MYŚLĘ SOBIE...

Wolno podróżować

W życiu jak w podróży, nie chodzi o przebyty dystans – liczy się głębokość przeżycia.
Dan Kieran, „O wolnym podróżowaniu”

 

Przepisowe dwadzieścia sześć dni urlopu i wyścig z czasem, żeby jak najwięcej zobaczyć, zwiedzić, dotknąć, poczuć, posmakować. A odpoczynek? Przydałby się. Od tego przecież jest urlop.

Na etacie moje powroty z dwu, trzytygodniowych wakacji wymagały zwykle kolejnego tygodnia wolnego, po to tylko, by złapać oddech po maratonie, który sobie fundowałam na urlopie. Bo zamiast faktycznie zresetować umysł i na ten krótki czas zrezygnować z codziennej gonitwy – pędziłam, chcąc w pełni wykorzystać każdą nanosekundę.  Często wieczorami padałam na twarz. Kłaść się spać jednak nie chciałam, bo przecież im wcześniej się położę, tym szybciej będzie jutro, a każde „jutro” przybliżało do powrotu do pracy. No cóż, taka moja pokręcona logika.

Długie dojrzewanie

Do podróżowania tak, samo jak do whisky, trzeba dojrzeć. Potrzebny jest czas, by zrozumieć, że nie warto jej smaku zabijać colą, że trzeba się nią delektować powoli, w małych ilościach, doceniając bukiet smakowo-zapachowy.

Mądrzę się trochę teraz, bo whisky nie lubię i pewnie nie dorosnę na tyle, by zmienić zdanie. Mam jednak nieodparte wrażenie, że z podróżami jest tak samo. Nie da się tego pojąć i zmienić od razu. Niektórzy nigdy nie będą w stanie przetłumaczyć sobie, że warto zwolnić, zatrzymać się, przysłuchać i popatrzeć, zamiast gnać, zaliczając kolejne atrakcje, które wcale nie czynią naszego życia lepszym, piękniejszym czy bardziej wartościowym. Tak, jak niektórzy zawsze będą pili whisky z colą.

Po rozstaniu z etatem, wolnych dni się namnożyło. Mogłam je dzielić, rozczłonkowywać, pławiąc się w rozkosznym nieróbstwie. W końcu mogłam mieć tyle czasu na podróżowanie i chłonięcie, ile chciałam. A wciąż nie umiałam sobie z tym poradzić. Miałam zakodowane w podświadomości: pośpiech i zaliczanie atrakcji. Potrzebowałam czasu, by się przyzwyczaić do myśli, że wcale już nie muszę się nigdzie spieszyć. Chociaż prawdę mówiąc, mając 26 dni urlopu też nie musiałam.

Miałam jednak sto pięćdziesiąt dni na podróż przez Gwatemalę, Honduras, Salwador i Meksyk, a w głowie wciąż te same myśli, co przy pięciu tygodniach urlopu na etacie: że to może pierwsza i ostatnia taka podróż, bo będzie potem trzeba wrócić na etat, że może już tu nie wrócę, więc znów trzeba pędzić, gnać, odwiedzić wszystkie ruiny majańskie, azteckie, wejść na wszystkie szczyty, przedreptać każdą uliczkę. Napchać się do syta i nie ważne, że potem padnie się na twarz, bo padnie się przecież zwyciężonym, odhaczając z listy kolejne punkty zwiedzania.

Aż w końcu… zaczęłam podróżować, a nie tylko zmierzać do celu.

Zaczęłam zwalniać, tłumaczyć sobie, że i tak wszystkiego nigdy nie zobaczę, że nigdy nie poznam skrawek po skrawku żadnego kraju przy jednorazowej kilkutygodniowej czy nawet kilkumiesięcznej wizycie. Potem zaczynałam rozumieć, że wcale nie muszę wszystkiego zobaczyć. Ba, nie muszę nawet oglądać tego, co oficjalnie uznane jest jako „must see”. Autor książki „O wolnym podróżowaniu” krytykuje „zwyczaj pobieżnego oglądania licznych atrakcji, bez prawdziwego ich doświadczania.” Pomstuje, a raczej może współczuje tym, którzy „do domu zabierają jedynie napuszoną dumę z racji tego, że na własne oczy widzieli jakiś kościół czy malowidło”, traktując podróżowanie bardziej jako zawody: kto więcej zobaczy, więcej krajów odwiedzi.

Ile razy spotykałam się z pytaniami od innych turystów: czy widziałam to a tamto, czy byłam w tym i tamtym miejscu. Zaprzeczenie wzbudzało nawet nie zaskoczenie, ale wręcz oburzenie. Przez chwilę wzbudzali we mnie poczucie winy, że nie chcę iść i tracić czasu na jakieś muzeum czy kościół, które wcale nie sprawiłby, że moje życie stałoby się lepsze, a podróż pełniejsza. Potrzebowałam jednak czasu, by to zrozumieć i pojąć, że zdarza się nam odwiedzać miejsca w jakimś „fałszywym poczuciu obowiązku”, któremu ja – porządna i obowiązkowa, wzorowa uczennica – starałam się sprostać. Bez sensu.

Nie mówię, że w takie miejsca nie chodzę już wcale, ale zauważyłam, że coraz mniej tego potrzebuję. Przekonałam się, że: „Kiedy zmierzamy w kierunku odwrotnym niż ludzie dookoła, zazwyczaj okazuje się, że idziemy w stronę bardziej interesującą” i że „Kiedy podróżuję tak jak wszyscy, mam wrażenie, że nie podróżuję wcale”.

I to zachwycanie się miejscami, które wcale nie wzbudzają naszego zachwytu, a często rozczarowują. Skoro już przebyliśmy taki kawał świata i tyle wydaliśmy na podróż, bilety wstępu to nie możemy się nie zachwycać, prawda? W ten sposób obnażylibyśmy bezsens naszego wyjazdu. Wydanie pieniędzy straciłoby sens, a na to nikt nie chce pozwolić. Wszystko musi mieć swój sens. Stoimy więc i patrzymy na takie piramidy egipskie, zastanawiając się jak długo powinniśmy się im przyglądać, czy te dwie czy pięć minut to przypadkiem nie za mało. Inni wgapiają się dłużej, często wręcz z namaszczeniem. A może to z nami jest coś nie tak, bo docieramy gdzieś i nagle ekscytacja przepada, bo przecież myśleliśmy, że Sfinks będzie większy, a piramidy nie będą leżały niemal w centrum miasta. „Obchodziłem kościoły, muzea i galerie sztuki – tak wiele, że już dawno pomieszały mi się w głowie – doznając głównie bólu zmęczonych nóg. Zaczynam się zastanawiać czy wszyscy nie padliśmy ofiarą jakiejś zmowy milczenia. Czy w ogóle jest ktoś, kto czuje się takimi rzeczami wzbogacony?”, zastanawia się autor książki „O wolnym podróżowaniu”, wywołując uśmiech na moje twarzy.

 „Dlaczego stereotypy są tak kuszące? Dlaczego wszyscy tłoczymy się w tych samych pozbawionych realnego znaczenia miejscach? Dlaczego mam zdjęcia jak stoję na wieży Eiffla w Paryżu, na moście Karola w Pradze, na Schodach Hiszpańskich w Rzymie, na (…) Długo można by jeszcze wymieniać, prawda? Czego tak naprawdę szukamy?”, pyta Dan Kieran i odpowiada, że najprawdopodobniej działamy tak ponieważ znane rzeczy w świecie, porządkują naszą rzeczywistość w trakcie podróży. Trudno nam wyjść poza schemat już znany, poza własną strefę komfortu.

Wolne podróżowanie, czyli coś zamiast samolotu

Pamiętam zaskoczenie znajomego, gdy oświadczyłam, że do Chorwacji jadę stopem. „A nie wolisz samolotem? Przecież loty teraz są takie tanie! I w dodatku oszczędzasz czas.” A na moje tłumaczenie, że nie o pieniądze chodzi, a przynajmniej nie tylko, ale o przygodę, o kontakt z ludźmi, o doświadczanie i zwyczajne bycie w drodze, delektowanie się nim, widziałam tylko coraz bardziej powiększające się ze zdziwienia oczy. Nie o czas również, ponieważ absurdalnie autostop jako forma świadomego podróżowania, wyjścia poza strefę komfortu, rozciąga czas. Docieramy wprawdzie do celu później, ale jak już wspominałam, nie o zmierzanie do celu chodzi, a o podróż.

 „Powolne podróżowanie zmienia widzenie świata”

Na co dzień wiele czynności wykonujemy automatycznie. Ile to razy zawracałam spod domu, sprawdzić czy zamknęłam drzwi na klucz, bo zupełnie nie pamiętałam wykonywania tej czynności. W podróży trafiamy w nowe otoczenie, środowisko – w nowy świat. Nie możemy już działać podświadomie, nasz mózg zostaje wytrącony z rutyny. Zaczynamy na nowo obserwować otoczenie. Mam wówczas wrażenie jakbym wróciła do dzieciństwa i wszystko widziała po raz pierwszy. To niesamowite uczucie. Pamiętam je dobrze z pierwszej podróży.

Ta pierwsza podróż jednak była dla mnie głównie poszukiwaniem „samej siebie” (tak, wiem jak to pretensjonalni brzmi, ale tak było). W kontekście słów Dana może jednak wcale aż tak naiwne to „poszukiwanie samej siebie” nie było: „Może dlatego ludzie „odnajdują w podróży samych siebie, bo są bardziej świadomi tego, że żyją zwiedzając świat i spoglądając na niego w nowy, pobudzający sposób (…), bo w nowych sytuacjach świadomość budzi się z letargu. Wyłączamy wtedy autopilota i przejmujemy świadomą kontrolę nad tym, co się dzieje”.

Zachowanie świadomości i bycie uważnym ma jeszcze jedną zaletę – wydłuża czas. Czy nie macie niekiedy wrażenia, że czas przepływa wam między palcami? Ile razy budziłam się rano, zaczynałam wykonywać te same czynności, co zwykle i nim się obejrzałam, gdy nadchodził wieczór. A potem w trakcie urlopu wsiadałam na rower i pedałowałam powoli, zachłystując się każdym mijanym drzewem, makiem na łące, zapachem koszonej trawy, niebieskim niebem i wiatrem we włosach i już po dwóch dniach czułam się jakbym jechała co najmniej dwa tygodnie. Jak to się dzieje? Bycie tu i  teraz, uważność rozciągają czas.

Dan podejmuje wiele oczywistych z jednej strony tematów, a z drugiej na tyle oczywistych, że zupełnie się nad nimi nie zastanawiamy. Daje jednak wiele do myślenia: „Jesteśmy twórcami własnego doświadczenia i dlatego tak ważne jest, byśmy od czasu do czasu potrafili zatrzymać się i rozejrzeć dookoła. Jeżeli pozwolimy, żeby pośpiech i codzienność wtłoczyły nas w ciąg „fonetycznych” przeżyć, w zaliczanie i odhaczanie kolejnych okienek, życie przepłynie nie wiedzieć kiedy.”

Każda kolejna podróż uczy mnie cierpliwości i uważności. Z każdą coraz mniej się spieszę, coraz mnie potrzebuję, coraz bardziej liczy się dla mnie kontakt z drugim człowiekiem. Dziś więcej radości czerpię z siedzenia na ławce na zocalo i gapieniu się na ludzi, cząstkowych rozmowach, pojedynczych słowach, wymienionych z uśmiechem niż na ujrzeniu kolejnego zabytku UNESCO. To oczywiście nie jest jedyna słuszna droga. To jest moja droga, którą lubię podążać.

Teks został zainspirowany książką Dana Kierana „O wolnym podróżowaniu”. Wszystkie cytaty pochodzą z tej właśnie książki.

0 0 votes
Article Rating

O Autorce

B*Anita Demianowicz

Podróżuję, piszę i fotografuję. Współpracuję m.in. z magazynami Podróże, Poznaj Świat i Rowertour. Prowadzę prezentacje i warsztaty podróżnicze w całej Polsce. Jestem również przewodniczką grup trampingowych dla kobiet, a także organizuję festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet.
Jestem absolwentką kilku kierunków studiów, m. in. filologii polskiej na UG i Polskiej Szkoły Reportażu.
We wrześniu 2016 ukazała się debiutancka książka: "Końca świata nie było".

Więcej o mnie>>>.

Subscribe
Powiadom o
guest

21 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Agnieszka Kargol

Podpisuję się wszystkimi kończynami! Świetny tekst! 🙂

Monika

Ja się dosyć dawno przestałam śpieszyć, ale nie powiedziałabym, że coraz mniej potrzebuję, zdecydowanie jednak potrzebuję innych rzeczy.

Love traveling via Facebook

Fajny tekst Anita!

Qmoh w podróży via Facebook

Rewelacyjna książka; )

Bożydar Demianowicz via Facebook

Oj, jak sobie przypomnę nasze urlopowe „osiągnięcia” 😉 Rekord padł chyba w Kopenhadze, gdzie jednego dnia zdołaliśmy odwiedzić (bo nie powiem, że zwiedzić) 11-12 muzeów 😀 Wymagało to ostrego planowania (godziny otwarcia plus odległości, wszystko trzeba było wziąć pod uwagę) Dobrze, że ten etap mamy już za sobą.

Foto Cafe via Facebook

to kwestia osobnicza, jak sądzę, kwestia osobowości, trybu pracy też… spędzając przy biurku większość roku najlepiej odpoczywałam aktywnie, reset mózgu robią mi egzotyczne bodźce, zapachy, pejzaże, smaki… na plaży w Mielnie wytrzymałabym 2 dni, choć piękna 🙂

Agnieszka Kargol via Facebook

Świetnie ujęłaś w słowa to, co czuję już od jakiegoś czasu! Dzięki. Pozwolę sobie podzielić się Twoim tekstem z moimi „czytaczami” 🙂

Johana Wanat via Facebook

Justina to jak? 😉

Monika Marcinkowska via Facebook

Fajny post Anita 🙂
Co do wolnego podróżowania – coraz więcej ludzi o tym mówi, ale z tych mówiących niewiele to robi.
A co do książki – znudziła mnie i porzuciłam jakoś po przeczytaniu 1/3 – uważasz, że warto wracać?

Justyna | wAfryce.pl

Doskonale rozumiem, o czym piszesz, Anita. Sama jeszcze do niedawna chciałam zaliczyć podczas wyjazdu jak najwięcej krajów i jak najwięcej miejsc, a teraz robię coś zupełnie odwrotnego, bo po prostu tak mi dobrze. Wydaje mi się jednak, że to jest zupełnie naturalne rzecz, że co jakiś czas zmieniamy styl podróżowania – zaczynają nas ciekawić inne rzeczy, zmienia nam się charakter i odnajdujemy radość w czymś innym. Każdy sposób na oglądanie świata jest fajny do czasu, do kiedy my sami jesteśmy szczęśliwi 🙂 To nie jest kwestia dojrzałości, ale indywidualnych preferencji i potrzeb w danym momencie naszego życia.

Bogumiła Socha via Facebook

O tak! Jestem na 100% za 🙂

Łukasz

Fajnie, że sięgnęłaś po Kierana. To jedna z najważniejszych książek „około-podróżniczych” jakie czytałem i jego stwierdzenie o podróżowaniu wolno jako budzeniu świadomości bardzo mi się podoba. Dobrze oddaje uczucie, które towarzyszy mi podczas pieszych wędrówek, gdy nie ma opcji |włączenia autopilota”, a umysł musi być aktywny przez 100% czasu.

Agnieszka

Nie czytałam tej książki, ale muszę przyznać, że im jestem starsza tym bardziej doceniam wszystkie odcienie słowa SLOW.

Gaborek

Jeszcze nie przeczytałam książki, ale postaram się nadrobić w najbliższym czasie. Niestety, jak wciąż mam problem z zatrzymaniem się z biegu i cieszeniem się chwilą. Muszę nad tym popracować.

Friki Afriki

Świetny wpis! Mam bardzo podobne odczucia do Ciebie. Kiedyś gnałam od zabytku do zbytku i padałam na nos, by zrywać się rano i zobaczyć kolejne (nawet nie robiłam przerw na obiad, tylko w biegu jadłam kanapkę, bo szkoda mi było czasu). Z tą tylko różnicą, że nigdy nie odwiedzałam miejsc dlatego, że wypada, ale lubię sztukę, architekturę, malarstwo i często „zaliczałam” nawet to, o czym nie wspomina przewodnik. Ale z czasem zaczęłam pracować, wyjeżdżać na super wakacje, po których byłam bardziej zmęczona niż przed, z milionem zdjęć, których nie miałam siły przejrzeć. Zmieniło mi się to dopiero po w tej podróży, nie mamy daty powrotu, więc się nie musimy śpieszyć, po paru miesiącach dotarło do nas, że i kasy i życia nie starczy, aby obejrzeć wszystkie cuda tego świata, a mózgi w pewnym momencie przestały pomieszczać kolejne highlighty, nawet te, które nas ciekawią. Bo fajnie jest się… Czytaj więcej »

Ola

„W podróży trafiamy w nowe otoczenie, środowisko – w nowy świat. Nie możemy już działać podświadomie, nasz mózg zostaje wytrącony z rutyny. Zaczynamy na nowo obserwować otoczenie. Mam wówczas wrażenie jakbym wróciła do dzieciństwa i wszystko widziała po raz pierwszy. To niesamowite uczucie. Pamiętam je dobrze z pierwszej podróży.”
Piękne… ! Aż chce się złapać stopa w nieznane…

Anka

Fajne. W sumie to zawsze tak podróżowałam, nie wiedziałam tylko, że zostało to nazwane i opisane. Czytając Twój tekst przypomniałam sobie jak siedziałam na trawniku przed Hagia Sofia w Turcji, czytałam książkę, jadłam oliwki z plastikowej torebki i myślałam o tym, jak bardzo mi jest teraz fajnie i za nic nie chciałabym być w tamtym tłumie przede mną 🙂

Trafiłam tu przypadkiem ale chętnie poczytam więcej, no i sięgnę po pana Kierana.