AMERYKA POŁUDNIOWA CHILE W DRODZE

24 godziny albo Dzień Świstaka (część pierwsza)

Dzień Świstaka. Widziałam ten film ze sto razy. Za każdym razem myśląc, że sama nie chciałabym czegoś takiego przeżyć.

 

To tylko niecałe pięć i pół godziny, pocieszam się, a potem już pójdzie z górki. Wiem jednak dobrze, że wcale nie pójdzie. Bo po tych pięciu i pół godzinach, będą kolejne dwie i pół w Polskim Busie do Berlina, a potem kolejne trzy samolotem z Berlina do Madrytu i jeszcze trzynaście z Madrytu do Santiago. Przerw, poczekań, przeczekań, przejść nie liczę. Bo i po co się denerwować. Skupiam się jedynie na tym, co zobaczę. Na widokach, na wulkanach, na górach i tej nieokiełznanej przestrzeni, którą najbardziej kocham.

 

1h Ten plecak wygląda naprawdę na porządny – powiedział Szanowny Małżonek jeszcze na kilkanaście minut przed godziną zero. Pokiwałam głową na znak zgody. Nie wierzę, że już się urwał!, wrzasnęłam w pierwszej minucie pierwszych 24 godzin. Ledwo weszłam do pociągu. Trzeba będzie zszyć. Najlepiej nicią dentystyczną. Mamy coś?

2h Śpię. To jedyna rzecz, która wychodzi mi najlepiej w trakcie podróży. Czy pociąg, czy samochód, czy samolot. Jestem w stanie zasnąć wszędzie i niemal w każdej pozycji. Im jednak dłużej śpię w środkach transportu, tym bardziej jestem zmęczona. Dziwna sprawa. Postanawiam pomyśleć nad nią jednak innym razem, przy innej podróży, a tym razem po prostu się zdrzemnąć.

3h Podnoszę się, by podać bilet konduktorowi. Bez mrugnięcia okiem i zbędnych ceregieli, zostawia swój konduktorski ślad na moim bilecie.

4h Przewracam się na drugi bok. Jak to dobrze, że pociąg jest tak pusty i mam cztery siedzenia dla siebie, myślę nim odpłynę znów w sen

5h Nic się nie zmienia. Może robi się tylko bardziej szaro za oknem, ale w sumie skąd ja to mogę wiedzieć, skoro mam zamknięte oczy i śpię. Słyszę chrząkanie męża. Wiem, że nudzi się. Nie umie spać w środkach transportu.

6h Autobus jest w ponad połowie pusty. A właściwie w ¼ zapełniony. Tyły zajęte. Znów cztery siedzenia na sen. Ja to jednak potrafię się urządzić. Z zadowoleniem wgapiam się w nocny krajobraz za oknem.

7h Kurczę, ile można spać! Małżonek jest niezadowolony. Trudno się dziwić. On nie może, a ja wbijam mu pięty w uda i od czasu do czasu podkopuję, przewracając się z boku na bok. Jeszcze tylko półtorej godziny.

8h Noc rozświetla się światłami miasta. Jest dworzec, a potem jest lotnisko.

Anioł w Berlinie

9h Jezu! Ja wiem, że mam pecha (choć staram się go zaklinać, powtarzając sobie, że mam szczęście), ale czemu zawsze muszę siedzieć w tłumie małych dzieci w samolocie?! Tym razem jesteśmy otoczeni. Wpada mi do głowy pomysł (za który wszyscy rodzice mnie teraz znienawidzą i już nigdy więcej nie zajrzą na mój blog), że linie samolotowe powinny stworzyć specjalne pomieszczenie dla rodziców z dziećmi, odizolować je od innych dorosłych. Niech sobie tam drą ryja całą noc, a nam dadzą spać. Izolatek brak, a dzieci postanawiają spełnić mój najgorszy koszmar.

10h Czy to dziecko ma jakiegoś rodzica, zastanawiam się, gdy mały biega w tę i na zad korytarzem, wrzeszcząc przy tym za każdym razem. Zresztą wrzeszczy niezależnie od sytuacji: gdy się bawi, gdy się złości, gdy się cieszy.

11h Film. Wreszcie. Nieważne, że „Żółwie Ninja 2” (a jedynki nie widziałam i wcale nie zamierzam). Wkładam słuchawki do uszu. Wolę żółwie niż hałasujące stado. Ale nie! Bo skoro tak się wycwanili, że zatykają uszy, to ja im zasłonię obraz, kombinuje gówniarz, rozpoczynając swoją niecną misję.

12h O znalazła się mama. Skąd wiem, że to ona? Bo siedzi w pierwszym rzędzie, w tym przy samym telewizorze, a teraz stanęła zasłaniając ekran i rozpoczęła misję demakijażu. Za chwilę znalazł się i ojciec, przewieszając się przez oparcie swojego fotela do tyłu i przyłączając się do rodzinnej misji uniemożliwienia współpasażerom czerpania niewątpliwej przyjemności z oglądania żółwi ninja. Idę w końcu wytłumaczyć, że samolot nie jest prywatny. Jestem okropna!

13h Jesteśmy w połowie. Jeszcze tylko drugie dwanaście godzin. 780 minut. 16800 sekund. Teraz to już będzie z górki.

14h Skąd jesteście? Na ile jedziecie? Kupiliście w promocji bilety? My też. My to jedziemy zdobywać szczyt najwyższego wulkanu Chile. A my mamy pięć tygodni. Jesteśmy w czwórkę i jedziemy trochę tu, a potem wypożyczamy samochód i ruszamy do Argentyny. A Wy Torres? Fajnie. My może innym razem. Godzina mija na konwersacji. Pierwszy raz w kierunku amerykańskiego kontynentu lecę z tyloma Polakami. Pierwszy raz w ogóle lecę w tamtą stronę z Polakami.

15h Na sen najlepsze wino, nie? Ale na jetlag już nie. Jetlagu nie będzie, oświeca mnie mąż. Różnica to tylko cztery godziny. Oddycham z ulgą. Byłam pewna, że tak jak w przypadku Ameryki Środkowej będzie to siedem osiem godzin. Źle znoszę jetlag. Dopiero po miesiącu zaczynam sypiać normalnie.

16h Małe te buteleczki, nie? To nawet 200 ml nie jest. No, ale darowanemu koniowi… Idź lepiej przynieść jeszcze po jednej. Małżonek nie bez oporów, ale idzie. No bo przecież nie zna hiszpańskiego. Jakby w samolocie stewardessy nie znały angielskiego.

17h To może jeszcze po jednej?

18h Ja tego psychicznie chyba nie zniosę. Patrzę na męża, który już nie śpi od kilkunastu godzin. Nie wygląda najlepiej. Oczy przekrwione. Twarz poszarzała. Przecież to dopiero siedemnasta godzina w drodze! Dziś czeka nas jeszcze siedem. Powstrzymuję się od wspominania, że potem czeka nas jeszcze tych godzin z pięćdziesiąt, by dotrzeć do celu.

Sen w samolocie

19h – 23 h Nie wiem jak małżonek, ale ja śpię. Rozkładam się na czterech siedzeniach, czasem na trzech, a momentami tylko na dwóch. Wiercę się. To na siedząco, to na półleżąco albo na półsiedząco. Wszystko przez te kolana. Bolą. Niektórzy leżą od kilku godzin w niezmienionej pozycji. Jak oni to robią? Rany, tylko te dzieci niech się uspokoją! Jak mogłam zapomnieć stoperów?! Śni mi się coś głupiego. Śni mi się każda z tych pięćdziesięciu godzin, które jeszcze potem czekają mnie w drodze. I jetlag. I to, że znów będę funkcjonować jak zombiak, z niedospaniem, podróżniczym zmęczeniem i zastygłym na butach kurzem ulicy.

24h Budzę się. Zasypiam. Budzę się. Zasypiam. Chyba jeszcze żyję? Rany, wciąż w jakimś środku komunikacji. A może już nie żyję? Dwadzieścia cztery godziny w podróży. Jak on miał? Jack chyba? Jack Bauer? Ten z serialu. Z 24 godzin. W końcu zawsze przeżywał. Więc i ja chyba też dam radę.

C.D.N
Ciąg dalszy możesz przeczytać w tym miejscu.

0 0 votes
Article Rating

O Autorce

B*Anita Demianowicz

Podróżuję, piszę i fotografuję. Współpracuję m.in. z magazynami Podróże, Poznaj Świat i Rowertour. Prowadzę prezentacje i warsztaty podróżnicze w całej Polsce. Jestem również przewodniczką grup trampingowych dla kobiet, a także organizuję festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet.
Jestem absolwentką kilku kierunków studiów, m. in. filologii polskiej na UG i Polskiej Szkoły Reportażu.
We wrześniu 2016 ukazała się debiutancka książka: "Końca świata nie było".

Więcej o mnie>>>.

Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Igor

Jesteś zupełnie normalna. Na takich trasach powinien być osobny pokład, albo zakaz wstępu dla: dzieci, grubych i przeziębionych.

p.s. Mogłaś zawsze siedzieć przy oknie 😀

Igor

Mam dokładnie to samo i myślę, że właśnie dlatego tak bardzo wyprowadza nas to z równowagi. Nie mam dzieci,ale wyobrażam sobie, że próbowałbym je jakoś zakneblować [ 😉 ], albo czuł się chociaż MOCNO zażenowany.

Justyna

Po pierwsze rodzice nie mają wpływu na małe dziecko jeśli płacze, ja ostatnio leciałam ze swoją roczną córką i jej głośniejszy śmiech próbowałam uciszać a już o płaczu nie wspomnę, niestety nie zawsze mamy na to wpływ. Ucho się zatka, dorosły sobie poradzi, dzieciak nie, ale takie już rozumiejące dzieci jak drą pałę to i mnie szlag trafia 😉 Powinni w samolotach zrobić osobne klasy na tą okoliczność 🙂 i widać że nie masz dzieci, miałabyś hektylion więcej cierpliwości i wyrozumiałości w tym temacie. Właściwie ten post wyjaśnił mi tą kwestię bo do tej pory odkąd Cię śledzę to zastanawiam się czy masz dzieci. Ja przed dzieckiem też podróżowałam i wydawało mi się że tak całe życie a teraz co najwyżej wczasy w Grecji bo w miarę blisko. Może i wybrałabym się gdzieś dalej sama ale świadomość że moja córka tego nie zobaczy co ja, i że jestem… Czytaj więcej »

Olga

Raportuj dalej – niech słuzka demografii chociaż sobie poczyta; a osobne wagony/kajuty/pokłady dla dzieci z zabawkami i –optymalnie- opieką uprościłyby życie wszystkim.

Monika

Całkowicie cię rozumiem Anita! I to, czy masz dzieci, czy nie masz nie ma zadnego znaczenia. Po prostu sa rodzice, którzy pozwalaja dzieciom drzec ryja i nic sobie z tego nie robia. Mam wrażenie, że w „dzisiejszych: czasach dzieci moga wszystko! A kinder sztuba (jakkolwiek się to pisze) to juz archaizm….Trzymajcie sie! I korzystajcie ile wlezie…..

Aga

Anita, jasne, że nadal będę zaglądać, bo lubię Ciebie i Twojego bloga :), ale nie zgadzam się z Twoją propozycją. My podróżujemy z dzieckiem (aktualnie 3 lata 2 miesiące). Jeździliśmy prawie 5 miesięcy po Ameryce Południowej, a także odbyliśmy całą masę innych wyjazdów w trójkę. Cóż, czasami było ciężko, na pewno inaczej, ale nie zamieniłaby tego na podróżowanie bez-Bartka. Mamy to szczęście, że nasze dziecię uwielbia latać samolotami i 95% czasu na pokładzie jest grzeczny – bawi się, coś ogląda lub śpi. Zdarzają mu się krótkie serie płaczu czy krzyku, ale reagujemy od razu i robimy wszystko, żeby go spacyfikować. Moim zdaniem problem raczej leży w rodzicach większych dzieci, które robią co chcą. Tylko jak uświadomić rodzicom, że tak nie można? Nie wiem, ale to nie dotyczy tylko rodziców dzieci, ale mnóstwa dorosłych ludzi, z którymi ciągle stykamy się w przestrzeni… Czytaj więcej »

Travelerka via Facebook

Chciałam napisać na blogu, ale niestety nie przechodzę testu antyspamowego 🙂 Zgadzam się z przedmówczyniami, że to w gruncie rzeczy dorośli są winni zachowania dzieci. Niemniej jednak zdarzają się prawdziwe małe potwory, dla których słowo opiekuna znaczy tyle co NIC. Ja też póki co nie mam dzieci i mimo że jestem bardzo tolerancyjna nie znoszę, kiedy w czasie jazdy autobusem/pociągiem/samolotem ktoś non stop kopie w mój fotel, drze się ile sił w płucach (nie płacze, tylko DRZE) i robi co mu się tylko podoba. I popieram Anitę w kwestii motywów do posiadania dzieci. Płodzenie potomstwa tylko po to, zeby miec się kim wysługiwać na starość to absolutny brak egoizmu 🙂
Bez komentarza 🙂

Anita Demianowicz Blog via Facebook

Jakub tak pełen jeśli nic nam nie przeszkodzi

Jakub Górnicki via Facebook

Robicie pełen?