O Maderze już prawie zapomniałam. Prawie, bo zdążyliśmy już wrócić i szykujemy się powoli do kolejnego wyjazdu. Tak naprawdę całkowicie się jednak nie da zapomnieć. Ta wulkaniczna wyspa ze swoimi krajobrazami potrafi na długo zapaść w pamięć. A my nie próżnowaliśmy, więc mimo niezbyt długiej wizyty na „córce ognia” jak nazywa się Maderę, obrazów w naszych głowach zebraliśmy sporo. Wielu przygód już jednak nie mieliśmy. Mam na myśli przygody typu błądzenie, brodzenie w błocie i wodzie w sandałach, niespodziewane kolizje czy kradzieże, czego obawialiśmy się wypożyczając samochód. Bo samochód w końcu, chcąc nie chcąc, pożyczyć musieliśmy.
![]() |
Widoki z trasy |
Bez niego niestety wiele miejsc pozostałoby przez nas nieodkrytych. Moglibyśmy oczywiście skorzystać z ofert miejscowych biur podróży, które w bardziej odległe miejsca, do których autobusy miejskie nie dojeżdżają, oferowały komfortowy przewóz. My woleliśmy jednak komfortowy przejazd w zakresie własnym. Bez wyliczania minut, które możemy poświęcić na podziwianie widoków i bez zbędnego balastu w postaci kilkunastoosobowej grupy turystów. Nie ukrywam, że mieliśmy kilka obaw, co do pożyczania auta. Mój mąż, gdy zobaczył tutejsze drogi stwierdził: „Nie mam mowy. Ja tu prowadzić nie będę!”. A nie należy on raczej do niedzielnych kierowców, a raczej do grupy niemal zawodowców. Maderskie drogi to sieć pnących się i wijących wąskich dróg (nie licząc rzecz jasna autostrad – te są podobne do naszych :). Chociaż może w nie w liczbie kilometrów. Bo, mimo iż wyspa jest mała to istnieje prawdopodobieństwo, że kilometrów autostrad mają jednak więcej).
![]() |
Sieć dróg |
Nie dość, że jezdnie są wąskie, to wzdłuż nich niemal na każdym kroku, niezależnie czy jest to prosta czy zakręt (a częściej raczej to drugie) stoją zaparkowane samochody. Bardzo często ruch na ulicach Madery jest „mijany”, czyli pierwszeństwo masz wtedy, gdy to akurat nie po twojej stronie stoją pojazdy. Albo, gdy jesteś kierowcą autobusu. Wówczas nie ma znaczenia, z której strony auta są zaparkowane (z reguły są jednak po obu stronach). Autobus jest w końcu większy. Samochód na Maderze pali jak smok i „trójka” to zwykle wystarczający do poruszania się bieg. Ale coś za coś. Bez niego nie mogłabym się zatrzymywać co krok, by podziwiać rozpościerające się z każdej strony krajobrazy. Więc może w końcu bym coś o tych widokach napisała. Jest kilka miejsc, których na wyspie pominąć się nie da. Jest takie miejsce, z którego szczytu można podziwiać zlaną słońcem, kolorową stolicę wyspy – Funchal, a także małe wioski, które sprawiają wrażenie niemal przyklejonych do skał.
![]() |
Widok z Cabo Girao |
To najwyższy w Europie klif Cabo Girao, z którego rozpościera się widok na ocean, mieniący się najróżniejszymi odcieniami niebieskiego, którego fale rozbijają się o wystające z wody skały. Smaczkowi wspięcia się na szczyt klifu dodaje atrakcja w postaci szklanego podestu. We mnie szklane schody, podesty i inne temu podobne, znajdujące się na pewnej wysokości, wzbudzają niepokój. Jak się okazało nie tylko we mnie. Niemal wszyscy wchodzili na niego z pewną nieufnością, bojąc się spojrzeć w dół. Ja spojrzałam raz i serce na chwilę mi stanęło. Pod stopami na wysokości 580 metrów rozciągał się widok na urwisko i ocean. Dodatkowe więc, nawet trochę mrożące krew w żyłach (przynajmniej w moich) doznania, na klifie są zapewnione.
Większość osób dojeżdżała na szczyt samochodem. My wybraliśmy trzygodzinną wędrówkę wzdłuż kolejnych kanałów irygacyjnych tzw. „Levada de Norte” przez plantacje winorośli, bananowców i przepysznych czereśni.
![]() |
Plantacja winogron |
Nasz wędrówka trochę się więc wydłużyła ze względu na te czereśnie. Nie mogłam przejść koło nich obojętnie. Mój mąż już zaczął się denerwować, że jak będę obżerała każde drzewko, to uda nam się dotrzeć do hotelu dopiero następnego dnia. Musiałam więc powstrzymać swoje zapędy, choć takich pysznych czereśni dawno nie jadłam. Trochę przypłaciłam to jednak późniejszym bólem brzucha. I znów „coś za coś”. Koniec trasy znajduje się w miejscowości słynącej z produkcji wina Camara de Lobos, która zachwyciła mnie przede wszystkim prześlicznym małym portem z kolorowymi łódeczkami w przystani.
![]() |
Camra de Lobos |
Gdybym tam mieszkała, to codziennie przesiadywałabym w porcie, obserwując małe kutry i suszące się wokół dziwne stwory morskie.
Są też takie miejsca na Maderze, z których widok jest jeszcze wspanialszy, a droga na nie wiedzie między wulkanicznymi skałami, ciemnymi tunelami, bardzo stromymi urwiskami. To najwyższe szczyty wyspy: Pico de Areiro (trzeci, co do wielkości szczyt Madery – 1818 m) i Pico de Ruivo (najwyższczy szczyt – 1862 m). Na oba z nich może z łatwością dostać się każdy. Samochód ma bowiem dostęp niemal na sam szczyt. Na najwyższy z nich, czyli Pico de Ruivo konieczny jest jedynie godzinny spacer z parkingu. W ten sposób jednak omijają człowieka dodatkowe atrakcje, nieziemskie emocje, nadprogramowe doznania piękna.
![]() |
Droga na Pico de Areiro |
Ja w kontakcie z niewiarygodnej wręcz urody naturą, doznawałam ekstatycznych przeżyć, które zwykle przyprawiają mnie o ścisk w gardle. Tak było i tym razem. Niestety nasze wygibasy w górach i kilkugodzinna wędrówka w tę i z powrotem (najpierw złaziliśmy bowiem z Pico de Areiro, by potem wspiąć się na Pico de Ruivo, a następnie znów zejść z najwyższego szczytu i wspiąć się z powrotem na Areiro, gdzie zostawiliśmy samochód), mocno dała się we znaki naszym kończynom, zwłaszcza kolanom. Jednak co się nie robi dla urody, niekoniecznie tylko naszej osobistej. Pico de Areiro, Pico de Ruivo oraz Cabo Girao to moje numery jeden na wyspie. Chociaż nie kończą one listy aktywnych rozrywek o cud urodzie.
Bardzo popularną, choć również odizolowaną i dostępną dla zmotoryzowanych turystów atrakcją jest Rabacal i jego wodospad Risco oraz trasa do dwudziestu pięciu źródeł One również, jak wiele ścieżek na Maderze prowadzi wzdłuż wspominanych już kilkakrotnie levadas. Wzdłuż nich biegną wąskie ścieżki, na których ruch jest jednak obustronny, co czasem utrudniało mijanie się z innym odwiedzającymi. Na tej trasie było zaś wyjątkowo tłoczno. Wodospad nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, bo w ostatnich miesiącach moje oczy oglądały takie kaskady, że Risco wyglądał przy nich jak ubogi brat. Znaczniej ciekawsze było „25 źródeł” z urokliwą niewielką kaskadą i niesamowity kolorem wody.
![]() |
Droga do „25 źródeł” |
Większość czasu na Maderze spędziliśmy w górach, podziwiając krajobrazy. Nie oznacza to, że nie odwiedziliśmy też siedzib miejskich, szczególnie polecanych przez przewodniki. Moim skromnym zdaniem, jadąc na Maderę, warto jednak postawić na naturę.
Przydatne informacje:
Na Cabo Girao – z Funchal autobusem nr 154. Najlepiej poprosić kierowcę, by wysadził przy „Levada de Norte” – Cruz da Caldeira. Aby odwiedzić pozostałe trzeba wypożyczyć samochód. Na wyspie wypożyczalni jest od groma. Kwoty za dwie doby wahają się w zależności od wielkości samochodu. Te mniejsze kosztują między 80 – 90 euro. Nam udało się wypożyczyć za 56 euro.
Na Cabo Girao – z Funchal autobusem nr 154. Najlepiej poprosić kierowcę, by wysadził przy „Levada de Norte” – Cruz da Caldeira. Aby odwiedzić pozostałe trzeba wypożyczyć samochód. Na wyspie wypożyczalni jest od groma. Kwoty za dwie doby wahają się w zależności od wielkości samochodu. Te mniejsze kosztują między 80 – 90 euro. Nam udało się wypożyczyć za 56 euro.
Cześć właśnie wróciłam z Madery i chciałam Ci bardzo podziękować z Twoje go bloga. Informacje, którymi się dzielisz, są bardzo przydatne. To właśnie dzięki nim udało nam się zobaczyć levadę do norte, bo pani w biurze informacji turystycznej w Funchal powiedziała, że oni tej lewady nie rekomendują. Tymczasem była to naprawdę bardzo interesująca trasa. Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dzięki 🙂 Kasia
Super! Nic tak nie cieszy, jak fakt, że na coś się ludziom to moje pisanie przydaje 🙂