– Z kim jedziesz? – padają pytanie, gdy mówię, że właśnie kupiłam bilety na samolot. – Z mężem? – To drugie pytanie zwykle jest retoryczne. Nikt nie oczekuje odpowiedzi, bo przecież „samo przez się” się rozumie, że nie może być inaczej, skoro na serdecznym palcu połyskuje złota obrączka.
– Nie z mężem. – Wyskakuję wówczas z niechcianą odpowiedzią, zadając przeciwnikowi cios w samo serce.
Najpierw lekkie zadławienie. Potem zdziwione spojrzenie. Potem pytające.
– Sama – dopowiadam, prowokując tym samym lawinę pytań.
Pytanie numer jeden: – I tak nie boisz się sama?!
Oczywiście, że się boję. Ktoś kiedyś powiedział, że tylko głupi się nie boją. Za każdym razem ten strach jest nieco mniejszy, ale jednak jest. Wyjeżdżam z reguły w nieznane, nie wiem co mnie czeka, gdzie będę spała, kogo spotkam na swojej drodze. Zwykle mam szczęście i wszystko układa się dobrze, ale nigdy nie mam pewności, że tak będzie przy każdym moim wyjeździe. W drodze mogą przydarzyć się różne rzeczy. Mogę wylądować gdzieś zupełnie sama w nocy i nie móc znaleźć noclegu. Obawiam się, że ktoś mnie napadnie, ukradnie mój sprzęt fotograficzny albo, co gorsze moją niewinność. Boję się, że spóźnię się na samolot, że zatonie rozklekotana łódeczka, którą płynę po głębokim jeziorze, albo autobus prowadzony przez szalonego kierowcę runie w przepaść.
We dwójkę wcale nie jest dużo bezpieczniej niż samotnie. Często to poczucie bezpieczeństwa jest pozorne, złudne. Wydaje nam się, że jesteśmy chronieni, bo jest nas aż dwoje. Ale samolot, którym boję się lecieć, rozbije się niezależnie czy będę lecieć sama czy z całą grupą. Podobnie będzie z autokarem czy łódką. Wspólne podróżowanie sprawia, że nie towarzyszy nam cisza, a to jej często najbardziej się boimy. Mi też zwykle jest raźniej, gdy przez odludne tereny wędruję z osobą towarzyszącą.
I tak, czuję czasami strach. Bywa, że nawet często. Ale strach czuję też oczekując na wyniki badań lekarskich. Ale to nie oznacza, że mam tych badań nie robić, prawda?
Pytanie numer dwa: – I tak męża zostawisz samego w domu?!
A ja się zastanawiam „co ma piernik do wiatraka”? A co to małżeństwo to jakieś więzienie, w którym nie można realizować swoich marzeń? Jeśli tak ktoś uważa, no to pozostaje mi tylko współczuć i życzyć powodzenia w dalszym wspólnym życiu.
Nie zawsze istnieje taka możliwość, by dwie osoby mogły wspólnie zmienić swoje życie i ruszyć w świat. Może my kiedyś tak zrobimy, a może całe życie mój Odyseusz będzie czekał na mnie w domu. Ale to, że jedno z nas nie może czy nie chce wyjechać na dłużej, to nie oznacza, że druga osoba musi rezygnować ze swoich marzeń.
Nie wiem czy te pytanie dotyczą obawy, że mąż padnie z głodu albo rozpije się, bo nie będzie miał nad sobą zrzędzącej żony czy z obawy, że znajdzie sobie zastępstwo. Zresztą sugestii, że jak wrócę, to może już nie być miejsca dla mnie w moim domu, też niektórzy nie mogli sobie podarować.
A akurat mój mąż gotować świetnie potrafi, a i od zrzędzącej żony i zdrowego żywienia też mu się czasem odpoczynek należy. A jeśli w domu miejsca już dla mnie zabraknie? No, cóż. Uznam, że tak najwidoczniej było nam pisane. Póki co nie zawracam sobie takimi głupotami głowy, bo jesteśmy dorosłymi ludźmi i zdaję sobie sprawę, że niezależnie od tego czy będę na miejscu w Polsce czy też nie, to i tak miejsca dla mnie w domu może zabraknąć. Nie od podróżowania to zależy, ale od uczuć, jakie między dwojgiem ludzi istnieją.
Pytanie numer trzy: – I mąż cię tak puszcza?!
A przepraszam czy ja czyjaś niewolnica jestem?! Może wciąż żywi są jacyś fani „Niewolnicy Isaury”, ale dla mnie te czasy już dawno się skończyły. Jesteśmy wolnymi ludźmi i mamy prawo decydować o swoim życiu. Fakt, że jeśli jest się w związku, to należy to życie zwykle przedyskutować z partnerem, często pójść na kompromis, ale jeśli para składa się z rozsądnych ludzi, którzy przy tym się kochają i darzą się zaufaniem, to w czym problem?
Najpełniejszą odpowiedź daje zwykle w takich sytuacjach mój mąż, tłumacząc: „Wolę żonę widzieć rzadziej, ale szczęśliwą, niż każdego dnia sfrustrowaną”. Ot, co!
Pytanie numer cztery: – I nie tęsknisz?!
Jest związek, tak? Tak. Czyli dwie osoby w związku muszą się kochać, tak? No, zwykle tak.
To, jakim cudem ja pytam mają za sobą nie tęsknić? No nie mogą!
Oczywiście, że tęsknię. Okrutnie. Całą sobą. Gdy widzę podróżujące wspólnie pary, gdy widzę jak chłopak otula swoją ukochaną na lotnisku, gdy ta przysypia w oczekiwaniu na kolejny samolot, a ja próbuję spać, zamykając tylko jedno oko, by drugie mogło pilnie obserwować bagaż. Gdy widzę kobiecą główkę opadającą na ramię swojego mężczyzny w ciasnym autobusie, a ja swojej muszę pilnować, by nie przysnąć w pozycji „na przyjaciela”. Gdy spędzam święta i urodziny sama z daleka od męża. Tęsknię każdego dnia. I każdego dnia bardziej. Ale nie można mieć wszystkiego. Jeśli nie chcę tęsknić i pragnę być z mężem cały czas, to nie mogę podróżować. Ale skoro chcę podróżować, to bez tęsknoty się nie obejdzie. A taka rozłąka może też wnieść wiele dobrego, zwłaszcza w długoletni związek. Może na nowo rozpalić uczucie, pozwala zatęsknić i podczas nieobecności przy boku partnera uświadomić jak ważna jest jego obecność na co dzień. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Więc jeśli macie jakieś opory przed ruszeniem w świat, jeszcze raz przeanalizujcie swoje lęki i niepokoje, a może się okazać, że to zwykłe „potwory z szafy” czy „podłóżkowe stwory”, których bardzo łatwo można się pozbyć. W końcu do odważnych świat należy!
A z jakimi pytaniami Wy najczęściej się spotykacie? I jakich odpowiedzi udzielacie?
so easy 🙂 przesyłam ten tekst Maćkowi do poczytania 🙂 mnie się zwykle pytają, skąd mam tyle cierpliwości do męża ;P
No ja sie nie dziwię, że takie pytania Ci zadają =D
Skąd ja to znam… 😉 Fakt jeszcze męża nie mam, więc w przypadku mniej sformalizowanego związku takie pytania pojawiają się rzadziej, ale jednak się pojawiają… Czytając więc Twój tekst miałam wrażenie jakbym słyszała samą siebie.
Btw. to moja pierwsza wizyta u Ciebie i już wiem, że będę zaglądać częściej 🙂 gratuluję świetnego bloga!
Bardzo mądre odpowiedzi na denerwujące pytania ! 🙂