PORTRETY

Za jeden uśmiech

Autostop -podróż za jeden uśmiech

 Autostop -podróż za jeden uśmiech

Jedni chcą porozmawiać, inni poznać nowych ludzi, jeszcze inni pomóc. Kieruje nimi empatia, czasami nuda, potrzeba wygadania się komuś obcemu, często jednak zwykła ludzka ciekawość lub życzliwość oraz własne doświadczenia z przeszłości. Zawsze zastanawiały mnie pobudki, kierujące ludźmi, którzy zabierają autostopowiczów.

Tomek – bo tak sobie obiecał…

– Słabą porę wybrałyście na podróż – mówi młody chłopak, wysiadając z luksusowego samochodu. Otwiera bagażnik. – Pakujcie się!

Siadam z przodu. Pora faktycznie już nieciekawa. Późny zmierzch, ale musimy dziś dotrzeć do Łodzi.

– To, dokąd zmierzacie?

Opowiadam, nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni, o tym, że bierzemy udział w zawodach autostopowych i naszym celem jest Dubrownik w Chorwacji. Mamy cztery dni na dotarcie, ale oczywiście wygrywa ten, kto dotrze najszybciej. Chłopak patrzy na nas z niedowierzaniem, ale i z podziwem. Nie może uwierzyć, gdy mówię mu, że przed nami jakieś dwa tysiące kilometrów w jedną stronę.

– Też kiedyś jeździłem – przyznaje po chwili. – Zjeździłem całą Europę, dlatego was zabrałem. Kiedyś nam też wiele osób pomagało w podróży. Jeden nadziany gość, który nas wziął, nie dość, że zawiózł nas dalej niż planował, nadrabiając kilometrów, to jeszcze zaprosił nas na obiad. To był najlepszy autostop w naszej historii. Wtedy obiecałem sobie, że też będę zabierał autostopowiczów. – Zaczyna wymieniać kraje, które w ten sposób zwiedzili i inne historie z trasy.

– Pojechałbym do Chorwacji – mówi z rozmarzeniem, ale i nutą żalu w głosie, a my postanawiamy namówić go na podróż z nami. W historii mistrzostw miała już miejsce sytuacja, w której złapany kierowca, a właściwie dwóch postanowiło zawieść drużynę do celu i wykorzystać ten czas, by zrobić sobie wakacje. Ci zawodnicy wygrali, docierając najszybciej. Piotr się łamie.

– Kurczę. Raz, że praca i obowiązki mi na to nie pozwalają. Dwa, że jadę dopiero po raz drugi do mojej nowej dziewczyny. Chyba nie byłaby zadowolona, gdybym oświadczył jej, że jutro rano wybieram się do Chorwacji?

Na wszelki wypadek prosi, byśmy mu jednak zostawiły numer telefonu. Czyli jest nadzieja. Odwozi nas pod same drzwi mieszkania, w którym mamy spędzić pierwszą noc. Potem to już zostanie nam tylko namiot.

Tomek rano pisze, że jednak nie jedzie. Może następnym razem.

Marek – bo tak sobie wymyślił…

– Jedziecie? – krzyczy z podwyższenia młody chłopak, a my spoglądamy na siebie i oczom nie wierzymy, że w końcu ktoś się nad nami zlitował po godzinie wymachiwania wszystkimi kończynami. Na niego akurat nawet nie zdążyłyśmy machnąć, bo zniechęcone siedziałyśmy na poboczu i odpoczywałyśmy, snując plany, co do miejsca rozbicia namiotu, jeśli nikt się nam nie zatrzyma. Otwieram drzwi zdziwiona i mówię mu, że nawet nie wie, dokąd chcemy jechać.

– Wiem, wiem! W radiu gadali. Wskakujcie!

Więc wskoczyłyśmy. Marek, jest w moim wieku i jest kierowcą TIR-a od siedmiu lat.

– Jadę z Torunia, po drodze widziałem dziesiątki par, łapiące stopa. Najpierw nie wiedziałem, o co chodzi, a potem w radiu powiedzieli, że są jakieś mistrzostwa. To, gdzie dokładnie jedziecie?

Znów opowiadam i kończę, pytając, dlaczego akurat nas wziął, skoro po drodze tylu innych próbowało go złapać.

– Jechałem i tak se myślałem, że trzeba kogoś wziąść. I Wymyśliłem w pewnym momencie, że zabiorę ze sobą pierwszą parę, którą od teraz zobaczę, dlatego się zatrzymałem mimo tego, że nie machałyście. Ale ogólnie to często biorę autostopowiczów. Zresztą większość kierowców ciężarówek bierze. Samemu czasem nudno się jedzie, a tak zawsze można pogadać.

Marek, jako dzieciak również często jeździł stopem, zwykle TIR-ami, do szkoły, która znajdowała się kilka kilometrów od jego domu. No i zawsze wiedział, że chce zostać kierowcą ciężarówki. To było jego marzenie z dzieciństwa.

– Inni marzyli, by zostać strażakiem, policjantem czy gwiazdą rocka, a ja chciałem jeździć po świecie TIR-em. Jak mój ojciec – wyznaje. – Zresztą w Tirze rodzice mnie zrobili i tu spędziłem połowę dzieciństwa, więc mam to we krwi.

Marek wiezie nas do granicy w Cieszynie. Zawiózłby i do samego Budapesztu, ale przepisy czeskie, zakazują ciężarówkom poruszania się po drogach w niedziele w godzinach miedzy trzynastą a dwudziestą drugą. – Jeśli nic nie uda się wam złapać do tego czasu albo gdzieś utkniecie, to piszcie do mnie i zgarnę was po drodze – mówi i wręcza numer telefonu.

Tym razem nie wykorzystujemy go. Piszemy tylko już z trasy, że jedziemy dalej. Numer jednak na pewno nam się przyda w przyszłości.

John – bo, poczuł, że musi…

– Pierwszy raz zabrałem kogoś na stopa – wyznał. – I szczerze mówiąc, zupełnie nie wiem dlaczego. Sam siebie zaskoczyłem tym, że się zatrzymałem. Nie wiem, ale coś mnie tknęło i poczułem, że muszę was podwieźć.
– Przeznaczenie! – Wykrzyknęłyśmy wspólnie, będąc przekonanymi, że czasami mała rzecz, może totalnie zmienić całe życie. Taki „efekt motyla”.
– Dlaczego ludzie to robią? – zapytał chłopak, gdy opowiedziałyśmy mu o innych kierowcach, którzy nas podwozili i nam pomagali. – I tak naprawdę robią to, nie oczekując niczego w zamian?! – Nie mógł wyjść ze zdziwienia. – I to tu? W Rumunii?
Przytaknęłyśmy.
– Nic z tego nie rozumiem. Pojąć tego nie mogę. – Przeżywał John.
– No, bo my fajne po prostu jesteśmy – stwierdziłam nieskromnie ze śmiechem. – A tak na poważnie, to ludzie po prostu z natury są dobrzy i już.

– Ale i tak nie mogę zrozumieć. – Głowi się chłopak. – Ja raz skorzystałem z autostopu. I to był zarazem pierwszy i ostatni raz. Siedziałem w tirze, w którym strasznie śmierdziało i obiecywałem sobie, że nigdy więcej. – Dlaczego wy to robicie?

– Żeby poznawać ciekawych ludzi. – odpowiadam. – Takich, jak ty na przykład. I by posłuchać ciekawych historii. Zawsze czegoś się dowiaduję podczas takich przejazdów.

John tylko kiwał głową z niedowierzaniem.

– Na przykład czego? – Dopytywał.

– Różnych ciekawostek, historii ludzkich. – bąknęłam.

– I co ci ludzie z tego mają? – Nie dawał za wygraną. – Niektórzy chcą po prostu pogadać albo wygadać się, bo nie mają komu, a obcej osobie jest łatwiej się zwierzyć.

Widzę, że John powątpiewa, ale z każdym kilometrem otwierał się przed nami coraz bardziej. Opowiada o tym, że odnosi sukcesy zawodowe, ale w życiu osobistym jest nieszczęśliwy, bo ze względu na pracę nie ma czasu na życie osobiste. Wylewa z siebie żale i obawy, prosi o radę. I w pewnym momencie stwierdza, że coś w tym, co mówiłam, chyba jednak jest. Gdy dojeżdżamy do stolicy pyta: – To gdzie jedziecie?
– Możesz nas wysadzić gdziekolwiek przy stacji metra, bo my musimy do jednej takiej dojechać.
– Ale to podajcie adres, zawiozę was tam – przekonywał.
Zaśmiałam się, przypominając wcześniejsze jego wątpliwości nad szczerością intencji podwożących nas kierowców.
– Pytałeś, dlaczego ludzie to robią? Dlaczego nam pomagają. – zagadnęłam. – A czy ty właśnie w tym momencie nie robisz tego samego? Chyba teraz możesz odpowiedzieć sobie sam na zadane wcześniej pytanie: „Dlaczego kierowcy pomagają autostopowiczom”
– Nie chcę przerwać łańcucha dobroci – odpowiedział po chwili zastanowienia i sam się zaśmiał. A już za chwilę proponował, że skoro następnego dnia jedziemy do miejscowości w której ma znajomych,  to on może ich poprosić o nocleg dla nas. Wysiadamy z samochodu z uśmiechami od ucha do ucha.
– Byłyście dla mnie naprawdę wielką niespodzianką. Dziękuję wam – powiedział uściskawszy nas na koniec. – Na pewno was nie zapomnę. Pokazałyście mi, że żyć można też inaczej.

Myli się ten, kto uważa, że autostopowicze tylko biorą. Często my sami, podrózując w ten sposób, nie zdajemy sobie sprawy jak wiele swoją obecnością dajemy.

0 0 votes
Article Rating

O Autorce

B*Anita Demianowicz

Podróżuję, piszę i fotografuję. Współpracuję m.in. z magazynami Podróże, Poznaj Świat i Rowertour. Prowadzę prezentacje i warsztaty podróżnicze w całej Polsce. Jestem również przewodniczką grup trampingowych dla kobiet, a także organizuję festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet.
Jestem absolwentką kilku kierunków studiów, m. in. filologii polskiej na UG i Polskiej Szkoły Reportażu.
We wrześniu 2016 ukazała się debiutancka książka: "Końca świata nie było".

Więcej o mnie>>>.

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Warsztat

Różnie bywa..Sam kiedyś, jeszcze w młodości, skorzystałem z takiego autostopa i nie skończyło się to dla mnie dobrze. Trzeba uważać.

trackback

[…] przekonana/ny do tej formy podróżowania, zajrzyj do tekstu Za jeden uśmiech, który napisałam jakiś czas temu oraz na blog Michała Maja i przeczytaj […]