Brema zachwyca mnie od momentu, gdy wychodzę z budynku lotniska. Zaraz naprzeciwko znajduje się przystanek tramwajowy. Wsiadam w tramwaj numer 6 i po niecałych 20 minutach wysiadam w centrum miasta. Jeszcze tak krótkiego, przyjemnego i bezproblemowego dojazdu z lotniska do centrum miasta nie przeżyłam nigdy i nigdzie.
Drugą rzeczą, która mnie zaskakuje i zachwyca to brak wysokich budynków. Bremen nie jest małym miastem, bo liczy blisko 570 tys. mieszkańców, ale tego w ogóle nie widać. Miasto nie przytłacza i czuję się w nim bardzo komfortowo, a nawet kameralnie. Coś, co naprawdę rzadko się zdarza w innych dużych miastach.
Trzecią rzeczą, która sprawia, że miasto bardzo przypada mi do gustu, to podobieństwo do mojego rodzinnego miasta Gdańska. W końcu oba to miasta hanzeatyckie, należące dawniej do związku kupców miast europejskich w średniowiecznej Europie. Tak, jak mój Gdańsk leży nad Motławą, tak Brema nad rzeką Wezerą, wokół której toczy się życie, ale o tym później.
Brema jest najmniejszą stolicą kraju związkowego Brema. Należy też do niego Bremerhaven, do którego tym razem jednak nie docieram. Skupiam się na mieście i jego obrzeżach. Jest tu wyjątkowo dużo do zobaczenia, spróbowania i przeżycia.
W Bremie spędziłam tydzień, wiec miałam naprawdę sporo czasu, by miasto poznać. Zabieram Was w podróż po najciekawszych miejscach w Bremie i opowiem o tym, co tutaj warto zrobić.
Zajrzyj też do tekstu Brema – zielone miasto.
Ratusz w Bremie jest jedynym ratuszem średniowiecznym, który nigdy nie został zburzony i który po dziś dzień pełni tę samą funkcję. Wiele niemieckich ratuszy było zniszczonych podczas II wojny światowej, inne były nieustannie przebudowywane. Tylko ten w Bremen zachował się w oryginalnym stanie. Jak to możliwe? W trakcie wojny ratusz obłożono drewnem, a na poddaszu umieszczono worki z piaskiem, ratując w ten sposób przed spaleniem. Niezwykle wartościową przybudówkę zaś zdjęto i ukryto. Dzięki temu w 2004 roku ratusz trafił na listę UNESCO razem z pomnikiem Rolanda.
Ratusz powstawał w latach 1405-1410. Jedną z najpiękniejszych i historycznie najbardziej wartościowych pomieszczeń w Niemczech jest górna sala. To jedyne pomieszczenie i największe tego rodzaju w Europie Północnej. Liczy bowiem 13 metrów szerokości, 43 metry długości i 8 metrów wysokości, a jednocześnie nie posiada żadnych kolumn wspierających. Pod sufitem wiszę najstarsze na świecie modele statków na świcie. Najbardziej wiekowy pochodzi z 1545 roku.
Specjalna przybudówka miała służyć burmistrzom miasta na wyjątkowe spotkania, których nikt nie mógłby podsłuchać. Szybko się jednak okazało, że wszystko, co się w tym pomieszczeniu powie, można podsłuchać na zewnątrz pod arkadami, więc na 300 lat została składzikiem, by potem zostać znów pomieszczeniem na wyjątkowe okazje.
W Ratuszu znajduję też niezwykły zegar z początku XVIII wieku, który pokazuje sekundy, minuty, godziny, a nawet dni tygodnia, miesiące i fazy księżyca. A także niezwykły obraz, pierwszy na świecie tego rodzaju, przedstawiający wieloryba karłowatego, który zagubił się w dopływie rzeki Wezery w 1669 roku.
Przed Ratuszem znajduje się też wspominany pomnik Rolanda, wzniesiony w 1404 roku. Jest jednym z najstarszych pomników Rolanda, które wznoszono jako symbol wolności.
Schnoor to dawna dzielnica rybacka, a obecnie najstarsza dzielnica Bremy. Domki stoją jeden koło drugiego jak perełki na sznurku. Choć nazwa dzielnicy w rzeczywistości ma związek z tym że wyrabiano tu dawniej liny i sznury do łodzi i statków.
Na dzielnicę składają się urokliwe wąskie brukowane uliczki i budynki mieszkalne z XV wieku, na których parterach obecnie znaleźć zwykle można sklepy z pamiątkami, rękodziełem, a także klimatyczne kawiarnie, np. kocią. Z racji, że w średniowieczu było tu wiele spichrzów z ziarnem i mąka, nie brakowało również myszy. Trzymano więc w Sznurku dużo kotów, by zachować równowagę i ochronić ziarno.
Można się tu doliczyć około stu starych domów. Niektóre uliczki są tak wąskie, że gdy rozpościeram ręce, jestem w stanie dotknąć budynków po obu ich stronach. Najwęższa uliczka liczy zaledwie 55 cm szerokości. Jest też najmniejsza uliczka w dzielnicy, na której znajduje się zaledwie jeden dom.
Można tu też znaleźć inne perełki, np. najmniejszy dom, który liczy 41 metrów kwadratowych i aż trzy piętra. W średniowieczu mieszkały tu razem trzy pokolenia oraz zielony domek, w którym znajdował się najmniejszy hotel tylko dla dwóch gości. Obecnie hotelu już nie ma, ale apartament wciąż można wynająć.
Do Schnoor wracam kilkukrotnie. Szczególnie klimatycznie jest tu wieczorem, gdy noc rozświetla blask lamp ulicznych i światła mieszkań.
Tą ulicą się nie nachodzisz, bo liczy zaledwie 100 metrów. To jednak, że jest krótka, nie znaczy, że nieciekawa. Wręcz przeciwnie. Jest jednym z popularniejszych miejsc w Bremie, bowiem szczyci się niezwykłą architekturą. Większość budynków na ulicy Böttcherstraße zostało wzniesionych w 1922-1931 roku z inicjatywy Ludwiga Roseliusa, słynnego handlarza kawą, założyciela marki HAG i wynalazcy kawy bezkofeinowej. Artystyczne skrzydła rozpostarł nad ulicą Hoetger, który zdecydował się na styl zwany ekspresjonizmem ceglanym, wykorzystywanym głównie w północnych Niemczech.
Ulica od czasów średniowiecza miała ogromne znaczenie, ponieważ łączyła rynek z rzeką Wezerą. Jej znaczenie zaczęło maleć w XIX wieku, kiedy przeniesiono port. Z czasem zyskało jednak ogromny walor turystyczny.
Obecnie na Böttcherstraße można znaleźć budynek, w którym mieści się Muzeum Roseliusa, a dawniej znajdowała się siedziba jego firmy – kawy HAG. Roselius przez lata nabywał kolejne budynki, w których urządził, m.in. muzeum malarki Pauli Modersohn-Becker istniejące do dziś.
W 1931 roku wzniesiono budynek Haus Atlantis, czyli Dom Atlantydy o niezwykłych wnętrzach, które niestety mogą oglądać jedynie goście hotelu Radisson obecnie zajmującego budynek. Dom Atlantydy jest jednym z niewielu zabytków zachowanych w Niemczech zbudowanym w stylu zwanym Nową Rzeczowością lub też Realizmem Magicznym. To był kierunek w sztuce niemieckiej w latach 20. i 30. XX wieku. Przeciwstawiał się ekspresjonizmowi i abstrakcjonizmowi.
W tym samym roku postawiono też dom Robinsona Crusoe. Nazwa została wybrana, by oddać cześć bohaterowi powieści Daniela Defoe, bowiem Robinson był synem kupca z Bremy.
Warto też się wybrać na Böttcherstraße o godzinie 12, 15 i 18 od stycznia do marca lub między 12 a 18 od kwietnia do grudnia, by posłuchać trzydziestu dzwonków z miśnieńskiej porcelany, które rozbrzmiewają w Domu Dzwonków (Glockenspiel Haus).
Budynek katedry jest niezwykły. Między innymi też z tego powodu, że dał początek starej zasadzie, która nie pozwala budowania w mieście budynków wyższych od katedry, której wieże liczą 98 metrów. Jej historia sięga wczesnego średniowiecza.
Będąc w centrum Bremy nie trudno jej nie zauważyć. Stoi w najwyższym miejscu miasta – na wydmie bremeńskiej już od 1200 lat. Widać ją z daleka, połyskującą spiczastymi wieżami pokrytymi miedzianą blachą. Na wieży znajduje się punkt widokowy, do którego można się dostać, pokonując 265 stopni.
Katedrę zbudowano w stylu romańskim, ale potem ją przebudowano i nadano cechy gotyckie. Jednymi z ważniejszych elementów w kościele jest XIII-wieczna chrzcielnica, niezwykła rokokowa ambona oraz ołowiana krypta ze zmumifikowanymi zwłokami. W katedrze panuję niezwykła atmosfera.
Muzykanci z Bremy urośli do symbolu miasta, który można znaleźć wszędzie, nawet na żelkach do jedzenia. Posąg osiołka, psa, kota i koguta znajduje się od strony jednej ze ścian Ratusza i nawiązuje do jednej z bajek braci Grimm. Opowiada o przygodach zwierząt, które postanowiły uciec, gdyż na starość okazały się bezużyteczne dla swoich właścicieli. Kot nie chciał już łapać myszy, osioł nie miał już siły, by pracować. Koguta właściciele chcieli zjeść, a psa zabić. Zwierzęta znalazły nowy dom, z którego wypędziły przesiadujących tam rozbójników. Zanim jednak to nastąpiło, postanowiły zajrzeć do środka chaty i aby to zrobić, musiały się ustawić jeden na drugim. I tak po dziś dzień stoją w centrum Bremy i przyciągają całe masy turystów.
Mówi się, że złapanie osiołka za kopyto przynosi szczęście. Nie wszyscy jednak wiedzą, że na Rynku można znaleźć studzienkę, z której po wrzuceniu monety, rozlegają się dźwięki zwierząt: osła, psa, kota i koguta.
Warto wiedzieć, że Brema leży na niemieckim szlaku baśni Braci Grimm.
Niecodzienną atrakcją turystyczną jest czarny kamień w centrum miasta na rynku, który wielu turystów minie bez sentymentu. A warto się nad nim zatrzymać, bowiem to miejsce, w którym w 1831 roku po raz ostatni dokonano publicznej egzekucji w Bremie. Ofiarą była Gesche Gottfried, uznana za seryjną morderczynię. Została publicznie stracona, a miejsce, do którego potoczyła się jej głowa, oznaczone jest nazwą „Spuckstein” – miejsce, w którym nie oszczędza się śliny na wyrażenie pogardy za czyny.
Universum zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Przede wszystkim swoją konstrukcją i architekturą. To potężna budowla, która zajmuje ponad 4 tysiące metrów kwadratowych i wykonana jest z 40 tysięcy elementów ze stali nierdzewnej. W nocnym oświetleniu wygląda jak gigantyczny kolorowy wieloryb.
Muzeum liczy około 250 eksponatów, z których znaczna część jest interaktywna. Odnaleźć tu można kilka wystaw z różnych dziedzin: kosmosu, człowieka oraz flory i fauny. Muszę przyznać, że bawiłam się niczym dziecko. I gdyby nie ograniczał mnie czas, najchętniej spędziłabym tam cały dzień.
Beck’s to jedno z najpopularniejszych piw na świecie. Znają je niemal wszyscy, nawet ci, którzy za złotym trunkiem nie przepadają. Browarnia została założona w 1873 roku. Beck’s to typowy pilsener, powszechnie spożywany w Niemczech i na świecie. Tu też produkuje się popularne w Niemczech piwo Haake-Beck.
Jeden z najważniejszych parków w Niemczech pochodzi z XI wieku. Jego historia zaczęła się w 1866 roku i przetrwała dzięki zaangażowaniu samych mieszkańców i prywatnemu finansowaniu.
W parku nie tylko można spacerować i jeździć rowerem. Można też jeździć konno, pływać łódkami i co najważniejsze wstęp dla zwierzaków domowych jest również wolny. Dla każdego znajdą się specjalne trasy.
W weekendy park pęka w szwach. Całe rodziny przychodzą na spacery, piknikują na trawie, pływają łódkami i spędzają wspólnie czas.na łonie natury i to niemal w samym centrum miasta.
Lloyd Kaffee w Bremen to najstarsza palarnia kawy w mieście. To tutaj lądują zielone ziarna z wielu zakątków kraju i na miejscu kawa jest palona. Kawa na statkach spędza dość dużo czasu. Gdyby zwożono ją już paloną, mocno straciłaby na jakości i smaku, tłumaczy mi menadżer firmy. Dlatego palą ją sami na miejscu, oferując najwyższą jej jakość. Lloyd Kaffee kupuje kawę z rodzinnych plantacji i za uczciwą cenę, bowiem ważny jest dla nich zrównoważony rozwój oraz poszanowanie norm społecznościowych i środowiskowych. Przy tym wspierają różnego rodzaju działania i projekty lokalne, m.in. w mojej ukochanej Ameryce Środkowej, a konkretnie w Hondurasie. Na miejscu znajduje się kawiarnia. Koniecznie napijcie się tam kawy.
Brema jest ambasadorem niemieckiego wina, a w podziemiach Ratusza znajduje się restauracja, która ma najdłuższą na świecie kartę win, przeszło 70 stron i 650 rodzajów win, nie licząc blisko 700 innych win, które znajdują się w skarbcu.
Wartość win w podziemiach Ratusza to około jeden milion euro. Najstarsze zaś pochodzi z 1720 roku i niewielka jego butelka kosztuje prawie dwa tysiące euro. Wycieczka po podziemiach Ratusza wprawiała mnie przez cały czas w niebywałe zdziwienie. Muszę przyznać, że była to jedna z ciekawszych winnych podróży, jakie dotychczas odbyłam. Polecam każdemu.
Statek zyskał sławę po tym, jak wystąpił w reklamie piwa Bekc’s. Wcześniej przez lata spełniał rolę okrętu szkoleniowego marynarki wojennej. Został wycofany z użytku w 2011 roku i zamienił się w pływającą restaurację iraz hotel i zacumował przy nabrzeżu Schlachte, czyli promenady wzdłuż Wezery.
Statek przez lata pływał po morzach i co ciekawe dziesięć razy przepłynął Atlantyk i dwukrotnie opłynął przylądek Horn. Od 2011 roku Alexander ma swojego następcę – Alexandra von Humboldta II. Dzięki temu można dziś skosztować na statku pysznych dań, nie wypływając w morze.
Mühle am Wall, czyli dawny młyn kiedyś nie był w Bremie wyjątkiem. Na murach obronnych Bremy można się ich było doliczyć sześciu. W sumie do dnia dzisiejszego zachowało się pięć wiatraków z XVII i XVII wieku.
Mühle am Wall spłonął dwukrotnie i za każdym razem został odbudowany. Całe szczęście, bo to jedna z większych atrakcji turystycznych Bremy, miejsce, w którym można się napić kawy, ale przede wszystkim fantastyczne miejsce do fotografowania.
Wezera przepływa przez miasto, stając się w pewnym sensie centrum życia. Można wzdłuż niej spacerować i jeździć rowerem. Można przysiąść w jednej z knajpek nad rzeką i popijając spritza przyglądać się płynącemu nad rzeką życiu oraz podziwiać niezwykłe zachody słońca.
Spacery wzdłuż Wezery o wschodzie i zachodzie słońca stały się moją tradycją, którą sumiennie pielęgnowałam każdego dnia. Lubiłam szczególnie wschody, gdy miasto powoli budziło się do życia, a deptak wzdłuż rzeki świecił pustkami, nie licząc kilku biegaczy i rowerzystów trenujących przed pracą. Wieczorami jednak lubiłam przysiąść na brzegu lub w knajpce i przysłuchiwać się dźwięcznym śmiechom turystów i mieszkańców.
Brema nad Wezerą uwodziła mnie każdego dnia. Pod koniec stwierdziłam, że to miasto, w którym mogłabym zamieszkać na dłużej.
A Wam jak się podoba?
[…] Koniecznie zajrzyj też do tekstu 14 rzeczy, które warto zrobić w Bremie. […]
Brema…piekne miasto…gdybym mógł zamieszkałbym tam na stałe…kocham -trzymam kciuki za Werder..jak tylko mogę to pije piwo nad Wezerą…odkrywam piękno budynków za każdym razem jak tam jestem. ..I super art…skorzystam z rad tam zawartych…Brema…piękna jak Gdańsk..I tęsknię za nią!
[…] Brema – 14 rzeczy, które warto zrobić. – Banita Travel […]