MYŚLĘ SOBIE... RECENZJE

„Świat równoległy”

– Czy istnieją równoległe światy? – Tak odpowiedzą miłośnicy literatury science – fiction. W moim przypadku jednak to nie literatura przekonała mnie o istnieniu światów równoległych, lecz ludzie, których spotkałam w podróży i ich historie.

Światy równoległe. Jeden to ten, który znamy głównie z mediów, ale też z katalogów biur podróży czy książek travelbytów. Jego obraz często jest zafałszowany, wyrwany z szerszego kontekstu, ukazany na wyrywki, podkoloryzowany lub przejaskrawiony. Według nich Iran jest niebezpiecznym krajem, w którym znaczna część społeczeństwa to fanatycy i terroryści, a w Gwatemali, Hondurasie czy Salwadorze na każdym rogu czyhają na nas gangi. Drugi to ten, który poznajemy przy kolejnych wizytach, pod warunkiem, że chcemy dowiedzieć się czegoś więcej i jesteśmy otwarci i uważni oraz gotowi na to, by poznać prawdę, która często nie jest tak, jaka chcielibyśmy żeby była.

Przekonałam się o tym, gdy pewnego dnia trafiłam do małej honduraskiej miejscowości usytuowanej nad brzegiem Morza Karaibskiego. Siedziałam na białym piasku i wpatrywałam się w fale, popijając mleko kokosowe. Nade mną szumiały palmy, a czas jakby zatrzymał się w miejscu. – Istny raj – pomyślałby niejeden, odwiedzający te strony. Ja również tak pomyślałam, jednak szybko zweryfikowałam swoją opinię. To, co wydaje się rajem dla turystów, marzących o cudownych plażach Morza Karaibskiego, bywa jednocześnie piekłem dla mieszkańców jego wybrzeża. Do tego raju-piekła trafiłam akurat w dniu, w którym policja zrównała z ziemią kilka domów, niszcząc przy tym drzewa kokosowe, bananowce i juki, czyli główne źródło utrzymania mieszkańców. – Te ziemie nie należą do Was – twierdzili bezduszni przedstawiciele prawa (bezprawia).

Nietrudno się domyślić, że piękne, rajskie okolice mają wielu amatorów, którzy w miejsce prowizorycznych chatek, widzieliby luksusowe kurorty. Turystyka to doskonały interes, więc żądni zysków biznesmeni nie przebierają w środkach. Byłam świadkiem bezprawia, władzy pieniądza i bezradności mieszkańców niepotrafiących walczyć o swoje.

W pobliżu zniszczonej osady, w miejscu, w którym wcześniej stały domy Garifunów, powstawał już jeden turystyczny kurort. Wtedy po raz pierwszy zetknęłam się z równoległym światem, potem trafiałam na kolejne, by wreszcie o nieznanych mi dotąd równoległych światach przeczytać w nowej książce Tomka Michniewicza.

Zniszczone domki Garifunow

Pamiętam, gdy w moje ręce trafił egzemplarz „Samsary”, pierwszej jego książki. Z wypiekami na twarzy wkraczałam w świat autora, raz zaśmiewając się, to znów roniąc łzy, cały czas marząc o tym, by ruszyć swoją drogą ku przygodzie. Zafascynowana treścią, nie mogłam zejść ze ścieżek, którymi prowadził czytelnika autor i gdzieś w głębi duszy czułam, że to tylko kwestia czasu, bo i na mnie one czekają. „Samsara” stała się moją „biblią”. Zgodnie z intencją autora miała inspirować i jak potwierdza chociażby mój przypadek, zrobiła to skutecznie. Dla takich jak ja podróżników – marzycieli stała się punktem wyjścia, źródłem inspiracji i dawką odwagi. Dlatego czasami powtarzam, że to dzięki Tomkowi zaczęłam „podążać swoją drogą”. Obecnie, chociaż za sobą mam bagaż własnych doświadczeń i na „Samsarę” patrzę już innym okiem, z przyjemnością wracam do niej, czytając ją na wyrywki.

Od czasów tamtej lektury wiele w moim życiu się zmieniło. Mam wrażenie, że dojrzewałam razem z dojrzewaniem twórczości Tomka, który zaczął od książki przygodowej, będącej inspiracją i płynnie przeszedł do pisania reportaży, do zaglądania w głąb, do uważniejszego patrzenia, do przyglądaniu się pewnym rzeczom i zjawiskom z bliska, do zadawania pytań, a nie tylko udzielania odpowiedzi.

To, co najbardziej spodobało mi się w „Świecie równoległym”, to pokora jego autora, który nie udziela żadnych odpowiedzi, nie pretenduje do tego, by być wszechwiedzącym. „Jeśli coś przywożę ostatnio z podróży to wątpliwości. Kiedyś tak nie było. ”, pisze Tomek, dowodząc swojej dojrzałości. W nowej książce często zadaje pytania, bardzo wiele pytań. Im więcej podróżuje i dowiaduje się o świecie, tym mniej wie i przyznaje się do tego otwarcie. Dla mnie to milowy skok. Od chłopaka z plecakiem, który jedzie w świat, by przeżywać przygody niczym Indiana Jones do dziennikarza, który chce nie tylko opisywać świat, ale go naprawiać, choć sam pisze, że jako reporter powinien jedynie ten świat relacjonować, a nie go zmieniać. Tomek jednak nie unika odpowiedzialności i nie do końca jest pewien czy samo relacjonowanie jest właściwą drogą. Bo co z niego wynika? „Ktoś mnie niedawno spytał, jaką korzyść odnieśli z mojej wizyty Pigmeje Baka żyjący w wycinanym bez litości lesie deszczowym Kamerunu. Wróciłem napisałem książkę, zarobiłem trochę pieniędzy (…) Ale co oni z tego mieli? Drzewa-giganty nadal padają, nadal ludzka chciwość zabiera im dom.

„Świat równoległy” to osiem niezwykle ciekawych historii z różnych części świata. Sens oczywiście jest jeden: nic nie jest tylko takie, jakim to widzimy – jedna prawda nie istnieje. Nie mogłam jednak na końcu, przy ostatnim rewelacyjnym zdaniu, oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę te opowieści, choć ważne, stanowią poniekąd tło dla rozważań o sensie podróżowania, a nawet sensie bycia dziennikarzem czy reportażystą. Po co podróżujemy i piszemy o tym? Czy to ma sens? Jedziemy gdzieś na chwilę, jesteśmy tylko gośćmi. Niczego już nie odkrywamy, a jedynie przetwarzamy to, co poznajemy. Przy tym często poznajemy świat powierzchownie, bo przyjeżdżamy gdzieś na tydzień, dwa, a potem gnamy dalej, „zaliczać” kolejne kraje i atrakcje. A żeby miejsce, miasto czy kraj naprawdę poznać musimy do niego wracać, wiele razy. Wtedy to ma sens.

Nie wątpiłabym jednak w sens pisania, opowiadania, przekazywania dalej historii o problemach, z którymi się stykamy w świecie. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się, że profity czerpiemy z niej tylko my, podróżujący, bo mamy, o czym opowiadać i pisać i zarabiamy na tym. Warto mieć jednak na uwadze, by robić to rzetelnie, odpowiedzialnie, bez egzotyzowania, orientalizowania, kategoryzowania i uogólniania. Istnieje szansa, że dzięki nam o danym problemie dowie się garstka osób, która postanowi coś z tym zrobić? Projekt Tomka „Tatende” tego właśnie dowodzi.

– Podróżowanie jest bez sensu – powiedział mój mąż, a ja spojrzałam na niego kątem oka spod na wpół przymkniętych powiek. Czekałam na dalszy ciąg wypowiedzi, leżąc na zielonej trawie w centrum mało przyjaznej stolicy Chile – Santiago de Chile. Ukrywaliśmy się przed palącym słońcem, które w betonowym mieście dokuczało ze zdwojoną siłą.

– Jest bez sensu – powtórzył jakby jednak czekał, żeby go ciągnąć za język

– Bo…?

– No bo jest bez sensu. Jechać gdzieś na koniec świata i zwiedzać. Po co? Jaki w tym jest sens? Ok, można pojechać w góry i połazić czy gdzieś pojechać rowerem.

– Ale dla kogoś innego to łażenie po górach czy jazda rowerem jest bez sensu – stwierdziłam.

Atmosfera zaczęła się robić gorąca. Nie byłam pewna czy to upał się nasilił, czy może jednak temperaturę podniosło stwierdzenie sprowadzające sens mojego życia w ciągu ostatnich dwóch lat do parteru.

Dyskusja jednak sprawiła, że faktycznie zaczęłam zastanawiać się czy podróżowanie ma sens, a jeśli ma, to jaki. Tłuczenie się przez kilkanaście a nawet kilkadziesiąt godzin, gdzieś na drugi koniec świata po to, żeby wejść do jakiegoś muzeum, wypić drinka na tarasie czy poleżeć nad brzegiem oceanu. Po co jechać tak daleko? Czy nie wystarczy pojechać nad polskie morze? Albo zamiast tłuc się siedemdziesiąt godzin do parku Torres del Paine w Chile, pojechać w Bieszczady? Przecież nad jednym i drugim morzem odpocznę tak samo, a wędrując przez jedne czy drugie góry zmęczę się identycznie. Może krajobrazy nieco różne, ale w obu przypadkach bajecznie piękne. Czy to ma sens?

Z podróży na podróż dojrzewam. Już po pierwszej, którą można nazwać „podróżą romantyczną” z przyświecającym jej celem: poznania samej siebie i własnych granic, przekonałam się, że to mi nie wystarcza. Poznałam siebie, zrozumiałam, czego chcę w życiu (przynajmniej tak mi się wydaje) i uznałam, że nie satysfakcjonuje mnie bieganie po muzeach, zaliczanie kolejnych ruin i skreślanie z listu kolejnego „highlightu”. Uznałam, że dla mnie długie podróżowanie z takim tylko zamiarem jest bez sensu. Zaczęłam tego sensu szukać więc w spotkaniach z ludźmi, w poznawaniu ich codzienności, problemów, z jakimi się borykają. I zaczęłam wracać i pisać o tym, opowiadać. Czy to zmieniło życie tych ludzi? Szczerze powiedziawszy nie bardzo, choć gdy się na tym głębiej zastanawiam dochodzę do wniosku, że nie okazało się też zupełnie bezsensowne.

– Chcesz o mnie napisać? Opowiedzieć o mojej działalności w swoim kraju? – Pytała zaskoczona Carmencita, działaczka na rzecz ochrony środowiska i obrończyni praw rdzennych mieszkańców Panamy.

Nie mogła wyjść ze zdumienia, że ktoś tam, z jakiejś Polski chce dowiedzieć się więcej o jej pracy i jej życiu. Może w tym jest częściowo sens tego doszukiwania się, pytania, drążenia, a nie tylko biernego zwiedzania? Okazanie zainteresowania może dla kogoś być wystarczającym bodźcem do dalszego działania. Może okazać się czynnikiem dowartościowującym rozmówcę i mobilizującym.

W książkach często szukamy odpowiedzi. „Świat równoległy” ich nam nie daje. Za to wzbudza wątpliwości i zmusza do zadania sobie nowych pytań, na które odpowiedzi możemy chyba znaleźć tylko samemu, w trakcie kolejnych podróży, wracając do tych samych miejsc, nie bawiąc się w odkrywcę, ale z pokorą podchodząc do świata, pamiętając, że nie jest on jednowymiarowy.

 

0 0 votes
Article Rating

O Autorce

B*Anita Demianowicz

Podróżuję, piszę i fotografuję. Współpracuję m.in. z magazynami Podróże, Poznaj Świat i Rowertour. Prowadzę prezentacje i warsztaty podróżnicze w całej Polsce. Jestem również przewodniczką grup trampingowych dla kobiet, a także organizuję festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet.
Jestem absolwentką kilku kierunków studiów, m. in. filologii polskiej na UG i Polskiej Szkoły Reportażu.
We wrześniu 2016 ukazała się debiutancka książka: "Końca świata nie było".

Więcej o mnie>>>.

Subscribe
Powiadom o
guest

16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Krzysiek

Podobno dobry reporter(także fotoreporter) nie powinien się angażować. Ciężko mi to sobie wyobrazić żeby do pewnych spraw podejść na zimno, ale z drugiej strony jeśli chce się być obiektywnym i profesjonalnym to sentymenty trzeba odłożyć na bok.

Paweł

A dlaczego się nie angażować emocjonalnie? Dlaczego nie można podważyć ogólnie przyjętych kanonów i „prawd”. Dlaczego nie pisać w sposób subiektywny. Przecież autor to człowiek z krwi i kości, posiadający swoje poglądy, doświadczenie życiowe i własny system wartości. Czytanie czyjegoś tekstu nie dostarcza informacji tylko o przedmiocie opisu, ale również o autorze. Jeśli podoba Ci się książka czy reportaż to ze względu na to jak jest napisany, (czyli co ma w duszy jego autor) a nie tylko z powodu tego o czym jest, lub o którym miejscu na świecie mówi. Nie chodzi o to żeby się ze wszystkim zgadzać, tylko żeby poznawać. I nie tylko miejsca na świecie ale również inne opinie, poglądy i sposób postrzegania świata przez inną osobę. Czytając poznajesz świat, zależności, miejsca, ludzi, a w tym również autora tekstu i jego emocje. Nie mam na koncie tak wielu podróży jak Anita ale kilka miejsc w Europie udało mi się odwiedzić. Ciekawość i chęć… Czytaj więcej »

Dorota Polańska via Facebook

w/g mnie jest świat równoległy i to bez dwóch zdań… 🙂

Oliwia Ollie via Facebook

Kupiłam, ale jeszcze się za nią nie zabrałam 🙂

Monika Marcinkowska via Facebook

I teraz nie wiem, Anita, czy najpierw mam przeczytać Twoją recenzję-nie-recenzję czy książkę Tomka.
Książki nie czytałam, bo w mobi jest tak duża, że mi się nie chce przesłać na kindla 🙁

Magdalena Czatrowska via Facebook

Ja właśnie kończę czytać, świetna jest <3

Kasia Zajkowska via Facebook

Czytałam,nie mogłam się oderwać!bardzo mądra książka

Maria Małek via Facebook

Przeczytałam „jednym tchem” i polecam!

Bartek Twarog via Facebook

Wlasnie sie zastanawiam czy czytac. Tomka bardzo lubie i podobala mi sie jego Goraczka.

Nie wiem czy to co napisze podpada pod definicje tomkowa. Mialem takie spokanie w kurorcie parugwiazdkowym w Birme. Rownolegly swiat powoli wkradal sie do kurortowego-bajkowego az w koncu zaatakowal mnie w swojej bezradnosci i desperacji. Przerazil mnie. Ucieklem.
Nastepnych pare dni spedzilem na wyluskiwaniu tych subtelnosci, tej granicy pomiedzy sztuczna bajka dla bogatych, a bolesna rzeczywistoscia tubylcow. Mnie wejscie do tej bajki zapewnialy studolarowki, niektorzy(re) chcialy do niej wejsc wystawiaja swoje cialo na sprzedaz…

Małgorzata Ledzion via Facebook

Właśnie czytam, pierwszy rozdział świetny!

Łukasz Kasperek via Facebook

Przeczytane. Książka jest naprawdę rewelacyjna, szczególnie uzupełniona o pokaz slajdów i prezentację Tomka na żywo 😉
Co do równoległych światów, nie mam konkretnego przykładu z życia… Najbliżej mi chyba do rozdziału o Pakistanie i świecie muzułmańskim – bardzo często mamy zupełnie inne doświadczenia i opinie (w sensie tylko dobre) od znajomych bywających w kurortach i czerpiących „wiedzę o świecie” tylko z mediów.

Agnieszka Soboń via Facebook

Czytałam, wciągnęło mnie 🙂 tak naprawdę wystarczy wejść w śródmiejską bramę albo porozmawiać z kelnerami knajp krakowskiego rynku i też przeniesiemy się do świata równoległego i poznamy mroczne oblicze turystyki. Te same lajt motiwy odrzewane w kółko i na różną skalę jak świat długi i szeroki. Z każdą kolejną wycieczką (nie bójmy się tego słowa) dochodzę do wniosku, że im bliższy wyjazd tym lepiej – powoduje mniej szkody na środowisku i nie narzuca szalonego tempa. Utwierdzam się w tym szczególnie po seansie dokumentu „volountourism” – zajmujmy się lokalnymi problemami, bo wiemy o nich więcej. Będąc wyrwanymi z kontekstu możemy nieświadomie powodować więcej cierpienia niż pożytku. A podróżujemy i tak dla swojego ego – te światy równoległe, które widzimy na zewnątrz tak naprawdę dzieją się w nas i nam. P.S. A propos więzień o zaostrzonym… Czytaj więcej »

Zosia

”Samsara” Tomka była moją pierwszą prawdziwą książką podróżniczą (wcześniej czytałam wszystkie części ”Tomka…” Alfreda Szklarskiego, a także powieści Curwooda, które całkiem nieźle zastępowały reportaże z podróży). Pochłonęłam ją jednym tchem, skończyło się na tym, że czytałam ją na głos moim koleżankom podczas gimnazjalnych wyjazdów. Razem się śmiałyśmy, krzywiłyśmy (np. na wspomnienie o piciu wódki z ”jeszcze bijącym sercem węża”), wzruszałyśmy. A potem każda zaczynała mówić, gdzie by mogła pojechać… Po ponad trzech latach dużo się w moim życiu zmieniło, ale miłość do podróży pozostała. A nawet stale wzrastała, aż utwierdziłam się w przekonaniu, że nie dam rady dłużej siedzieć w jednym miejscu. Samsara mnie totalnie zainspirowała, mimo że Azja nigdy nie była moim wymarzonym kierunkiem. Ale to jest też fajne w tej książce – tak naprawdę opisuje po prostu podróż… Czytaj więcej »

Konopka i ju

Superancki wpis. Przyznam, że Tomek zrobił na mnie niesamowite wrażenie, jegno styl postrzegania różnych rzeczy jest mi również bliski (oczywiście dojrzewał), pomimo iż nie należę do nie wiadomo jakich podróżników, to jednak samo obcowanie z nimi również wpłynęło znacznie na mój światopogląd… oczywiście pozytywnie… no i chwała Tobie, Tomkowi i wszystkim innym za to (no i jeszcze Twaro(g)żek :P).

Zaraz chytam za „Świat równoległy” bo nabyłem ostatnio 🙂