„Czekajcie na mnie przy wyjściu ze stacji. Będę po Was o 21.30” – brzmi sms.
– Cześć. Jestem Aleksandra. Przepraszam, że kazałam wam tak długo czekać. – Tłumaczy się ciemnowłosa szczupła dziewczyna nim jeszcze zdążymy wyjawić nasze imiona.
Podążamy za nią. Aleksandra mieszka na drugim piętrze starej odrapanej kamienicy. Czuć tu klimat warszawskiej Pragi. Jest ciemno, ale i tak miejsce zachwyca. Budapeszt nocą przypomina zupełnie czeską Pragę.
– Sąsiedzi są w porządku, ale drzwi lepiej porządnie zamykać na klucz, bo wieczorami dzielnica niepewna – informuje, gdy przekraczamy próg jej niewielkiego mieszkanka.
– Mieszkam w nim z chłopakiem, ale jego teraz nie ma. Wyjechał. Jadę do niego za dwa dni – tłumaczy nie do końca sprawną angielszczyzną.
Angielski z węgierskim akcentem brzmi dla mnie nieco niezrozumiale.
Mieszkanie składa się z jednego pokoju i antresoli, stanowiącej sypialnię Aleksandry i jej mężczyzny. Oprócz pokoju jest mikroskopijna łazienka. Półtora metra na półtora. Trudno się w niej poruszyć, by o coś nie zahaczyć, czy czegoś nie zrzucić na ziemię. Łazienka sąsiaduje z równie mikroskopijną kuchnią, która stanowi jednocześnie przedpokój. Wchodzi się do niej od razu z zewnątrz.
– Zjecie jajecznicę?
Potakuję głową i po piętnastu minutach ląduje przede mną talerz ściętych z dużą ilością cebuli jajek. Do tego dwa słodkie sucharki i kubek mocnej kawy. Tyle, co dwudziestoczteroletnia studentka może ugotować.
– Czyje to rysunki? – pytam, rozglądając się po pokoju, zajadając w trakcie jajecznicę.
– Moje. Bardzo lubię rysować – mówi nieśmiało dziewczyna. – Fotografować też – dopowiada, ruchem głowy wskazując na drugi stół, który zawalony jest papierami, kobiecymi drobiazgami i kupką zdjęć w kolorze sepii.
– Nie myślałaś, żeby iść na Akademię Sztuk Pięknych?
– Rysunek i fotografia to moje pasje. Odstresowują mnie. Obawiam się, że gdyby moje hobby zamieniło się w pracę, przestałoby mi sprawiać przyjemność. Czym wtedy zwalczałabym stres?
Pytanie zawisa w przestrzeni. Wpatruję się w nie. Sama tyle razy się nad tą kwestią zastanawiałam.
Ciekawi mnie jak długo dziewczyna uczestniczy w życiu społeczności „couchsurferskiej”
– Jak długo jesteś hostem?
– Właściwie to jesteście moimi pierwszymi couchsurferkami. – Wyznaje nieśmiało.
Okazuje się, że Aleksandra wcześniej mieszkała z koleżankami w mieszkaniu studenckim i wtedy przez ich mieszkanie przewijały się całe tabuny przyjezdnych.
– Tylko to nigdy nie była moja decyzja. Czasem wracałam do domu i okazywało się, że na moim łóżku ktoś śpi. Teraz wreszcie mogę sama zdecydować, kogo będę u siebie gościć. I zdecydowałam się na was. A co myślę o couchsurfingu? Że to dobry patent na tanie podróżowanie i poznawanie ciekawych ludzi. Marzę o podróżach, ale na razie brakuje mi czasu – mówi, przeglądając swoje zdjęcia.
Aleksandra, podobnie jak i ja wierzy, że podróż to najlepszy sposób na poznanie nie tylko świata, ale i samego siebie. Jest pewna, że kiedyś będzie dużo podróżować, ale najpierw musi skończyć pisanie pracy doktorskiej.
Siedzimy i oglądamy zdjęcia. Aleksandra nagle wstaje i zaczyna kręcić się po pokoju. Przeszukuje szafki, wyciąga z nich coraz to nowsze segregatory i zeszyty.
– Chciałam wam dać kilka szkiców na pamiątkę. – Tłumaczy swoje nagłe i gwałtowne poszukiwania. – Nie mogę jednak ich znaleźć.
Wyjmuje za to z szuflady mały żółty notes, wypełniony rysunkami. – To Londyn. To moja przyjaciółka. A tu jezioro Balaton – objaśnia, wertując kartki. – Pięknie tam jest. – Westchnęła.
Zrobiło się nostalgicznie. Z kartek spozierały na nas szkicowane miejsca i twarze tak ważne dla naszej gospodyni. Miałam wrażenie, że zaglądam do cudzej duszy.
– Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła podróżować tak, jak Wy – mówi Aleksandra na odchodnym.
– Ja też mam taką nadzieję – odpowiadam i polecam, otwierając przed nią obie dłonie: – Chuchnij. – Będę trzymała kciuki za spełnienie twoich marzeń.
Chuchnęła.
Wciąż trzymam.