Niemcy mają do zaoferowania wiele zróżnicowanych, interesujących, a przede wszystkim świetnie przygotowanych szlaków rowerowych. Jednym z nich jest szlak rowerowy doliną Ruhry (Ruhrtal Radweg), który prowadzi do Zagłębia Ruhry.
Ruhrtal Radweg liczy 230 kilometrów i biegnie łukiem przez region Sauerland do Zagłębia Ruhry. Wytyczony został z ogromną starannością. Mapa czy nawigacja są tu zbędne. Wystarczy uważne obserwowanie znaków.
Szlak jest urozmaicony. Poza tym, że biegnie wzdłuż rzeki Ruhry, przebiega również przez lasy, łąki i pola, a także urocze średniowieczne miasteczka. Nie brakuje również ruin zamków oraz tego, co na tym szlaku najistotniejsze – pamiątek ery przemysłowej, z której Zagłębie Ruhry słynie.
Szlak ten uważany jest za jeden z najlepszych w Niemczech. Został nawet wyróżniony czterema gwiazdkami przez ADFC (Allgemeiner Deutscher Fahrrad Club, czyli Ogólnoniemiecki Klub Rowerowy).
Dwa lata z rzędu rowerowałam po Saksonii. W tym roku przyszedł czas na Zagłębie Ruhry. W tekście podpowiadam, jak zaplanować taki wypad do Niemiec szlakiem rowerowym doliny Ruhry.
Trasa:
Dortmund – Winterberg (start szlaku) – Arnsberg – Schwerte – Essen – Oberhausen – Duisburg (meta szlaku) – Dortmund
Dzień I. Gdańsk – Dortmund – Winterberg
dystans 20 km (jazda po mieście)
Pierwszy dzień to przede wszystkim transport. Dolot do Dortmundu i przejazd pociągiem do miejscowości Winterberg, w której szlak doliny Ruhry się zaczyna.
Popołudnie przeznaczam na przejażdżkę po miasteczku, które zimą zamienia się w popularny kurort narciarski. Latem więcej tu jednak rowerzystów, którzy śmigają po stoku oraz po okolicznych wzgórzach. Tu zaczyna się szlak. Na początku wzniesieniami, które ciągną się przez około 35 kilometrów. Potem jest juz „z górki”.
Dzień II. Winterberg – Arnsberg
dystans 58 km
Początek szlaku znajduję zaraz przy dworcu kolejowym. Przez wiele kilometrów wiedzie asfaltową ścieżką przez las, przez zbożowe pola i wzdłuż rzeki. Przysiadam wielokrotnie na przygotowanych na trasie ławeczkach i delektuję się pięknem natury i panującym spokojem. Co chwilę mijam się też z innymi rowerzystami. Po kilku dniach już się rozpoznajemy i i z uśmiechem pozdrawiamy. Czasem trafiamy nawet w te same miejsca noclegowe.
Tego dnia mój nocleg przypada w miasteczku Arnsberg. I już od pierwszego spojrzenia zakochuję się w średniowiecznym Starym Mieście oraz niezwykle urokliwych ruinach zamku. Zostawiam sakwy w hoteliku w samym centrum i ruszam na zwiedzanie. Złotą godzinę spędzam na terenie zamkowych ruin, skąd rozpościera się piękna panorama miasta skąpana w złotych promieniach, a tuż po zachodzie ruszam jeszcze ku pomnikowi Ehmsendena, nazywanego „szepczącym domkiem”. Ów pomnik to drugi punkt widokowy, z którego mogę podziwiać panoramę miasta.
Co warto jeszcze zobaczyć?
– Park krajobrazowy Arnsberg Wald, na który warto przeznaczyć cały dzień. Jest to jeden z najpiękniejszych terenów we wschodniej części Zagłębia Ruhry. Zachwycą się nim ci, którzy uwielbiają piesze wędrówki, relaks na łonie natury, ale również amatorzy sportów wodnych ze względu na bliskość jeziora Möhnesee.
Dzień III. Arnsberg – Schwerte
dystans 53 km
Trasa z Arnsberg wiedzie mnie wzdłuż rzeki, przez łąki i pola. Na trasie cały czas spotykam pojedynczych rowerzystów i całe zorganizowane grupy. Nie da się ukryć, że to bardzo popularna trasa i nic dziwnego, bo jest świetnie przygotowana i poprowadzona, z dala od dróg samochodowych, a blisko natury, która pozwala złapać oddech, odpocząć na swoim łonie i nabrać dystansu.
Przez cały dzień cieszę się bliskością natury, a gdy dojeżdżam do Schwerte, ruszam na spotkanie z miasteczkiem. Spaceruję jego uliczkami, przysiadam na chwilę na rynku, przypatrując się romańskiemu niewielkiemu kościołowi św. Wiktora, który może się poszczycić rzeźbionym ołtarzem z 1523 roku i witrażami z XIV i XV wieku. A potem ruszam wąskimi uliczkami, by lepiej poczuć klimat miasta.
Co jeszcze warto zobaczyć?
– Ruhrtalmusem, które mieści się w Ratuszu
– Przepompownia Rohrmeisterei
Dzień IV i V. Schwerte – Essen – zwiedzanie Essen
dystans 66 km + 45 km
Pogoda sprzyja mi od samego rana. Szczerze powiedziawszy od pierwszego dnia jest wręcz za dobra jak na jazdę rowerem. Palące słońce wzmaga pocenie. Cieszę się, że w tej pogodzie nie jestem zmuszona do pedałowania po górach. Teren właściwie cały czas jest płaski, a koła po asfaltowych i szutrowych ścieżkach toczą się gładko.
Z Essen, dawną twierdzą przemysłu, wiązałam duże nadzieje. Przede wszystkim z najważniejszą w tym mieście atrakcją turystyczną – Zeche Zollverein, czyli jedną z największych kopalni węgla kamiennego, wpisaną na Listę Światowego Dziedzictw UNESCO.
Do Zeche Zollverein jadę dwukrotnie: w ciągu dnia i już po wschodzie słońca. Każda pora oferuje bowiem nieco inne atrakcje i doznania. W ciągu dnia na spokojnie zwiedzam. Wstępuję też do Ruhrmuseum, które znajduje się w budynku, służącym dawniej do płukania węgla. Więcej o Zechce Zollverein przeczytacie w poście Od przemysłu do kultury.
Wieczorem wybieram się ponownie do kopalni, ale tym razem stricte na zdjęcia. Kopalnia oświetlona licznymi reflektorami wygląda rewelacyjnie. Zresztą określa się ją nawet mianem „najpiękniejszej kopalni świata”.
Co warto jeszcze zobaczyć w Essen?
- Muzeum Folkwang, czyli muzeum sztuki współczesnej
- Red Dot Design Museum, w którym znajdują się obiekty nagrodzone międzynarodową nagrodą przyznawaną przez the Design Zentrum Nordrhein Westfalen w Essen
- Grugapark, w którym zaskakuje mnie przede wszystkim niezwykły Hundertwasserhau(przypominający nieco twórczość Gaudiego)
- Teatr Coloseum
- jezioro Baldeneysee, nad którym można się zrelaksować
Dzień VI. Essen – Oberhausen – Duisburg
dystans 35 km
Zaledwie 10 km od Essen znajduje się miasto Oberhausen, a tam niezwykła budowla, czyli gasometr. Łatwo dostrzegłam już go z trasy. To największy w Europie zbiornik na gaz. Ma 117,5 metra wysokości i 67,6 metra średnicy i obecnie służy jako hala wystawiennicza. Miałam szczęście, bo jako wielka fanka gór, trafiłam na wystawę właśnie dotyczącą tego tematu: „The Call of the Mountains”, w którym wykorzystano projekcję 3D i stworzono niezwykłą replikę Matterhornu.
Z Oberhausen do Duisburgu pozostało mi zaledwie 25 km. Miałam wystarczająco czasu, by dojechać i odwiedzić kolejną niezwykle ważną atrakcję na tym szlaku, czyli Park krajobrazowy Duisburg-Nord. To prawie 200 hektarów poprzemysłowych terenów, które zamieniono w tereny rekreacyjne. Długo jeździłam po terenie, odwiedzając dawne hale fabryczne porośnięte już bluszczem. Miałam ogromną ochotę wrócić tu jeszcze nocą, by podziwiać barwne iluminacje, które nocą rozświetlają budynki, ale wybrałam na wieczór inne miejsce. Ruszyłam w stronę instalacji Tiger and Turtle Magic Mountain, która przypomina roller coaster, tyle że taki, który można przejść pieszo. „Magiczna Góra: jest niezwykła i szczególnie pięknie wygląda wieczorem, kiedy zapala się 880 diod, a instalacja rozświetla się na tle nieba.
Dzień VII. Duisburg – Dortmund
Zanim jeszcze w Duisburgu oddaję rower i pociągiem wracam do Dortmundu, jadę do Innenhafen Duisburg, który jest jednym z najważniejszych portów śródlądowych świata, a poza tym miejscem spotkań smakoszy, ponieważ to tu znajduje się wiele lubianych i popularnych knajp.
Na dworcu oddaję rower do wypożyczalni. Tym razem, zamiast zabierać swój, postawiłam na wypożyczenie, by nie męczyć się z pakowaniem roweru do kartonu i transportowaniem go samolotem.
W Dortmundzie mam jeszcze czas na zwiedzanie. Jako że jestem już pozbawiona roweru, skupiam się na centrum i jego najbliższych okolicach. Specjalnie znajduję nocleg, by być jak najbliżej dworca i o 5 rano złapać bezpośredni transport na lotnisko oraz by pozwiedzać okolicę.
W centrum znajdują się trzy interesujące kościoły: św. Rajnolda, św. Piotra oraz Kościół Mariacki. Symbolem miasta jest dortmundzkie U, znajdujące się na szczycie budynku Muzeum Historii Kultury i Sztuki (Museum für Kunst und Kulturgeschichte).
Centrum miasta to też miejsce, w którym można się już na sam koniec oddać zakupowemu szaleństwu. Ulice wzdłuż, których mieszczą się sklepy, należą do najstarszych stref pieszych w Niemczech. Można się w nich zagubić na długie godziny.
Co jeszcze warto zobaczyć?
- fani piłki nożnej na pewno będą zachwyceni możliwością wstąpienie na stadion Borrusi Dortmund – Signal Iduna Park
- Westfalenpark, w którym znajduje się i wieża telewizyjna i ogród różany i taras widokowy, z którego rozpościera się panorama miasta.
Dzień VIII
Powrót
Informacje praktyczne
Jak dolecieć?
Szlak doliny Ruhry zaczyna się w Winterbergu. Można dojechać tam albo z Dortmundu, albo z Dusseldorfu, dokąd można z kolei dolecieć tanimi liniami. Za bilet w dwie strony Gdańsk-Duseldorf-Gdańsk zapłaciłam niecałe 600 zł (bez roweru). Do Dortmundu z Gdańska, Katowic i Poznania lata Wizzair.
Można przejechać z Dortmundu na start szlaku w Winterbergu rowerem, ale też można dojechać pociągiem. Koszt biletu to ok. 19 euro. Pociągi odjeżdżają praktycznie, co godzinę.
Gdzie spać (noclegi) ?
Winterberg
Do wyboru są zarówno pola namiotowe, np. bardzo fajny Campingplatz Winterberg, ale też liczne hotele czy pensjonaty. Ja wybrałam nocleg oddalony nieco od centrum (ok. 6 km), położony niemal w środku lasu Der schöne Asten – Resort Winterberg, w którym można zrelaksować się w basenie lub na saunie.
Arnsberg
Zależało mi na tym, by nocować w samym centrum Starego Miasta i wieczorem spędzić czas na terenie zamkowych ruin. Hotelik spełniał te założenia. W dodatku to miejsce przyjazne rowerzystom, przemierzającym szlak doliny Ruhry.
Schwerte
Muszę przyznać, że niezwykle ciekawe i spokojne miejsc, z dala od miejskiego hałasu. Na piechotę do centrum można dojść w pół godziny, rowerem dojechać w 15 minut. W recepcji pracuje przemiła Polka, która służy pomocą i radą. W cenę noclegu wliczone jest śniadanie.
Essen
Hotel mieści się w kompleksie szkolnym, w związku z czym od rana okolica robi się nieco hałaśliwa, ale gościom hotelu to raczej nie przeszkadza. Wybrałam go ze względu na bliskość kompleksu Zeche Zollverein. Rowerem około 15 minut jazdy.
Duisburg
Hotel położony jest w miarę blisko atrakcji, jaką jest Tiger and Turtle Magic Mountain. Mnie zależało na fotografowaniu atrakcji pod wieczór i nie chciałam po nocy daleko jeździć rowerem, zwłaszcza że atrakcja znajduje się dość na uboczu. W cenę wliczone jest przyzwoite śniadanie. Plusem jest również bliskość metra oraz marketu, w którym można zrobić zakupy.
Dortmund
Bardzo sympatyczny i z gustem urządzony, ale co najważniejsze położony około 5 minut piechotą od dworca. W cenę wliczone jest śniadanie. Jeśli opuszczasz hotel przed śniadaniem, obsługa przygotowuje dla ciebie śniadanie na wynos.
Rowerowa wycieczka szlakiem doliny Ruhry odbyła się dzięki zaproszeniu Niemieckiej Centrali Turystycznej
Pytacie o wiele rzeczy, m.in z jakich kart korzystam w podróży, gdzie nocuję, jakich map używam itd. Postanowiłam wszystkie tego typu rady zawierać na końcu tekstu tak, by Ci z Was, którzy są tym zainteresowani, zawsze mogli sięgnąć do tabelki, a tych, których takie rzeczy nie interesują, mogli je pominąć.
Zawsze mam ze sobą karty dwóch systemów: VISA i Mastercard. Tak na wszelki wypadek. W Europie to może nie jest tak istotne, ale na innych kontynentach czasem ma to ogromne znaczenie. Może się zdarzyć, że karta jednego systemu nie będzie działać, wtedy zawsze pozostaje Ci druga. Na pewno polecam Ci kartę walutową REVOLUT CARD. Odkąd ją założyłam, korzystam właściwie na wyjazdach tylko z niej. Możesz dzieki niej wypłacać za darmo pieniądze na całym świecie. Nie znajdziesz na nich wszystkich walut, ale i tak zaoszczędzisz, jeśli np. będziesz wybierać się do Ameryki Środkowej i będziesz już miał na niej dolary. Wtedy przelicznik jest tylko z dolarów na „miejscowe”, a nie najpierw ze złotego polskiego na „miejscowe”. W ten sposób naprawdę sporo oszczędziłam
Skorzystajcie z LINKA, a dostaniecie kartę REVOLUT gratis i dodatkowo 25 zł na karcie.
NOCLEGI
Wiem, że jest wiele systemów rezerwacyjnych, ale ja korzystam głównie z BOOKINGU, albo z AIRBNB. To moje dwa ulubione portale. Na Bookingu często można znaleźć naprawde fajne okazje, szczególnie z ich programem Genius. Lubię Booking, bo pozwala często niemal z dnia na dzień np. anulować rezerwację. Z AirBnB jest w tym przypadku nieco gorzej, ale z niego korzystam jak na 100% wiem, że nic mi w tym czasie nie wypadnie i na pewno z noclegu skorzystam. Czasem też korzystam z couchsurfing.org, choć ostatnio nieco rzadziej.
KLIKNIJ I ZAREZERWUJ NOCLEG NA BOOKINGU ALBO AIRBNB.
ZWIEDZANIE
Czasem na jednodniowe wycieczki jadę samodzielnie, albo z przewodnikiem. Wszystko zależy od tego, w jakim kraju jestem, od miejsca, które chcę zobaczyć i od tego, ile mam czasu. W góry, na wulkany poza Europą najczęściej idę z przewodnikiem. Z przewodnikiem wybiorę się też, jeśli nie mam zbyt wiele czasu na zorganizowanie wycieczki samej. Wolę w takim przypadku zaufać komuś, kto ma już doświadczenie w tym temacie. Wybieram też się z przewodnikiem, jeśli chcę pogłębić wiedzę w danym zakresie i jeśli po prostu nie czuję się pewnie, by gdzieś się wybrać totalnie sama.
Korzystam najczęściej, tam, gdzie jest to oczywiście możliwe z GET YOUR GUIDE. Oferują różne wycieczki na całym niemal świecie.
ZAJRZYJ NA ICH STRONĘ I SPRAWDŹ ICH OFERTĘ.
MAPY
Jeżeli mam internet w telefonie, to najczęściej jednak korzystam z GOOGLE.MAPS. Jednak zawsze mam ze sobą tez aplikację MAPS.ME, która służy mi offline w każdym niemal zakątku świata.
KLIKNIJ I ŚCIĄGNIJ APLIKACJĘ MAPS.ME.
Jestem w szoku! Gdyby ktoś pokazał mi zdjęcia i nie podpowiedział, gdzie zostały zrobione, chyba nigdy bym nie zgadła. Wspaniałe widoki. Swoją drogą, nie spotkałam nigdy artykułu na temat tras rowerowych w Niemczech. Naprawdę robi wrażenie 🙂
Ja mam wakacje we wrześniu.
Tez dobrze
Przemek Jasiński Lukas Stepnowski a może wyprawa rowerowa
Jestem za
W sierpniu 🙂
Południowe Włochy – po raz kolejny ale zagłębie tez pewnie piękne … uściski
Rowerem?
Nie siedzimy na tyłkach na kempingu :))
śmierdzące lenie buaaahaaa ale wino Fanastyczne
marzy mi się przejechanie Niemiec . Tylko obawiam się ,ze zostanę na dłużej w Berlinie i już nie wrócę
Sympatycznie. Ale nie zamieniłbym tego na nasz Men 🙂
Rzeczywiście tak dużo ludzi na całej trasie? Widać że to trzecia ulubiona trasa Niemców?
Naprawdę bardzo dużo rowerzystów. W Saksonii na żadnym szlaku tyle nie widziałam. Ale średnia wieku to tak raczej 60 =D
Anita Demianowicz Podróże / Fotografia / Reportaż, czyli już za chwilę 😛 🙂
Szymon Nitka No dużo nie brakuje
A poważnie, to nie rozumiem, zupełnie tych heheszków z rowerujących niemieckich emerytów. Marzę, żeby w tym kraju emeryci tak spędzali czas 🙂
Szymon i ja też. Myślę że my Szymon i nasze pokolenie mam nadzieję zapoczatkujemy taką modę u nas