej na newsletter. Będziesz na bieżąco, jeszcze przed wszystkimi dostawał info o nowym wpisie i kilka słów ode mnie tylko dla tych, co subskrybują newsletter.
Zapisałem się przeczytaniu kilku pierwszych tekstów 🙂
Witam pani Anito
Interesująca i wciągająca opowieść , dla mnie szczególnie bo to o Polsce , a o tym zawsze chętnie czytam .
Trochę zaskoczyła mnie pani , w dobrym znaczeniu tego słowa , bo taki temat to dla osób z naprawdę otwartym umysłem i sercem .
Teraz do mojego wizerunku pani , jako osoby robiącej piękne zdjęcia polskich krajobrazów , widoków , doszedł element uduchowienia , pięknego wnętrza i odwagi , bo nie każdy odważył by się napisać o szeptuchach .
Dziękuję za tą opowieść i czekam na następne ciekawe opowieści i zdjęcia związane z naszą Ojczyzną , bo tego nigdy za dużo .
Cieszę się, że zaskoczyłam pozytywnie. Moze i ma pan rację, że to temat dla ludzi z otwartym umysłem, ale też myślę, żee po prostu dla tych ciekawych świata, z dziennikarskim zacięciem 🙂 Polecam jeszcze wcześniejszy wpis o pani Annie, szeptusze, u której również byłam.
A w przygotowaniu jeszcze kilka opowieści w najbliższych tygodniach będzie, a potem zobaczymy 🙂
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz. TO dla mnie bardzo miłe.
Anitko,
Znowu skomentuje! Urzekł mnie tekst, brawo!
Uświadamiasz mnie co raz bardziej, że czas najwyższy pojechać na Podlasie do korzeni!
Ciekawe czy moje miejsce na ziemi własnie tam na mnie czeka!
Pozdrawiam serdecznie!
Paulina
P.S. Tyle razy byłam na wsi, ale szeptuchy nie zaliczyłam trochę się bałam. Po Twoim wpisie widzę, że nie ma czego! I jeszcze jedno – czuje że w roli matki spiszesz się znakomicie 🙂
Moja mama powiada…, że kto wierzy w gusła, temu 😉 pupa uschła…, to tak cit na wesoło.., ja jednak uważam,że w każdej takiej opowieści tkwi ziarno prawdy …. pozdrawiam
Jak to czytałam to miałam gesią skórę 🙂
Świetny tekst!
Wiedźmy i reinkarnacja to nie na moim feedzie. Żegnam.
Tekst jak zwykle super!!!
Czyżbyś Anita była przesądna ? Jak ty już szeptuchy odwiedzasz to może i w zabobony wierzysz … Kiedyś to były szeptuchy , teraz to takie ,,cwane baby ”. Ostatnio taki jeden szaman leczył dziecko głodem , niestety nie przeżyło .Ale to prawda że bliżej ci do Indianina i to Irokeza , bo chociażby te wzorki na ciele i fryzura , coś znaczą . W jednym szeptucha ma rację …czas na dzieci , może synek dostanie geny ,,Dziadka ” .
Trafiłam tu przypadkiem ,bardzo fajnie się czyta Twoje opowieści , lubię ludzi z pasją. Zazdroszczę odwagi podróżowania. Marzy mi się podróż rowerem po Polsce i bardzo ciągnie mnie na wschód ,może kiedyś się odważę ,to na pewno skorzystam z wizyty u szeptuchy 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Cieszę się, że dobrze się czyta. A odwagi nie ma co zazdrościć, bo wcale siebie za odważną nie uważam. Jeśli brakuje Ci odwagi, to wpadnij na TRAMPki -Spotkania Podóżujących Kobiet, któe organizuję. III edycja w Gdańsku w kwietniu 🙂
Miejscowość to: Opaka Duża niedaleko Czeremchy.
Pozdrawiam.
byłam u tej szeptuchy-też miałam mieć córkę, a potem syna i stuknęła 40 i jakos nie doczekałam się żadnego potomka-nie polecam tam wizyty, choc wrażenia miałam niesamowite, dziś wiem, ze lepiej nie odwiedzać takich ludzi to sciema i gra na ludzkiej psychice i jej slabosciach
Anita w poprzednim wcieleniu byłaś lekarzem i magiem na Atlantydzie, miałaś wysokie stanowisko i wielkie poważanie, uratowałaś wiele istnień teraz też Cię wiele dobrego czeka w tym życiu …..
itp. itd. rozumiesz ? Nie jestem za żadną religią to nie jest tak że nie wierzę bo sam doznałem tzw. opuszczenia ciała, mam prorocze sny itp. ale takie bajki wciskają sorry ale oszuści !!!!
bajki o poprzednich wcieleniach, ile pożyjesz itp. mówią oszuści ! Jak jest taka dobra niech zacznie opowiadać o Twoim życiu teraz ! Radzę poczytać jak działają mentaliści – takie osoby wykonują podstawowe rzeczy z ich zakresu, to nie jest tak że szeptuch nie ma ! Są jedna dobra jeszcze żyje – potrafi w progu powiedzieć z czym przychodzisz ….