WYWIADY

Każdy może nauczyć się pisać – wywiad z Marią Kulą

Maria Kula – redaktorka, pracuje z pisarzami, prowadzi warsztaty i kursy pisania pod szyldem Perypetie. Studiowała dziennikarstwo, komparatystykę i politykę wydawniczą i księgarstwo. W Wydawnictwie Otwartym prowadziła dział prozy polskiej. Od trzech lat pracuje jako freelanserka pomagając pisać w procesie indywidualnym i grupowym. Pisze artykuły i listy o pisaniu. Poza czytaniem kocha podróże, zwłaszcza samotne i z biletem w jedną stronę, gotowanie i jedzenie i taniec w każdej postaci. Mieszka w Krakowie.

– Co lubisz bardziej? Prowadzenie warsztatów, pracę nad tekstem z autorem, a może jednak własne pisanie? A może nie da się tego tak jednoznacznie rozdzielić?

Maria: Wszystko lubię, a najbardziej to, że mam to wszystko naraz. Każda rzecz, gdybym robiła tylko ją, w którymś momencie by mnie zmęczyła. Potrzebuję różnorodności. Z jednej strony mam naturę samotnika i lubię popracować nad czymś w odosobnieniu. Z drugiej cenię sobie bardzo pracę indywidualną z kimś i to, że jest wytwarza się między nami jakaś energia, że się rodzi relacja, że to jest na dłużej, że się do siebie przywiązujemy. Ale jeśli długo pracuję sama czy indywidualnie to zaczynam czuć potrzebę pobycia wśród ludzi, czerpania energii od nich, dlatego organizuję warsztaty. Trochę to egoistycznie, ale prawdziwe. Poza tym dobrze czuję się w roli przewodnika, lidera. Lubię prowadzić grupę, dowodzić jej, przemawiać na forum i zupełnie mnie to nie stresuje. A moje pisanie, takie małe, na przykład newslettera też bardzo lubię.

– Dziewczynki zwykle chcą zostać aktorkami czy piosenkarkami. Od kiedy wiedziałaś, że chcesz być redaktorem? Przypadek?

Maria: To nie był przepadek, ale też jako dziecko nie miałam pojęcia, że ktoś taki jak redaktor istnieje. Długo więc nie wiedziałam, że chcę nim zostać. Zawsze jednak bardzo dużo czytałam. Myślałam o zostaniu bibliotekarką, może dziennikarzem. Na studiach zaczęłam jednak pracować w wydawnictwie Znak jako recenzent wewnętrzny. Czytałam książki po angielsku i wydawałam na ich temat opinie. Chodziłam do Znaku odbierać książki i widziałam panie redaktorki siedzące przy biurkach i tak bardzo mi się to podobało. Też tak chciałam, choć właściwie nie miałam pojęcia, co one robią i o co w tym wszystkim chodzi. Ale im więcej czytałam książek i wydawałam recenzji, im więcej z rozmawiałam z redaktorkami w wydawnictwie, tym lepiej poznawałam świat wydawania książek. I tym bardziej byłam przekonana, że też chcę tak pracować. Któregoś dnia dziewczyny z wydawnictwa powiedziały mi, że Otwarte szuka redaktorów. „Przecież ja się w ogóle na tym nie znam”, rzuciłam, ale na rozmowę poszłam. Pracę dostałam. Jest jeszcze taka historia… Był taki film z Emmą Thompson „Przypadek Harolda Cricka”, gdzie ona gra pisarkę i ma swoją agentkę, redaktorkę, która przychodzi do niej, wyciąga z depresji, mówi co ma teraz napisać, podtrzymuje na duchu, poprawia rozdziały. Ten film widziałam jeszcze na pierwszym roku studiów, zanim rozpoczęłam pracę w Znaku. Byłam totalnie zafascynowana tym, że jest taka osoba, że można wykonywać taką pracę. I bardzo mi się to podobało Nie śmiałam jednak nawet myśleć, że taka praca mogłaby być moim udziałem. Ale gdy przestałam pracować w Otwartym i szukałam na siebie pomysłu, to do mnie wróciło. Ten obrazek z filmu i pomyślałam, że przecież ja też tak mogę, że mogę to robić.

– Pracowałaś w wydawnictwie i prowadziłaś dział prozy polskiej. W ostatnim czasie częściej słychać jednak o Tobie jako redaktorce książek podróżniczych. Czy faktycznie podróże należą do ulubionej przez Ciebie tematyki? Bo w końcu sama też podróżujesz.

Maria: Różnie. To idzie falami. W zeszłym roku zajmowałam się faktycznie głównie literaturą podróżniczą. Pisanie o podróżach i praca z autorami książek podróżniczych jest mi bliska, ponieważ ja rozumiem tych ludzi przez to, że sama podróżuję. W tym roku przeważa fantastyka, która nie jest wprawdzie bliska mojemu sercu, ale to nie znaczy, że tak się nie stanie w najbliższej przyszłości. I to jest właśnie super ciekawe w mojej pracy, że dowiaduję się rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia.

– Podróże są Twoją pasją. Ale czy od początku w wydawnictwie została Ci powierzona praca związana z tym tematem?

Maria: Pracę zaczęłam w dziale Prozy Polskiej, który obejmował również serię książek podróżniczych. Przede mną prowadziła ją dziewczyna, która tego nie czuła. Nie było jej dane złapać bakcyla podróżniczego. Wyjeżdżała zwykle na zorganizowane wczasy, poza tym zawsze elegancka, na obcasie. I wtedy pojawiłam się ja na jej miejsce. Na początku miałam tylko kontakt mailowy z autorami, którzy wiedzieli, że jestem zastępczynią, więc automatycznie wyobrażali sobie mnie jako wersję jej. I pamiętam pierwsze spotkanie z nimi, gdy wybrałam się na festiwal podróżniczy Trzy Żywioły. Przyjechałam ubrana tak normalnie jak zwykle chodzę: w dżinsach, omotana jakimiś szalikami, w płaskich butach. Usiadłam z nimi przy ognisku i mówiłam, że podróżuję z plecakiem. I to było dla nich takie: „Wow! Ty jesteś redaktorem!” I niedowierzanie. To było bardzo zabawne, ale zdawałam sobie sprawę, że tym właśnie ich od razu kupiłam. Bo oni wiedzieli, że ja rozumiem, o czym oni mówią. I tak się zaczęła praca wokół książek podróżniczych, choć zajmowałam się całym działem. Gdy jednak przestałam pracować w Otwartym, wielu autorów serii poszło za mną. Bo wiedzieli, ze ich rozumiem. Potem Tomek Michniewicz dodatkowo mnie zareklamował i tak już poszło. Nagle się okazało, że jestem specjalistką od książek podróżniczych, co bardzo mnie cieszy, bo po prostu to lubię.

– Że podróżujesz to już wiemy. To teraz opowiedz o tej swojej pierwszej podróży w pojedynkę. Co cię do niej skłoniło.

Maria: Moje pierwsze samotne podróże były krótkie. Wyjechałam do Turcji na Wolontariat Europejski. I jak już tam mieszkałam, to wypuszczałam się sama na kilka dni, żeby pozwiedzać. Ale w pierwszą długą samotną podróż wyjechałam dwa lata temu, do Portugalii. Nie planowałam tego. Myślałam, że wyjeżdżam na dwa, może trzy tygodnie, a wróciłam po czterech miesiącach. I od tamtego czasu podróżuję sama i nie wyobrażam sobie, żebym miała tego nie robić.

– Dlaczego sobie nie wyobrażasz? Co takiego odkryłaś w podróżowaniu w pojedynkę?

Maria: Odkryłam, że gdy jesteś z kimś, nieważne czy jest to przyjaciółka, mama czy chłopak, ale jest ta druga osoba, to tworzy się między wami mikrokosmos, który zabiera bardzo dużo energii. Musisz się konfronotować i zmagać z różnymi sytuacjami, które czasami są trudne. Ktoś chce iść, ktoś chce poleżeć, ktoś chce jeść, ktoś inny nie chce. Musisz dosyć dużo uwagi poświęcać na relację z osobą. Poza tym przyglądasz się tej osobie, rozmawiasz we własnym, znanym wam języku. Gdy jesteś sama to rozszerza ci się pole widzenia. W podróży w pojedynkę ma ono 360 stopni. Nikt ci nie zasłania świata. Cały świat stoi przed tobą otworem. Nie musisz tracić energii na ten mikrokosmos pomiędzy współtowarzyszami podróży, nawet jeśli super się dogadujecie. Ja wykorzystuję tę energię na chłonięcie świata.

Maria Kula

– Według badań, na które ostatnio trafiłam, Polacy najchętniej spędzają czas na plażowaniu. Po co Ty wyjeżdżasz?

– Podróżuję, używając głównie couchsurfingu. Bo dla mnie to ludzie tworzą kraj. Ja nie jadę zwiedzać, ja jadę spotkać ludzi. Więc, gdy mówię, że wybieram się na Sycylię, to tak naprawdę jadę do Sycylijczyków. Chcę poznawać kraj poprzez ludzi, którzy w nim mieszkają, poznawać ich kulturę, smaki, obyczaje, sposób myślenia. Zawsze szukam ludzi, którzy żyją w rodzinach, najlepiej wielopokoleniowych, gdzieś w zapadłych wioskach po środku niczego. To jest najlepsze. Bo tam trafiam na babcię, która robi tą samą zupę od czterdziestu lat i częstuje mnie nią, mówiąc do mnie w swoim języku. I o to mi właśnie chodzi w podróży.

– Czy myślisz, że podróżowanie w pojedynkę może pomóc w pisaniu?

Tak. W pisaniu o podróżach hiper ważne jest to by być bardzo uważnym, by mieć oczy dookoła głowy, wyostrzone zmysły, zwracać uwagę na wszystko i to jest dużo prostsze, gdy się jest samemu i nikt nie zasłania nam świata.

– No dobra. To teraz ktoś wraca z podróży i chce napisać o tym książkę. Co byś takiemu komuś powiedziała? Co według Ciebie w takiej podróżniczej książce jest najważniejsze?

Maria: Żeby treść była dopasowana do formy. Żeby była napisana ze świadomością tego, co autor chce powiedzieć i do kogo. To nie może być worek, na zasadzie pojechałem w podróż i teraz napiszę o wszystkim od A do Z. To tak nie działa. Trzeba być świadomym tego co i jak się pisze.

– Banalne pytanie, ale myślę, że takie, nad którym głowi się wielu: Co zrobić by pisać lepiej?

Maria: Pisać więcej, czytać analitycznie, praktykować, uczyć się, stawiać sobie nowe zadania, czytać o pisaniu, jeździć na warsztaty, dowiadywać się jak napisać opis, dialog i wracać do domu i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Napisać tekst, odłożyć go na trzy tygodnie i wrócić do niego na świeżo, przeczytać i poprawiać. Stawiać sobie nowe zadania. Jeśli piszesz cały czas tylko nowe teksty, to się nie uczysz. Można nauczyć się pisać lepiej samemu. Na przykład czytasz artykuł jak napisać dialog. Bierzesz potem tekst z dialogiem, który napisałaś wcześniej i poprawiasz, przerabiasz, kierując się zasadami, które w tym tekście zostały wyłożone. Jeśli nie praktykujesz, to nie robisz tego lepiej.

– Wiesz, co mówi się o pasji, że gdy staje się pracą, traci się z niej przyjemność. Czy Twój zawód nie odbiera ci czasem przyjemności z czytania? Czy automatycznie nie włącza Ci się analiza tekstu, formy?

Maria: Gdy coś mnie wciąga, to już mnie wciąga i nie zastanawiam „jak ten akapit został skonstruowany”. Czytam. Ale też oczywiście dostrzegam, że coś jest dobrze zrobione, zauważam to i doceniam. Zwracam uwagę na formę, ale to się dzieje już samo. Można to porównać do jedzenia. Jem coś dobrego i wiem, że to jest smaczne, bo mi smakuje, bo mam już wyrobiony gust.

– To w takim razie zdradź nam swoje ulubione książki podróżnicze.

Maria: „Zaginione miasto Z. Amazońska wyprawa tropem zabójczej obsesji” Davida’a Grann’a”. Wspaniała książka przygodowa, która ma bardzo ciekawą formę narracyjną. Genialne napisana, wciągająca. Podobała mi się „Endurance. Antarktyczna wyprawa Shackletona”. Bardzo lubię też książkę Maxa Cegielskiego „Pijani Bogiem” oraz „Jadąc do Babadag” Stasiuka.

– Nie każdy będzie Stasiukiem czy Cegielskim. Ale czy uważasz, że każdy może nauczyć się pisać?

Maria: Może, ale musi pamiętać, że nie nauczy się pisania, nie pisząc. Nie nauczy się pisania, tylko poprzez myślenie o tym, że chce to robić. Tylko jednym ta nauka przyjdzie łatwiej, innym trudniej. Ludziom się wydaje, że siądą nad kartką i od razu będą umieli pisać. Ale nikt nie oczekuje tego, że pójdzie na kort i od razu będzie świetnie grał w tenisa. Najpierw biorą lekcje, uczą się. Tak samo więc jak musisz nauczyć się grać w tenisa, tak samo musisz nauczyć się pisać. To jest umiejętność praktyczna, którą się zdobywa z czasem.

– Czyli uczymy się, szkolimy, chodzimy na warsztaty. Niektórzy mogą uważać, że im takie warsztaty są niepotrzebne. Czy tak faktycznie jest? Czy pewne rzeczy można wypracować samemu?

Maria: Warsztat daje kopa motywacyjnego. Jest pigułką. Wiedzą, którą możesz znaleźć wprawdzie w różnych miejscach, ale musisz się do niej dokopać samemu. A na warsztacie dostajesz wszystko na tacy. Jeśli umiesz to wykorzystać, to w bardzo krótkim czasie możesz z tego wiele wyciągnąć.


Rada od Marii dla piszących. Tych początkujących i nie tylko: Pisać, pisać i pisać. Mieć zawsze przy sobie notatnik i otwarte oczy. Dobrze jest też nie mieć zbyt wysokich oczekiwań wobec siebie. Nie musisz od początku tworzyć genialnych tekstów.

0 0 votes
Article Rating

O Autorce

B*Anita Demianowicz

Podróżuję, piszę i fotografuję. Współpracuję m.in. z magazynami Podróże, Poznaj Świat i Rowertour. Prowadzę prezentacje i warsztaty podróżnicze w całej Polsce. Jestem również przewodniczką grup trampingowych dla kobiet, a także organizuję festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet.
Jestem absolwentką kilku kierunków studiów, m. in. filologii polskiej na UG i Polskiej Szkoły Reportażu.
We wrześniu 2016 ukazała się debiutancka książka: "Końca świata nie było".

Więcej o mnie>>>.

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Michal Qmoh

Dorzucę trzy rady od siebie. Przetestowane na kilku warsztatach, które prowadziłem z Czytam w Wannie.
1. Wyłączyć laptopa i pisać klasycznie, w jakimś notesie. Przynajmniej na początku. Odciąga to uwagę od wyrównań, czcionki, akapitów i tym podobnych zupełnie niepotrzebnych pierdół.
2. Jak już napiszemy, to przeczytajmy nasze wypociny na głos. Jak źle się słyszy, to i źle się czyta.
3. Czasami ludzie, jak mają coś napisać, dostają dziwnego skurczu i strasznie cyzelują słowa, chcą, aby każdy akapit był pełen mądrości i tak dalej. Lepiej wtedy odłożyć klawiaturę/długopis, włączyć dyktafon/mikrofon w laptopie i po prostu opowiedzieć to, co chcemy opisać.

Monika

Bardzo mocno sobie wzięłam do serca opinię Marii, że każdy może się nauczyć pisać jeśli ćwiczy i… ćwiczę regularnie 😀