MYŚLĘ SOBIE...

Nieuleczalnie chora

keep calmJestem nieuleczalnie chora… Tak, wiem, że to nie najlepszy moment na to, by robić wyznania. Zwłaszcza takie i to na dzień przed wyjazdem. Jeszcze jedną nogą stąpam po polskiej ziemi. Każdym porem skóry odczuwam chłód morskiego powietrza i bałtyckiej bryzy i jednocześnie ciepło, bijące od mojego męża. Druga stopa już od dłuższego czasu bada nowy ląd za oceanem, a skóra czuje promienie tropikalnego słońca. Przestępuję niecierpliwie w oczekiwaniu na nieznane, na przygodę, na nowe doznania, niespodzianki.

Ale czuję się też nieco rozdarta. Między tym, co tutaj, a tym, co tam. Między tym, co muszę jeszcze zrobić, a co już bym chciała. Dopada mnie przedwyjazdowa trema. Czuję się jak przed szkolnym występem na akademii z okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Niby wiersz wyuczony, dykcja poprawna, ale niepewność czy nie powinie się noga tai się w zakamarkach, nie dając spokoju. Nagle dostrzegam braki językowe i dopada obawa, że jednak się nie dogadam, że nie dojadę tam, gdzie bym chciała, że nie zrealizuję tego, o czym skrycie marzę, że czas przecieknie mi między palcami, a ja tak bardzo nie lubię, gdy nie umiem go zatrzymać.

Mimo że każdy mój dzień jest wypełniony zawsze podróżą, nawet gdy nie przemieszczam się, gdy jestem w domu, mam nieodparte wrażenie, że część mnie lekko odrętwiała przez ostatnie miesiące bez bycia w drodze. Zaczęłam zapuszczać korzenie. Tak niepozornie, ale jednak. Nie chcąc, ale będąc do tego zmuszona. Rozleniwiłam się, może nieco zgnuśniałam, ograniczając swoje podróży do odległych krain w marzeniach sennych i przesuwania palcem po mapie, wpatrywania się w zdjęcia z odległych krajów, czytając zapiski z nich, marząc o podróży na jawie i we śnie. Przyzwyczaiłam się na powrót do swojego łóżka i do czystej pościeli, chowając do drewnianego kufra mój podróżniczy dobytek: śpiwór, karimatę, turystyczne ubranie, buty trekkingowe, saszetkę na dokumenty, kosmetyczkę z mini-produktami. Nie pogniewałam się z nimi, ale dziś, wyciągając je nieco przykurzone, miałam wrażenie jakbym się z nimi przepraszała. Człowiek chyba dość szybko przyzwyczaja się do nowych warunków, ma zdolność i łatwość aklimatyzowania się. Może to i dobrze, a może jednak nie? Mój powrót z Ameryki Środkowej w zeszłym roku przeżywałam boleśnie, nie mogąc przyzwyczaić się na nowo do polskiej rzeczywistości. Czułam, że wszystko przerasta mnie. Myślałam, że nigdy się już nie oswoję. Myliłam się jednak. Teraz czeka mnie kolejna zmiana i kolejna próba przestawiania się, zaznajamiania się z nowym-starym. Czuję dreszcz emocji, ale i maleńką obawę. Przed czym i po co? Nie wiem. Możliwe, że odzywa się we mnie wzorowa uczennica, która – choć wielokrotnie próbowałam się jej pozbyć – nieprzerwanie wraca.

Mimo obaw i niepewności, jakie niesie ze sobą każda podróż i mimo wzorowej uczennicy, która wciąż coś na mnie wymusza, uwielbiam być w drodze, przemieszczać się, wciąż być w nowych miejscach, odkrywać je, poznawać. Wówczas czuję się naprawdę wolna. Uwielbiam budzić się rano i zastanawiać cóż nowego przyniesie mi nowy dzień, jakie niespodzianki przygotował dla mnie los. Uwielbiam mieć tę niepewność i obawę. Dzięki nim, czuję, że żyję.

I to chyba między innymi objawy tej choroby. Nieuleczalnej, o której pisał Kapuściński: Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy (…) Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej. Cierpicie na jakąś nieuleczalną chorobę? A może jak ja jesteście zainfekowani tą samą?

 

0 0 votes
Article Rating

O Autorce

B*Anita Demianowicz

Podróżuję, piszę i fotografuję. Współpracuję m.in. z magazynami Podróże, Poznaj Świat i Rowertour. Prowadzę prezentacje i warsztaty podróżnicze w całej Polsce. Jestem również przewodniczką grup trampingowych dla kobiet, a także organizuję festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet.
Jestem absolwentką kilku kierunków studiów, m. in. filologii polskiej na UG i Polskiej Szkoły Reportażu.
We wrześniu 2016 ukazała się debiutancka książka: "Końca świata nie było".

Więcej o mnie>>>.

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
majchers

Yeeep… Znam tę chorobę… 😉