W podsumowaniu 2016 pisałam, że rok 2017 będzie pełen niespodzianek, bo też poza wyjazdem do Norwegii na zorzę, nie miałam pojęcia, co będę robić dalej, w przeciwieństwie do roku 2015. Trochę mnie to wówczas przerażało.
Pod koniec roku 2017 wiedziałam za to doskonale, dokąd poniesie mnie w 2018 roku i co będę w nim robić. Oczywiście nie wszystko jest do przewidzenia i nawet plany mogą nagle ulec zmianie, ale obecnie wyjazdy mam praktycznie zaplanowane do końca roku.
Wiem, że składanie sobie postanowień noworocznych jest głupie, bo zwykle ponosi się klęskę, więc już od dawna tego nie robię. Ale uważam, że nowy rok to fajny czas na podejmowanie nowych decyzji, dokonywanie zmian i też planowanie nowych wyzwań – takie zaczynanie wszystkiego na nowo.
Wprawdzie nie zamierzam wszystkiego zaczynać na nowo, ale jednak postanowiłam się za pewne rzeczy w nowym roku zabrać, wiele poprawić, niektóre stworzyć. Jak mi pójdzie? Sama jestem ciekawa. Wiem jednak, że wiele się będzie działo. Na razie jednak części z nich nie zdradzam, by nie zapeszyć. Będę się rozliczać z tych wszystkich planów pod koniec tego roku.
A teraz czas na podsumowanie 2017, który w żaden sposób nie był przełomowy ani specjalnie wyjątkowy, ale był dobry, nawet bardzo. Co najważniejsze, to że udało mi się spełnić kilka małych i większych marzeń.
W sumie poza domem spędziłam 177 dni, co oznacza, że pół roku byłam w podróży i takiej bliższej i dalszej. W samym tylko lutym w domu spędziłam zaledwie 7 dni, zrobiłam 10 prezentacji, w pociągach i autobusach na dojazdach spędziłam 78 godzin i przejechałam po Polsce ponad 5300 km. Potem nie było lepiej 🙂
Przyszły rok zapowiada się w jeszcze większych rozjazdach.
STYCZEŃ
Spełnione marzenie: obserwowanie zorzy
Zorza była na mojej nigdy nienapisanej liście marzeń do spełnienia bardzo wysoko. W końcu przyszedł czas na realizację. Tydzień w zimnej i zaśnieżonej Norwegii, w domu z kominkiem i w babskim gronie okazał się świetnym miejscem na jej wyczekiwanie. Wprawdzie pogoda znacznie utrudniała widoczność i nie pozwoliła nam podziwiać zjawiska w takiej odsłonie, w jakiej sobie wymarzyłam, to jednak mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że zorzę widziałam. Teraz czekam na kolejne z nią spotkanie.
Przeczytaj jak fotografować zorzę polarną >>>
Tu przeczytasz jak zorganizować taki wyjazd do Norwegii >>>
Dni w domu: 20
LUTY
Spełnione marzenie: Fotografowanie polskich gór zimą
W lutym spełniałam dwa kolejne małe marzenia. Polskie marzenia. Marzyło mi się fotografowanie zimą w Tatrach i Karkonoszach. Na samym początku lutego pojechałam najpierw do Doliny Chochołowskiej na warsztaty z fotografem, którego fotografie krajobrazowe bardzo cenię, a potem przeskoczyłam w Karkonosze. Pogoda nie sprzyjała i nie zrobiłam takich zdjęć, po jakie pojechałam, ale podreptałam trochę zimą po górach, pierwszy raz założyłam raki i obiecałam sobie, że w kolejnym roku dni, których spędzę w górach zimą, będzie znacznie więcej.
Luty to też gorący okres festiwalowo-prezentacyjny. W domu byłam zaledwie przez 7 dni. W pozostałe odwiedziłam Jelenią Górę, Zakopane, Kraków, Gorlice, Poznań, Tarnowskie Góry, Katowice, Koszalin, Toruń. Jeździłam po Polsce i zahaczałam o festiwale. Wpadłam również na mój ulubiony (poza TRAMPkami oczywiście) festiwal, czyli Włóczykij w Gryfinie. A tam się działo…
Sukcesy: Pierwsza nagroda w kategorii Podróże po Polsce na festiwalu Śladami Marzeń oraz nominacja przez National-Geographic Traveler do nagrody Traveler 2016 w kategorii podróżnik online.
Dni w domu: 7
MARZEC
Spełnione marzenie: Publikacja pierwszego reportażu w najbardziej prestiżowym dla każdego reportera magazynie reporterów Dużym Formacie.
Pierwsze dwa tygodnie marca to praca nad przygotowaniami do IV edycji festiwalu TRAMPki. Maile, telefony, wiszenie z dziewczynami na czacie i dyskusje o tym, co trzeba jeszcze zrobić i jak zrobić, by było najlepiej.
W drugiej połowie wyjechałam na odpoczynek i ponowne polowanie na zorzę w babskim gronie, ale tym razem na Islandię. Zorzy wprawdzie nie zobaczyłyśmy, ale za to przekonałam się, że Islandia jest równie piękna latem, jak i zimą. Zimą nawet lepsza, bo nie tak oblegana przez turystów i spokojniejsza.
Sukcesy: Fotografia mojego autorstwa przeszła do II etapu konkursu Foto Glob. W Rybniku w ramach festiwalu podróżniczego Karawan odbyła się również wystawa moich zdjęć z podróży (to już moja druga wystawa w dorobku). Moim partnerem zostały też Linie lotnicze KLM.
Dni w domu: 11
KWIECIEŃ
Marzenie: Fotografowanie w Toskanii
Kwiecień upłynął pod znakiem TRAMPek, choć znalazłam czas na tygodniowy wyjazd do Toskanii, który był jednym z najlepszych wyjazdów, w jakich uczestniczyłam. Totalnie niewyspana i zmęczona, ale za to nieustannie wzruszona pięknem. Każdego poranka, gdy wstawałam o 4-5 nad ranem, myślałam sobie: „Po co właściwie to robię?”, a potem nastawał świt i odpowiedź pojawiała się sama.
Sukces: Bilety na organizowany przeze mnie festiwal wyprzedały się na kilka dni przed festiwalem, a sala pękała w szwach. Czwarta edycja zakończyła się sukcesem.
Dni w domu: 11
MAJ
Spełnione marzenie: Fotografowanie Moraw wiosną
Morawy chodziły już za mną przynajmniej od poprzedniego roku. Zielone pola, kapliczki i pofalowane wzgórza. Propozycja przyjaciela fotografa, który nieraz już Morawy fotografował, że możemy się wybrać w tym samym czasie, kiedy on jedzie z rodziną i wspólnie pofocić, spotkała się z ogromnym entuzjazmem. Kilka fajnych wschodów i zachodów, bieganie po polach, a w ciągu dnia jazda na rowerach mimo zmęczenia fizycznego, pozwoliły nieco odpocząć psychicznie.
Niewystarczająco jednak dlatego zaraz po wyjeździe z Moraw, wysiadłam w Cieszynie i postanowiłam wybrać się sama w góry, by oczyścić głowę. Planowałam przejść Wielki Szlak Beskidzki, ale pogoda nieco zepsuła mi plany. Nie męczyłam się więc trzy tygodnie na szlaku w bagnie i w deszczu i choć nie lubię się poddawać, odpuściłam po tygodniu. Stwierdziłam, że szłam w góry, by odpocząć i cieszyć się pięknymi widokami, a nie brnąć przez bagna w wiecznym deszczu i mgle. Wróciłam więc do domu i zabrałam się za mycia okien. W końcu dobrze też pobyć trochę w domu 🙂
Sukcesy: Wymyślenie super projektu foto-podróżniczego i początek jego realizacji (na jego finał i publikację przyjdzie jednak poczekać przynajmniej jeszcze 3 lata)
Dni w domu: 17
CZERWIEC
Spełnione marzenie: urlop z mężem
Dziwne, że można mieć tak błahe marzenia, prawda? Ale, gdy na co dzień jest się tyle w podróży i to samej lub z grupami, to urlop z mężem może okazać się marzeniem, które trudno zrealizować ze względów czasowych.
Wprawdzie to nie do końca był i urlop dla mnie. Jechałam do pracy, a mąż miał mi towarzyszyć. Nie mniej jednak rowerowanie po Saksonii, mimo że służbowo i tak pozwoliło pobyć razem i nieco przewietrzyć głowę.
W czerwcu wreszcie zabrałam się za realizowanie dłuższego projektu fotograficznego, ale zupełnie niezwiązanego z podróżami, a z reportażem. Pewnie nieprędko ujrzy on światło dzienne, ale na razie powoli nad nim pracuję. Wybrałam coś, co jest blisko mojego domu, by móc realizować go w każdej chwili, bez czekania na kolejny wyjazd. Mogłam więc spokojnie pracować przy nim przez trzy letnie miesiące.
Sukces: sumienne realizowanie foto-projektu
Dni w domu: 19
W ubiegłym roku dużo zdjęć publikowałam na Instagramie. Tak wygląda 9 najpopularniejszych zdjęć na moim profilu. Zobaczcie pozostałe klikając w fotkę poniżej. Nie zapomnijcie kliknać „follow”.
LIPIEC
Spełnione marzenie: wakacje w domu
Na pytanie: to dokąd wybierasz się na wakacje? Odpowiadałam, że urlop wreszcie spędzam w domu. Co najmniej od września 2016, kiedy wyszła moja książka „Końca świata nie było”, nie było miesiąca, bym cały w pełni spędziła w swoim domu. Ciągle w drodze. Jak nie na wyjazdach za granicę, to w wędrówce po Polsce. Marzył mi się od dawna czas w domu. Wiem, że to głupie, ale zamiast o leżeniu nad Morzem Karaibski, marzyłam, by mieć wreszcie czas na umycie okien w domu i zrobienie porządku w szafach, ale też na pojechanie na gdańską plażę (w wakacje zwykle nie ma mnie w Trójmieście) i po prostu pobycie w domu.
Realizowałam swój nowy projekt foto. Spotykałam się z dawno niewidzianymi znajomymi, jeździłam na festiwale rockowe i korzystałam z życia. Po prostu zrobiłam sobie wakacje jak za dawnych studenckich czasów. I jak co roku, od co najmniej 6-7 lat, wraz z paczką przyjaciół pojechałam na festiwal w Węgorzewie. Na te dni czekam zawsze cały rok.
Sukces: Udało mi się prawie cały miesiąc spędzić w domu. Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy 🙂 Miałam też wreszcie czas, by przewietrzyć szafy i umyć wszystkie okna (osiem niestandardowej wielkości)
Dni w domu: 28
SIERPIEŃ
Spełnione marzenie: fotografowanie wyspy Skye w Szkocji
O wyspie nie słyszałam wcześniej wiele, poza określeniem, że to taka „mała Islandia”. Widziałam za to wiele zdjęć, które pobudzały moją wyobraźnię. Marzyłam o wschodzie i zachodzie słońca łapanym przy Old Man of Storr. Wprawdzie po zachody i wschody będę musiała jeszcze tam wrócić, ale i tak podróż na Isle of Skye okazała się świetnym, choć spontanicznym wyborem.
Zawsze marzyłam o tym, by nie mieć nad sobą szefa. Zresztą nie miałam go dotąd od pięciu lat i chciałam, by tak pozostało. Założyłam jednak swoją firmę, dostałam dofinansowanie i tak powstała firma Anita Demianowicz Podróże, Fotografia, Reportaż. Działam na własną rękę od sierpnia i sama sobie jestem szefem, niestety dość wymagającym 🙂
Sukces: Znalezienie super wymagającego materiału na reportaż, nad którym pracowałam około 1,5 miesiąca. Trochę „zabawy” śledczej, dziesiątki rozmów, ale i ogromna satysfakcja, gdy dwa miesiące później reportaż ukazał się w Dużym Formacie – Śmieci polskie.
Dni w domu: 9
WRZESIEŃ
Spełnione marzenie: Publikacja w magazynie „Kontynenty”
Wrzesień mijał na pracy nad reportażem rozpoczętym w sierpniu. Właściwie wszystko inne poszło w odstawkę. Znalazłam jeden wolny weekend, by pożegnać lato rowerowym weekendem nad morzem.
W tym miesiącu ukazał się też reportaż w cenionym przeze mnie magazynie podróżniczo reporterskim Kontynenty w temacie, który od ponad 3 lat nie daje mi spokoju, czyli o Kobietach w świecie macho oraz reportaż o działalności Food not Bombs w Gdańsku, który można przeczytać w nowym magazynie reporterskim „Non-fiction”.
Wrzesień to też świetne warsztaty fotograficzne z Maćkiem Nabrdalikiem. Wiele inspiracji i pomysłów na nowe fotoreportaże.
Sukces: Słowa jednego z bohaterów napisanego przeze mnie reportażu: „Świetnie piszesz. Czytałem i sam nie mogłem się doczekać, co się stanie z nami na końcu”.
Dni w domu: 20
PAŹDZIERNIK
Spełnione marzenie: foto-wyprawa w Dolomity
Nie mogłam uwierzyć w widoki, które pojawiały się przed obiektywem, gdy zaczynało świtać. Czekałam na ten wyjazd. Przez niego przełożyłam wylot do Ameryki Środkowej, bo zależało mi, by z moją super ekipą z Toskanii (niestety bez Natalii), ale z Jankiem, Jeremiaszem, Pawłem i dodatkowo z Marcinem ruszyć na górskie wojaże. Paweł zapowiadał, że będziemy mało spać i dużo czasu spędzać w samochodzie. Niezależnie od tego, wyjazd jak zawsze z nimi był genialny. I już odliczam dni do kolejnego wspólnego wyjazdu. A ten już niedługo, bo na początku marca.
Sukces: Kolejna publikacja w prestiżowym Dużym Formacie
Dni w domu: 19
LISTOPAD
Spełnione marzenie: obserwowanie wulkanu podczas erupcji.
Listopad upłynął pod znakiem Gwatemali. Wprawdzie zaczepiłam też o Amsterdam, po którym zawsze chciałam pojeździć na rowerze, ale to Gwatemala była w tym miesiącu głównym celem. Wyjazd był trochę stresujący. Nie jechałam bowiem na wakacje, a do pracy. Wiedziałam, że mam do zebrania materiał, dziesiątki rozmów, wiele godzin nagrań. I tak było. Mój pobyt nie upływał, jak wielu się wydaje, na leżeniu w hamaku z drinkiem z palemką, lecz na ciężkiej pracy od rana do wieczora. W listopadzie spełniło się jednak jedno z moich małych-wielkich marzeń, a mianowicie obserwowanie aktywnego wulkanu w czasie erupcji. Wprawdzie byłam już wcześniej na trzech aktywnych wulkanach. Z jednego zjeżdżałam na desce, na innym zaglądałam do krateru, ale spływającej po zboczach lawy nigdy wcześniej nie widziałam, aż do listopada. Trekking na wulkan Acatenango w Gwatemali i podziwianie nocą wulkanu Fuego to jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu.
(Przeczytaj jak zorganizować taką wyprawę na wulkan)
Sukces: Przed wyjazdem do Gwatemali bałam się, że nie podołam wyzwaniu, które sama przed sobą postawiłam, że nie dotrę do odpowiednich bohaterów mojej nowej książki (przyjdzie jednak na nią długo jeszcze poczekać). Poszło jednak dużo lepiej, niż się spodziewałam 🙂
Dni w domu: 3
GRUDZIEŃ
Spełnione marzenie: zatoczenie koła
Pięć lat. Tyle minęło od mojego pierwszego wyjazdu w pojedynkę do Gwatemali. Ta podróż zmieniła mnie i moje życie. I tak się złożyło, że po 5 latach znów do nie wróciłam. Zatoczyłam kółko. 6 grudnia 2012 roku zaczęła się moja przygoda z Gwatemalą i w ogóle z życiem w podróży. A 6 grudnia 2017 zamknęła się pętla, bo tego dnia po 5 latach wracałam z Gwatemali z powrotem do Polski. Wciąż się zastanawiam, co to dla mnie znaczy i czy w ogóle coś znaczy, a może t tylko przypadek?
Zobaczymy.
Sukcesy: Przez cały rok udało mi się ćwiczyć mniej . Tak, nie przesłyszeliście się 😀 Jedni potrzebują trenera, by motywował do ćwiczeń, a ja potrzebuję go, by pilnował, bym za dużo nie ćwiczyła 🙂 Udało mi się przez cały rok realizować trening z moją ulubioną trenerką. W tym roku pracowałyśmy nad wytrzymałością i odnotowałam znaczną poprawę, choć i wcześniej nie narzekałam. Kolejny rok to powrót do pracy nad siłą.
Dni w domu: 15
CZEGO SIĘ NIE UDAŁO?
Tak wielu rzeczy, że musiałby powstać osobny wpis 😀 Wielu ludzi lubi czytać/słuchać o czyiś porażkach, ale umówmy się, że lepiej jest czytać o sukcesach innych, bo to bardziej motywuje do działania.
Nie mniej kilka planów mi nie wyszło.
Fotograficznie nie udało mi się zrealizować lawendy na Prowansji, „laserów” w Rudawach Janowickich i święta na Grabarce.
Nie zrobiłam też wymarzonego trekkingu przez Landmannalaugar na Islandii, choć planowałam go na lipiec. Nie zrobiłam też kursu samoobrony przed wyjazdem do Ameryki Środkowej (ale mam nadzieję, że uda się w kolejnym roku). Wciąż nie znam perfekcyjnie hiszpańskiego i angielskiego. Przed wyjazdem do Ameryki przysiadłam na nowo do hiszpańskiego, ale o angielskim zupełnie zapomniałam (był nawet plan odkurzenia rosyjskiego).
PLANY NA 2018 ROK
Dokąd jadę?
Za niecałe 3 tygodnie wracam ponownie na miesiąc do Gwatemali zbierać dalej materiał do książki. Na początku marca śmigam polować znów na zorzę w Norwegii. W maju będę przemierzać rowerem Szwajcarię, podobnie jak i na początku października. W czerwcu ruszam na fotowyprawę do Stanów (na którą i Was zapraszam. Wciąż mamy dwa miejsce wolne). W sierpniu lub wrześniu albo Namibia albo Madagaskar. Wciąż nie możemy się zdecydować. W grudniu ruszam z mężem rowerami Na Kubę. To pewne wyjazdy, ale wiem, że pomiędzy wydarzy się kilka innych. Myślę o powrocie na Wyspę Skye w Szkocji i na Islandię choćby na kilka dni. To jednak planuję jako wyjazdy z grupą (więcej szczegółów wkrótce).
Postanowienia?
Znów jak co roku obiecuję sobie, że podszkolę angielski i hiszpański, a przynajmniej, jeśli chodzi o hiszpański, nie pozwolę mu się tak łatwo zapomnieć (muszę dojść do tego jak ustawić, by netflix „myślał” w Polsce, że wciąż jest w Gwatemali i wyświetlał mi wszystkie filmy i seriale z hiszpańskim lektorem).
Planuję popracować bardziej nad fotografią i zrobić kurs operatora statków bezzałogowych, by móc oficjalnie latać dronem. Mam w głowie kilka pomysłów fotograficznych. Przede wszystkim planuję jednak popracować trochę nad blogiem i sferą okołoblogową. Trzymajcie kciuki, by wszystko poszło po mojej myśli.
A Wy jakie macie podróżnicze i nie tylko plany na przyszły rok?
Cześć Anita.Gratuluję Ci wspaniałych podróży. Gdybym się nie bał, że nie podołam Twojej kondycji, to zaprosiłbym Cię na przejażdżkę rowerem od źródła Dunaju do jego ujścia.Ale może znasz jakiegoś słabeusza, który jest w stanie się do mnie przyłączyć. Wyprawę planuje przełomem kwietnia-maja.W taki sposób przejechałem dookoła Polske-tak trochę Twoim tropem. Tobie, życzę udanego w podróże roku.
Pozdrawiam. Wesoły Góral.
Może się sprzydać mój numer telefonu
694794639
Mirek ja wcale nie jestem harpaganem =D przypuszczam, że to Ty prędzej na rowerze dałbyś mi popalić =D CHętnie bym się wybrała na trasę od źródeł Dunaju, ale przełom maja i kwietnia jestem niestety zajęta. Mam nadzieję, że uda się znaleźć zacnych towarzyszy 🙂 Pozdrawiam i wszystkiego dobrego w nowym roku.
Hmmm… plany na ten rok już u mnie w realizacji -mały lifting ekwipunku i radosna eksploracja Pojezierza Brodnickiego oraz okolic Górska. Cicho, spokojnie i można utonąć w zieleni lasów, błękicie jezior.
Polecam Bagienną Dolinę Drwęcy – raj dla ptasiarzy! I tradycyjnie jak nic niespodzianego się nie wydarzy Szwecja – niedokończony szlak Bohusleden Sud.
Pozdrawiam i życzę udanych wyjazdów oraz Najlepszego Nowego Roku!
A wiesz, że ja w ogóle nie znam Pojezierza Brodnickiego? Mówisz, że warto? A jak te okolice stoją rowerowo?
Trzymam w takim razie kciuki za Twoje plany i wiesz co? Dziękuję Ci, że tyle czasu już jesteś „ze mną” 🙂
Świetny tekst, zresztą nie pierwszy który czytałem. Gratuluję tylu wspaniałych wypraw. Życzę aby ten 2018 był wyjątkowy pod względem podróży.
Paradoksalnie ja zawsze wszystko staram się planować. Oczywiście zawsze wszystko weryfikuje życie. Ale w 2017 roku udało mi się zrealizować wszystkie moje rowerowe plany, a nawet więcej… Bo np. z planowanej 6-dniowej wyprawy zrobiła się 10-dniowa. A i kilka mniejszych z 2-dniowych zrobiło się 3-dniowymi.
Na 2018 rok mam może mniej planów ale za to bardziej ambitne. Wyprawa rowerowa dookoła Polski. I przede wszystkim rowerowa wycieczka na Ukrainę. Nie ukrywam, że trochę się jej boję, ale „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana…”.
Po resztę moich planów zapraszam na mojego bloga…
To gratuluję, że udało CI się wszystko zrealizować. Wiesz u mnie nie wszystko da się zaplanować, bo czasem wpada jakaś propozycja współpracy i wyjazdu nagle, a tego nie przewidzę 🙂
Ukraina rowerowo tez gdzieś jest u mnie w planach, a za Polskę dookoła trzymam kciuki i jak będziesz miał jakieś pytania, to pisz 🙂
Wielkie Anita, wielkie no jak na razie to wszystkie
Z tych 17 krajów (liczę też te nieuznawane; bardzo interesują mnie miejsca z nie do końca – albo w ogóle nie – uznanym statusem), po których śmigałam na rowerze w 2017 roku chyba takim moim spełnionym marzeniem było przejechanie Czeczenii, wizyta w Groznym. Ale wszystkie wyprawy były świetne! Był to fajny rok.
Ahhh rowerem wzdłuż Bałtyku jak bogowie pozwolą to tego roku się ziści
Czytam o tych spełnionych z podziwem i o tych do spełnienia z zaciśniętymi kciukami. Powodzenia! Z moich 12 wyjazdowo-wakacyjnych spełnionych tylko trzy się powtarzają – urlop z mężem, wakacje w domu i zatoczenie koła, tyle że w Wilnie 😀 Inne spełnione – Estonia, Ryga, Barcelona, Andora, Serbia, Muzeum Auschwitz, kawałek Szwecji motocyklem, Andaluzja, Bergamo z jez. Como. Tak, to był owocny rok, drugiego takiego może już nie być 🙂 tak czy inaczej, cheers, za 2018!
Marzy nam się Białoruś rowerem. Chodzą po głowie Wyspy Alandzkie i Gotlandia oczywiście na dwóch kółkach. A co się udało w 2017? Odwiedziłem Panzermuseum w Munster i przybyło 11 szczytów do Korony Gór Polski 😀
W 2017 roku udało mi się zrealizować niemal wszystkie plany, a nawet dużo, dużo więcej. Dwa najważniejsze wyzwania na 2018 to rowerowa wyprawa dookoła Polski i rowerowa wyprawa na Ukrainę. Tego drugiego wyzwania trochę się obawiam, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana…
Kawał dobrej roboty i kawał pięknego roku 🙂 Cieszę się, że w malutkim stopniu byłem jego częścią 🙂
A jak czytam o Twoich planach na 2018… to az umieram z zazdrości :p
Pisz jak będą jakieś konkrety z Islandia i Szkocją bo chyba tylko to jest na ten moment w moim zasięgu 😉
I powodzonka Bracie! Oby ten rok był równie dobry jak 2017 🙂
No byłeś częścią dwóch najfajniejszych wyjazdów:) I cieszę się na nasz kolejny. A co do Islandii i Szkocji to na pewno dam znać jak się wyklaruje Dzięki Bracie.
Czyli Hamburg w planach na 2019. Ok.
Kto wie, czy nie wyskoczy i w tym roku =D
Urlop z mężem ku ujściu Łaby, jedźcie tą drogą.
W tym roku spełniło się miedzy innymi Maroko <3 😀
Super! Maroko wciaż jeszcze przede mną 🙂
Piękne te Twoje spełnione marzenia! Życzę Ci aby w 2018 było ich jeszcze więcej! 🙂
Jesteś wielka! Cieszę się, że brałam udział w spełnianiu Twojego pierwszego marzenia
Oj wszystkie byłyście udziałem i było super z Wami <3
Marzenie mam jedno Toskania, drogi cyprysowe, domy z cegieł winnice i to chce zobaczyć na dwóch kółkach ♂️ ale marzenia nic nie kosztują a być może się spełnią a jak nie to nie będę płakać
Nie płacz, tylko planuj i jedź. Ja też chcę jeszcze wrócić do Toskanii z rowerem tym razem, a nie tylko z aparatem 🙂
W tamtym roku moje marzenia w sumie się spełniły Narty w austriackich Alpach ⛷nie sądziłam ze po kilku latach przerwy zjadę z 3 tys metrów Cudna Italia i jezioro Garda i Tenno, Gardalad i zjazd na Raptorze nie zapomnę do końca życia , pokonałam wszystkie najgorsze lęki w życiu i oczywiście ukochana Chorwacja bez której rok to rok stracony Ten rok to kolejne pokonywanie lęków chyba największego jakim jest lot samolotem i podróż w kwietniu na Gran Canarie a w październiku cudowna Portugalia z bajecznymi plażami Wszędzie i zawsze towarzyszy mi aparat , kamerka i jeszcze chętnie zakupiłabym drona ale mój mąż mówi ze jestem krejzol już bez tego Także plany są , trzeba je tylko zrealizować Wszystkiego Najlepszego i zdobywania kolejnych punktów na mapie
Ewa widzę, ze zaszalałaś z realizowaniem marzeń : Super! Dokładnie tak jest, ze trzeba realizować je. Wszystkiego Najlepszego i Tobie i kolejnych marzeń do zrealizowania 🙂
Anita, bo jestem szalona ale życie bez podróży poznawania naszej boskiej planety ,to nie życie
Ja w 2017 bylam w 4 nowych miejscach po raz pierwszy w zyciu: Dublin, Como jezioro, Vladivostok i NYC 🙂 w tym roku jest duze peawdopodobienstwo utraty pracy ale juz cisne do Southampton i pewnie jeszczw gdzies gdzie mnie nogi poniosa. PS. I bylam 4x w domu w Gorzowie! Takze 8 wypadow w ciagu 2017roku!
Super zrealizowane plany. NYC też na mojej liście ale pewnie nieprędko się uda go zrealizować. Zobaczymy. Trzymam Paulina kciuki za kolejne marzenia i byś jednak pracy niestraciła
Ja nie miałam za bardzo okazji do spełniania marzeń, ale jedno mi się udało. Przebiegliśmy z mamą i narzeczonym Loch Ness Marathon niby nic ale paznokieć który teraz dopiero mi zszedł przypomina że było warto
Z Mamą? Rewelacja! Życzę Ci Karolina w takim razie w przyszłym roku więcej czasu na spełnianie marzeń.
Moim marzeniem jest tylko, żeby 3 września (pisałam Ci o tym jakiś czas temu)już nigdy się nie powtórzył… reszta jest nieważna. Ale coś tam pewnie się uda w tym roku.
To trzymam kciuki Natalia ❤
Spełnione marzenie w ubiegłym roku to Papua i Raja Ampat, Sulawesi też było pięknew połowie lutego polecimy spełnić kolejne o Ameryce Południowej i Amazonii. Zaczynamy w Kolumbii a skończymy w Brazylii
Wow! Pięknie. Dla mnie Papua i Sulawesi to totalna magia ale myślę, że kiedyś i tam się wybiorę. Życzę więc powodzenia w Ameryce 🙂
Dziękuję Papuę polecam, my musimy tam wrócić
A co tam najbardziej Ci się podobało?
Ludzie, ciekawi nas, sympatyczni, pomocni i rajskie ptaki, dla których tam pojechaliśmya do tego to piękny kawałek naszej ziemi
Życzę spełnienia wszystkich planów i marzeń.
Wspaniały wpis , niezwykłe podróże i piękne życie! Życie, które zawsze było moim marzeniem. Trochę się sprawdziło, ale zdecydowanie za mało. Moja największe i najwspanialsze podróże to nad Bajkał i do Azji. Zwłaszcza Bajkał to niezwykła kraina. Podróż trwała ponad miesiąc i sprawiła, że na wiele spraw spojrzałam inaczej.
W tym roku planuję podróże po Polsce i może do Czech., no i jak zawsze do ukochanej Puszczy Białowieskiej. Co do marzeń to u mnie trochę inaczej to wygląda, napisałam o tym tutaj, zapraszam: https://mozgojazda.wordpress.com/2017/12/27/postanowienia-przed-nowym-rokiem-wyprobowane-warto/
Dzięki Alicjo i Tobie również spełnienia marzeń i planów. Nad Bajkałem nie byłam jeszcze, ale bardzo bym kiedyś chciała i tam dotrzeć. A co do tego, że „zdecydowanie za mało” to na spokojnie. To wymaga czasu 🙂 Wiem, bo początkowo też było za mało, a z czasem zaczęło się zmieniać, a właściwie zaczęłam to wypracowywać.