Zakazany owoc najlepiej smakuje. Muszę jednak przyznać, że taki niezakazany, ale za to niedostępny dla wszystkich też ma całkiem niezły smak. Ekskluzywność towaru podnosi bez wątpienia atrakcyjność, nawet czegoś, co początkowo zupełnie atrakcyjne się nie wydawało.
Zastanawiałam się, co tam w ogóle jest do zwiedzania. Moim skromnym zdaniem terminal LNG pod względem atrakcyjności turystycznej znajdował się na samym końcu. Sam fakt, że był to temat kontrowersyjny, nawet jeśli w tej chwili mniej, to przed jego budową i owszem, nie czynił z niego super atrakcji. Tak myślałam na początku.
Na początku…
– Wiem, że pewnie zastanawiacie się co w ogóle na takim terminalu jest do zobaczenia. – Ania Starosta, Specjalistka ds. PR i Komunikacji czytała w moich myślach. – Zobaczycie, będzie fajnie. Pokażę wam ciekawe miejsca.
W to mogłam nie wątpić, bo wcześniej Ania pracowała w Świnoujskiej Organizacji Turystycznej. Gdzie jednak turystyka a gdzie rozładunek gazu?!!! Byłam zaskoczona. Było jednak widoczne, że ta praca daje Ani satysfakcję. Przyznała, że na początku sama nie do końca była przekonana do firmy, bo tak jak większość mieszkańców Świnoujścia po prostu, nie wiedząc, „z czym to się je”, bała się budowy i konsekwencji, jakie z bliskości gazu i jego rozładunku mogą wyniknąć dla mieszkańców.
– A czego właściwie ludzie się bali – dopytywałam.
– Przede wszystkim wybuchu gazu.
– I co? To jest możliwe? – Dociekałam.
Ania odpowiedziała bez wahania: – Musiałoby się złożyć na to wiele czynników, a to wcale nie jest takie proste, choć…jest możliwe. Przeszedł mnie dreszcz. Tak, jak na wieść o budowie gazoportu musiał przechodzić każdego mieszkańca Świnoujścia. Ania jednak przekonywała, że transportowany gaz ma tak niską temperaturę, że w zetknięciu z powietrzem paruje.
[justified_image_grid preset=4 ids=3230,3228 thumbs_spacing=4 row_height=500 height_deviation=250]Wejście na teren budowy terminalu wcale taki prosty nie jest, chętnych za to jest bardzo wielu. Ania mówi, że wciąż wydzwaniają i piszą do nich ludzie, którzy gazoport chcieliby odwiedzić. Nie tylko dziennikarze, ale i zwykli turyści. Bo wiadomo, że to, co niedostępne dla zwykłego śmiertelnika, staje się bardziej atrakcyjne i pociągające. Nie wszyscy jednak taką możliwość mają, choć Ania nie wyklucza, że może kiedyś wymyślą jakiś sposób, by ludzie mieli możliwość odwiedzania terminalu. Zwłaszcza, jak sama mówi, gdy zaczną przypływać metanowce, które z pewnością staną się największą atrakcją i ludzie na pewno będą chcieli je zobaczyć.
– Mają 315 metrów długości, czyli są takiej długości jak trzy boiska piłkarskie – tłumaczyła. – I na jeden rzut mogą przewieźć 216 tysięcy metrów sześciennych gazu.
Te 216 tysięcy metrów sześciennych nie zrobiły na mnie specjalnie wrażenia, ponieważ nie umiałam sobie tego wyobrazić. Na wyobraźnię znacznie szybciej zadziałały dwa potężne zbiorniki na gaz.
– Każdy z tych zbiorników ma 160 tysięcy metrów sześciennych – Poinformowała Ania, a ja mocno musiałam zadrzeć głowę, by ujrzeć ich szczyt. – Przy tych dwóch tylko zbiornikach jesteśmy w stanie zapewnić1/3 rocznego zapotrzebowania na gaz w Polsce. Jeśli dojdzie do sfinalizowania trzeciego, to wówczas zapewnimy połowę.
[justified_image_grid preset=4 ids=3229 thumbs_spacing=4 row_height=450 height_deviation=150]Głównym celem budowy terminalu jest uniezależnienie się od dostaw gazu z Rosji i zróżnicowanie źródeł jego dostaw. W obecnej sytuacji, pomysł wydaje się całkiem dobry. Ania mówi, że wszyscy gratulują im tego, że zdecydowali się na budowę. Jest to pierwszy terminal i to tak duży w Europie Wschodniej.
– Estonia też zaczęła budowę, ale dużo mniejszego – dodała Ania i widać było po niej, że rozpiera ją duma.
A mnie rozpierała z kolei energia. Nie mogłyśmy wprawdzie zajrzeć do wnętrza zbiorników, w których już za rok znajdzie się kilkaset tysięcy metrów sześciennych gazu, ale Ania nie widziała problemu, by na te zbiorniki się wspiąć.
[justified_image_grid preset=4 ids=3296 thumbs_spacing=4 row_height=300 height_deviation=150]Jeden schodek, drugi, pięćdziesiąty szósty, dwieście dwudziesty siódmy i byłyśmy prawie na szczycie. Rozejrzałam się wokół i poczułam zawroty głowy.
– Wiele osób ma tu problem – wyznała Ania. – Nie chodzi o lęk wysokości, ale lęk przestrzeni. Już nieraz się zdarzało, że musieliśmy kogoś sprowadzać na dół. Był nawet taki dziennikarz Faktu, którego trzeba było niemal za rękę trzymać i sprowadzać.
Wcale mnie to nie dziwiło, bo choć lęku wysokości specjalnie nie mam, to na górze nie czułam się pewnie. Dużo trudniej niż przy wejściu było jednak przy zejściu. Idąc w górę, patrzy się przed siebie. Maszerując w dół, wzrok utkwiony jest w tym, co pod nami, a metalowe schody nie kryły tego, co tam było.
Na szczycie odetchnęłam pełną piersią. W oddali niebieściły się wody morskie i zielenił się las. Plac budowy sam w sobie nie wyglądał zbyt pięknie, ale konstrukcje miedziane(?), metalowe czy stalowe złociły się w słońcu, tworząc modernistyczny obraz. Zawsze wolałam obrazy impresjonistyczne, ale ten, z góry wielkiego zbiornika na gaz, robił na mnie ogromne wrażenie. Ale czad!, wyszeptałam.
[justified_image_grid preset=4 ids=3226 thumbs_spacing=4 row_height=450 height_deviation=250]– Mówisz po angielsku? – Za mną stał śniady mężczyzna i uśmiechał się ciepło.
Kiwnęłam głową.
– Może chcecie, żebym zrobił wam zdjęcie? Bo pewnie nie macie we trzy?
Wręczyłam mu aparat i stanęłam koło Asi i Ani. Po kilku ujęciach mężczyzna oddal aparat, a my ruszyłyśmy na drugą stronę półkuli. Po chwili jednak zjawił się ponownie. Było widać, że szuka okazji, by z kimś innym, niż jego współpracownicy, porozmawiać.
Ma na imię Petryca i pochodzi z Rumunii. Na co dzień mieszka w Bukareszcie, choć raczej chyba rzadko tam bywa, bo wciąż jeździ do innych krajów na kontrakty. Przy terminalu pracuje od lipca. Przed nim jeszcze miesiąc pracy i potem kontrakt w Brukseli. Petryca bardzo tęskni za swoim synem. Oczy mu się śmiały, gdy pokazywał nam zdjęcia. Opowiadał też nieco o pracy, o tym, że zarobki są tu znacznie lepsze niż w Rumunii i o tym, że ciężko pracuje się z Włochami.
– Polacy to bardzo dobrzy pracownicy, ale Włosi to gwiazdy. On się nie schyli, on tego a tamtego nosić nie będzie, bo go plecy bolą itd. – opowiadał, przedrzeźniając rozkapryszonych Włochów. – Są rozpuszczeni i zepsuci – stwierdził.
Dla Ani praca na terminalu również ze względu na ludzi jest bardzo ważna. Lubi z nimi rozmawiać. Podoba jej się ten cały świat na wyciągnięcie ręki. Tygiel kulturowy, mieszanka języków, kultur. Cały czas się tam coś dzieje. Ja wprawdzie wolę podróżować i te nowe języki i tych ludzi z różnych stron świata poznawać w ich własnym środowisku. Ale dla tych, którzy takich możliwości nie mają, taka praca w międzynarodowej korporacji to dobra okazja, by „zakosztować” nieco świata. Z przyjemnością patrzyłam na Anię. Uwielbiam patrzeć na ludzi, którym satysfakcję i szczęście daje praca, którą wykonują.
Tak, jak na początku wizyta w gazoporcie wydawała mi się nudnym zadaniem do wykonania, tak na końcu zapisała się jako wyjątkowe wydarzenie. Ze względu na spotkanych ludzi, na niesamowite wrażenia i fakt, że jest się w miejscu, które nie jest ogólnodostępne.
[justified_image_grid preset=4 ids=3221,3227 thumbs_spacing=4 row_height=450 height_deviation=250 max_rows=2]
Praca, która daje satysfakcję jest wspaniałą rzeczą. Każdy powinien odnaleźć się w tym co robi, w innym wypadku każdy dzień jest niezwykle męczący.
Fajnie, że pokazujesz także trochę polskich rzeczy. Jest wiele ciekawych rzeczy, o których tak naprawdę nie wiemy, lub nie pomyślelibyśmy, że mogą stać się atrakcją turystyczną.
Polska jest niezwykle ciekawa i mam zamiar trochę więcej o niej pisać 🙂
Coś tutaj nie rozumiem. Cały ten gazoprom to wielka pomyłka. Budowany jest ponad kilometr w morze, żeby mogły dopłynąć tankowce. Teraz widzę że jeszcze pracują tutaj robotnicy z Rumunii. Znajomy mówił mi że w Polsce jest wielkie bezrobocie. Skończył studia wyższe na kierunku zarządzana przedsiębiorstw i od kilku lat jest bez pracy, szuka nawet posady robotniczej. Nie jest wygderny jak Włoch, chce się nawet naginać, byle tylko zarobić, ale ktoś tutaj pomyślał że lepiej sprowadzić robotników z Rumunii. Cała Europa boi się Rumunów. Jeszcze Rumuna nie spotkałem w swoim życiu, ale słucham co ludzie mówią. Nie myślcie że jestem rsistą.
Inspirujące. Też chciałbym zobaczyć to miejsce od środka. Kiedyś udało mi się dostać jako fotograf do fotografowania hal dawnej Huty Sędzimira. Poza zorganizowanymi akcjami trudno tam się dostać. A w jaki sposób Pani udało się dostać do środka?