Koniec roku to dobry czas na zrobienie bilansu zysków i strat. Co się udało mi zdobyć nowego, a co ewentualnie straciłam, co zobaczyłam, a za czym wciąż tęsknię. To dobry czas na to, by zastanowić się, co i jak zrobić by kolejny rok był lepszy.
Nie mam zamiaru poczynić noworocznych planów, bo odkąd pamiętam zawsze wszystkie spalały na panewce. Już po dwóch tygodniach od rozpoczęcia się Nowego Roku nie pamiętałam, co tak naprawdę sobie postanawiałam. Zwykle były to banalne postanowienia, które dotyczyły niemal wszystkich:
– że schudnę
– że będę więcej się ruszać, ewentualnie zapiszę się na siłownię
– że zacznę biegać
– że będę regularnie (najlepiej codziennie, chociaż trochę) uczyć się języka obcego
– że znajdę więcej czasu dla rodziny i przyjaciół itp.
Ponoć najłatwiej łamie się te obietnice i przyrzeczenia, które składa się bez żadnego przemyślenia, bez ustalenia sposobu realizacji. Bo łatwo powiedzieć: w przyszłym roku pojadę w końcu do Australii. Ale jak spełnić tę obietnicę, skoro portfel świeci pustkami, a bankomat też raczej nie pluje darmową kasą? Łatwo powiedzieć: w przyszłym roku zrzucę trzydzieści kilogramów nadwagi, ale gorzej z wykonaniem postanowienia, bo nasze plany muszą być realne i możliwe do zrealizowania, a zrzucenie tak dużej nadwagi w ciągu roku, choć jest możliwe, to wymaga bardzo wiele siły, samozaparcia, no i niestety niekoniecznie jest zdrowe. Zwykle po złożeniu sobie takich nierealnych postanowień noworocznych, już w krótkim czasie zaczyna się człowiek doszukiwać usprawiedliwień dlaczego ich nie realizuje:
– Przyjdzie wiosna, to łatwiej będzie schudnąć, bo teraz warzywa i owoce takie drogie
– Zaczekam, bo na pewno za jakiś czas na jakiś grupowych zakupach będą sprzedawali tańsze karnety na siłownie
– Teraz trochę zimno, a w ogóle to za ślisko na bieganie, zaczekam do wiosny
– Uczyłbym się, ale teraz tyle obowiązków nowych spadło, te ćwiczenia, bieganie – wykańczają mnie, może jak dni będą trochę dłuższe itd.
I tak wszystkie obietnice, plany i postanowienia noworoczne lądują na dnie beczki, która stacza się w dół głębokiego oceanu i którą wyławiamy ponownie w Sylwestra kolejnego roku.
Więc ja nie wymyślam nowych postanowień, bo:
– Schudnąć próbuję ciągle i ciągle się odchudzam
– Aktywność fizyczna u mnie to jak oddychanie: regularne treningi aerobowe i siłowe
– Biegam od około czterech lat, wprawdzie teraz nie pozwala mi kolano, ale jeszcze miesiąc i znów będę mogła do tego wrócić
– Języków powinnam się poduczyć bez dwóch zdań, ale niepotrzebny mi do tego nowy rok. Niemal codziennie czytam jakiś artykuł po hiszpańsku, słucham hiszpańskiego radia podczas robienia obiadu i dwa razy w tygodniu na skypie rozmawiam z moim gwatemalskim nauczycielem. No przydałoby się doszlifować angielski i zacząć przypominać podstawy rosyjskiego, ale wszystko w swoim czasie
– I tak wiem, że nie znajdę czasu, bo mam zamiar znów więcej być poza granicami ojczystego kraju
Nie zamierzam mieć nowych planów noworocznych, bo w zeszłym roku też nie miała, a mimo to wiele marzeń i planów i tak udało mi się zrealizować. Niemal wszystkie, chociaż jako perfekcjonistka uważam, że to owo „wszystkie” mogłoby być lepsze, pełniejsze, po prostu „bardziej”. Przykładając jednak bilans zysków i strat z tego roku do tego sprzed dwóch lat, gdy pracowałam w korporacji, to dostrzegam, że ten tegoroczny bilans jest niemal idealny.
Przez pół roku 2013 przebywałam poza Polską, zwiedzając dziewięć krajów i kilkadziesiąt miast (nie sposób je zliczyć)
Gwatemalę – kipiącą kolorami, pełną życzliwych, ciepłych i niezwykle pomocnych ludzi
Honduras – z najbujniejszą, z odwiedzonych przeze mnie krajów, przyrodą
Salwador – buzujący lawą i fumarolami kraj wulkanów
Meksyk – przepysznym tacos i muzyką Mariachi płynący, głośny i barwny
Madera – wyspa z pocałunku boga i wybuchów wulkanu powstała: zjawiskowa, oszałamiająca krajobrazami
Azory – mlekiem płynąca kraina
Rumunia – raj dla autostopowiczów, pełna niezwykle chętnych do pomocy ludzi, z tajemniczymi Bucegami i Sfinksem
Serbia – ze swoim Domkiem na Drinie na zawsze już zapadająca w pamięć
Czarnogóra – z pięknymi Starymi Miastami
Chorwacja – z pięknymi górami wpadającymi wprost do morza
Stany Zjednoczone – z Wielkim Kanionem i intrygującym, pełnym magii Kanionem Antylopy, z najpiękniejszymi parkami narodowymi, jakie było mi dane w życiu zobaczyć
Co mi się udało?
– Nauczyłam się hiszpańskiego
– Przeżyłam koniec świata w mieście Majów
– Nauczyłam się podróżować samej
– Nie zgubiłam się (a przynajmniej nie tak na amen, bo gubić to gubiłam się kilkanaście razy)
– Nauczyłam się być samodzielna
– Poznałam mnóstwo fantastycznych ludzi
– Pływałam z delfinami
– Spędziłam noc w dżungli
– Wspinałam się na wulkany
– Zrobiłam trekking w Wielkim Kanionie
– Odwiedziłam mój wymarzony Kanion Antylopy
– Miałam pierwszą publikację literacką (opowiadanie wydane w tomie innych opowiadań)
– Kolejne opowiadanie zostało wyróżnione w konkursie literackim i wydane w formie ebooka i audiobooka
– Miałam pierwsze publikacje moich reportaży z podróży w prasie
– Mój blog otrzymał wyróżnienie specjalne w konkursie Onetu Blog Roku
– Wystąpiłam wiele razy ze swoją prezentacją z podróży na różnych spotkaniach, udzielałam wywiadów dla radia i gazet
– Wygrałam 10 tysięcy złotych na kolejną podróż
Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. I w sumie dopiero teraz zdałam sobie tak naprawdę sprawę z tego, ile rzeczy udało mi się zrobić przez rok. Ale co najważniejsze jednak:
– Odnalazłam siebie i swoją drogę w życiu
– Poznałam naprawdę smak szczęścia
Nie piszę tego wszystkiego po to, żeby się przechwalać, ale po to, by pokazać, że wszystko jest możliwe, jeśli czegoś się bardzo pragnie. Udowodnić, że jeśli postanowi się zrobić ten pierwszy krok, czasem dość ryzykowny, zmuszający do postawienia wszystkiego na jedną kartę, to może się okazać, że ta karta była prawdziwym „asem w rękawie”. Moja właśnie nim była. Przede mną jeszcze długa droga, ale za to moja własna.