MYŚLĘ SOBIE...

Uważaj, bo marzenia się spełniają

Najfajniejsze Zachodnio Pomorkskie
Uważaj, o czym marzysz, bo marzenia się spełniają, słyszałam czasem od mojej mamy. A ja zawsze marzyłam o wielu rzeczach. Jako dziecko wciąż wpatrywałam się w niebo, czekając na spadającą gwiazdę, która wraz ze swoim ostatnim błyśnięciem, znikając, spełni moje życzenie.

Najpierw marzyłam o lalce Barbie, takiej pięknej i idealnej i o domku dla niej oraz o różowym cabriolecie. Potem marzyłam o butach kowbojskich i o tym, by jeździć konno. Były też marzenia o rowerze BMX, którym tak bardzo chciałam zastąpić różowego pelikana. Wkrótce przyszedł czas na marzenia o kolarzówce, takiej prawdziwej i dopiero potem zamarzył mi się góral. Marzyłam też o locie samolotem, o tym, by dostać się do szkoły aktorskiej i grać w teatrze. W końcu nadszedł czas marzeń o podróżach. Nie wiem czy zaczęło się od Willy Fogga i od jego wojaży, które śledziłam z wypiekami na twarzy czy może jednak od Indiany Jones’a.

Marzeń były setki. Mąciły w głowie, czasem burzyły spokój, ale zwykle ubarwiały codzienność, nadawały jej odmiennego kolorytu, czasem wywoływały burzę, innym razem rozświetlały dzień. Jako dziecko miałam wrażenie, że wiele z nich się nie spełnia. Gdy byłam nastolatką było nawet jeszcze gorzej, bo marzenia nabrały na znaczeniu, zwiększyły wymagania i oczekiwania, a ich niespełnianie oznaczało podwójną porażkę.

Niepostrzeżenie nadszedł czas marzeń o wielkiej miłości takiej od pierwszego wejrzenia i aż po grób. Marzenia o ślubie, białej sukni z welonem i o „żyli długo i szczęśliwie”. A gdzieś pomiędzy kiełkowały marzenia o skończeniu studiów i znalezieniu swojego miejsca w życiu. W końcu zaczęłam marzyć o „pracy marzeń” -cokolwiek ten termin miał oznaczać.

Potem marzenia przykryła rzeczywistość. Zaczynało brakować na nie czasu. Wiele z nich przykryła gruba warstwa kurzu. Zaczęły znikać pod stertą frustracji z powodu znienawidzonej pracy, braku czasu i pędzących w desperackim tempie lat. Marzenia zapadły w letarg. Ocknęły się z niego około trzydziestki i wcale nie postanowiły zacząć się spełniać, to ja postanowiłam zacząć je w końcu realizować. Zamierzałam przestać się bać marzyć, a wręcz robić to z premedytacją.

Marzenia się spełniają i o tym przekonałam się już nie raz. Nie o tym jednak chciałam pisać. Lecz o tym, że czasem realizacja marzeń może jednak rozczarować. A może nie tyle, co realizacja, a oczekiwania od zrealizowanego czy realizującego się marzenia.

Bo marzenie o odnalezieniu siebie w podróży, może zakończyć się fiaskiem, udowadniając, że w podróży można czasem się bardziej zgubić niż odnaleźć. Marzenie o wielkich pieniądzach, o wygranej w lotto, choć może przynieść chwilowe zachłyśnięcie się, z czasem może zaciągnąć na samo dno. A marzenie o pracy marzeń? Cóż, może zwyczajnie rozczarować.

Do brzegu Anita, do brzegu, jak lubią mawiać moi znajomi.

Przy brzegu jest myśl o „pracy marzeń”. Czy ona naprawdę istnieje? Miesiąc temu zastanawiałam się czy nie stanie się ona moim przekleństwem. Może i przez pewien czas myśl taka tkwiła w mojej głowie – przekleństwo, bo przecież nie ma czegoś takiego jak praca marzeń. Każda praca to wciąż jednak praca, nawet ta najciekawsza, najlepiej płatna, najbardziej rozwijająca. Nawet atrakcje mogą się przejeść, nawet podróżowanie zmęczyć. Bo najważniejsza myśl, która powinna przyświecać każdym planom i marzeniom to umiar. Umiaru w pracy na Pomorzu Zachodnim nie było w niczym. Brakowało czasu na odpoczynek, na relaks, na sen, na samotność, na złapanie oddechu, na kolejne marzenia i plany, na bliższe kontakty, na rozmowy o niczym, czasem nawet na uśmiech nie było już siły. Wiedziałam, że w „pracy marzeń” lekko nie będzie, ale też nie sądziłam, że będzie aż tak trudno. Powtarzanie sobie w kółko „że co mnie nie zabije, to mnie wzmocni” nie pomagało. Czułam po krótkim czasie, że podjęłam złą decyzję, ale musiałam z nią żyć, pocieszając się, że tylko przez miesiąc.

Za oknem przewijał się zielono-rudawy krajobraz zmoczony jesiennym deszczem. Pomorze Zachodnie powoli odchodziło do przeszłości. Zaledwie w dwie godziny zmieniło się we wspomnienie. Tylko teraz jakie wspomnienie?

Samą mnie zaskoczyła myśl, że mimo wszystko pozytywne. Mimo zmęczenia, czasem łez, frustracji pomieszanej ze złością. Pozytywnie, bo w mojej czasem trudnej podróży przez Pomorze Zachodnie wciąż towarzyszyli mi ludzie. To ich twarze, ich szczere uśmiechy, ciepłe spojrzenia i dobre słowa niczym szmatka do kurzu ścierały ten brud, który gromadził się w zakamarkach i bruździł, wykrzywiając obraz „idealnej pracy”. Ludzie – przecież to takie banalne i oklepane, tyle razy przeze mnie powtarzane. Ale za to jakie prawdziwe!

Praca marzeń, którą wykonywałam przez miesiąc, choć od marzeń stanowczo odbiegała i sporo mnie kosztowała, to dała mi coś wyjątkowego, czego za żadne pieniądze kupić nie można – ludzi, którzy już na zawsze zostaną w mojej pamięci, którzy stali się częścią jakiegoś fragmentu mojego życia i odcisnęli w nim swój ślad, którzy wiele mnie nauczyli i wiele mi dali.

Mimo trudnego doświadczenia, poradziłam sobie po raz kolejny. I doszłam do wniosku, że niezależnie od konsekwencji warto jednak marzyć i te marzenia wcielać w życie. Czasem ich realizacja może nie spełnić naszych oczekiwań, ale mimo wszystko sprawi, że staniemy się bogatsi o kolejne doświadczenie, że rozwiniemy się, dowiemy się o sobie czegoś nowego i staniemy się silniejsi.

Czy z perspektywy czasu podjęłabym się jeszcze raz tej pracy? Z zaskoczeniem muszę przyznać, że tak, że jednak było warto. Mimo wszystko.

0 0 votes
Article Rating

O Autorce

B*Anita Demianowicz

Podróżuję, piszę i fotografuję. Współpracuję m.in. z magazynami Podróże, Poznaj Świat i Rowertour. Prowadzę prezentacje i warsztaty podróżnicze w całej Polsce. Jestem również przewodniczką grup trampingowych dla kobiet, a także organizuję festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet.
Jestem absolwentką kilku kierunków studiów, m. in. filologii polskiej na UG i Polskiej Szkoły Reportażu.
We wrześniu 2016 ukazała się debiutancka książka: "Końca świata nie było".

Więcej o mnie>>>.

Subscribe
Powiadom o
guest

16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Aleksandra z urlopnaetacie.pl

Codziennie śledziłam Twoją przygodę z Pomorzem i muszę przyznać, że czasem rzeczywiście zastanawiałam się jak dajesz radę – wrażeń cała masa i codziennie na pełnych obrotach od samego rana! Ale materiał – super 🙂 Odpoczywaj i nabieraj sił na dalsze marzenia. Nieważne, czy mają rozczarować, czy uskrzydlić. Marzenia muszą być! W sumie ja też dopiero w okolicach 30-stki zabrałam się za odkurzanie moich, zaczynajc od adopcji Luśki 😉 Bardzo żałuję, że nie udało mi się być na Trampkach w tym roku, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zawitają do Wawy 🙂 Ściskam!!

Ewa

No wlasnie. Bardzo trzeba uważać o czym sie marzy. Marzylo mi sie kiedyś mieszkanie w nowym bloku. Teraz je przeklinam. Marzyła mi sie kariera, nadgodziny (wiem wiem, dziwna jestem, utozsamialam to chyba kiedyś z sukcesem). Marzyła mi sie praca z wieloma podróżami. Zapomniałam w marzeniu dodać, ze z podróżami w wiele nowych miejsc a nie ciagle do dwóch lokalizacji. Były tez marzenia, które sie spełniły i jestem im za to wdzięczna – o podróżowaniu w ogóle, o Tajlandii, o tym zeby starczyło mi wytrwałości, zeby pewnego dnia przejść na wegetarianizm. Teraz marzy mi się praca, która nie bedzie każdego dnia stresem i kilkuletnia podróż dookoła swiata. Marzenia sie spełniają. Musimy w nie uwierzyć. Ale nie tylko uwierzyć a i uważać.

Monika

Umiar – dobrze powiedziane, ale tego trzeba się nauczyć a wcale nie jest to łatwe.
W podróży czy marzeniach o podróżach też umiar się przydaje, żeby wrócić i mieć siły, żeby nie być znudzonym podróżnikiem.

touristnavi

Nie ma czegoś takiego jak idealna praca. Każda praca, którą wykonujemy dlatego, że musimy ją wykonywać i w terminach w których wykonać ją musimy będzie nas prędzej czy później męczyła. Samo wstanie do pracy jest męczące. A jeśli nie wstanie to to, że pracujemy do późna i nie mamy czasu. Grunt to odnaleźć się w tym wszystkim. Są po prostu ludzie, którym praca sprawia przyjemność, a jak jeszcze robią to co lubią to powiedzmy, że wtedy można to nazwać „pracą marzeń”.

Ewa

Gdzieś to zmęczenie przebijało z Twoich wpisów z 'pracy marzeń’ – ale wykonałaś ją fantastycznie i kolejne doświadczenie za Tobą, szczere gratulacje, bo wysiłek był ogromny!
PS Anita, będziesz na Wanodze? 🙂

Ewa

Yesssss! Najkonieczniej. Będę całą sobotę i niedzielę 🙂

Ewa

No pewnie, że znajdę! 😀

Ewa

Anita, zostałaś nominowana 😉 http://www.ruszwpodroz.pl/takie-tam/poznajmy_sie/

Ala

Hej, szukam bohaterów do artykułu na temat tego, że sukces ma też
negatywną stronę. Jeśli ktoś miałby ochotę opowiedzieć mi o tym (np. że
kiedy osiągnął coś, o czym marzył, nie czuł szczęścia, był
zestresowany lub np. stał się podejrzliwy wobec innych… albo szybko coś
stracił, bo poczuł się zbyt pewnie), zapraszam do kontaktu: ally-lp@tlen.pl Broń Boże nie mam na myśli tego, że sukces jest czymś złym i nie warto do niego dążyć. Ale ma również negatywne strony (jak choćby przytłaczające poczucie odpowiedzialności) i fajnie jest zdawać sobie z tego sprawę (np. po to, by wyzbyć się zazdrości o sukcesy innych lub by nie czuć rozczarowania, kiedy rzeczywistość okaże się mniej cukierkowa niż wyobrażenia). Dlatego jeśli zechciałabyś podzielić się ze mną kilkoma zdaniami na ten temat – byłabym bardzo wdzięczna 🙂

withoutplanforlife

To wszystko prawda Warto zastanowić się o czym tak naprawdę marzymy, bo pamiętajmy, że marzenia to nie tylko wakacje, samochód czy pozycja społeczna. Czasem nie zdajemy sobie sprawy jak wiele naszych marzeń już zdołaliśmy spełnić np. marzeń z dzieciństwa. Często w ogóle tego nie doceniamy. Będąc dorosłym człowiekiem nie mamy czasu myśleć o tym czy na czym zależało nam i o czym śniliśmy … a przecież ten czas był dla nas równie ważny jak jest ten obecny. Zapraszamy również na naszego bloga http://www.withoutplanforlife.blogspot.com, gdzie jest co nieco o marzeniach i nie tylko!